□35□
Drzwi do pomieszczenia gdzie znajdowała się cela zaskrzypiały gdy zostały otwarte. Ten dźwięk mimo że był cichy rozniósł się echem po skąpanej w ciszy przestrzeni. Odgłos zbliżających się kroków zasygnalizował że ktoś podszedł do krat.
Negan który siedział na łóżku i czytał książkę zerknął na przybysza. Jego brwi uniosły się ku górze gdy zdał sobie sprawę kto go odwiedził. Na samym początku gdy tu trafił ta osoba zaszczyciła go swoją obecnością zaledwie dwa góra trzy razy. Wzbudziło to w nim zainteresowanie. Odłożył książkę uprzednio zaginając stronę, na której skończył czytać.
-Twoja obecność mnie zaskoczyła.- uśmiechnął się na krótką chwilę i wstał by zbliżyć się o dwa kroki do krat.- Ale wiem że z byle powodu tu nie przyszedłeś. Czym zawdzięczam twoje odwiedziny?
- Wiesz gdzie możesz wetknąć swoją fałszywą uprzejmości?
-Oh, jak zawsze ostry z ciebie zawodnik. No dobra, przejdźmy do konkretów. Cholernie mnie ciekawi co cię skłoniło do przyjścia tu. Sprawa musi być poważna. Choć dziwne że Rick tu nie przyleciał. Czyżby to było coś osobistego?
-Dotyczy twojej siostry.
Krzywy grymas zagościł na twarzy czarnowłosego. Cofnął się i usiadł na łóżku. Sięgnął po książkę i otworzył ją. Jego zainteresowanie nagle zniknęło.
-Powiedź jej że cokolwiek ode mnie chce, nie dostanie tego. I to żałosne że przysłała kogoś zamiast zrobić to osobiście i spojrzeć mi w twarz po tym co mi zrobiła.- powiedział skupiając swój wzrok na tekście książki.
-Nie przysłała mnie. Nie wie że tu jestem.
Negan oderwał wzrok od czytania tekstu i zerknął na kusznika. Przez moment uwierzył że Daryl może mówić szczerze, ale ponownie wrócił do książki. Nie wierzył mu na słowo.
- Po co dla niej kłamiesz? To zdrajczyni. Nie zasługuje na niczyją pomoc.
-Na prawdę tak uważasz? Nienawidzisz jej?
-Przestań zadawać te durne pytania. Przeszkadzasz mi w czytaniu. Ona już mnie nie obchodzi!- powiedział zdenerwowanym głosem. Nie był już wstanie skupić się na tekście przed oczami, ale nadal udawał że czyta. Nie potrafił jej nienawidzić. Zdradziła go i to cholernie bolało, ale nie miał zamiaru od tak jej wybaczyć. Przez dwa pierwsze miesiące jego odsiadki w celi odwiedzała go. Próbowała naprawić ich relacji, ale nigdy się nie ugiął. Pozostał skamieniały na wszelkie jej próby i starania. Jego oschłość i pogarda w końcu całkowicie ją zniechęciły. Przestała przychodzić do niego. Co o dziwo jeszcze bardziej go zabolało. Był podłamany. Samotność była wręcz nie do zniesienia. Żałował że był zbyt okrutny dla niej skoro była jedyną osobą, której wciąż zależało na nim. Nikt inny nie przejmował się jego losem. Ale nie potrafił przeprosić. Nigdy nie przepraszał. To było trudne. Żeby ją odzyskać musiał pokazać swoją słabość. Nawet jeśli to ona go zdradziła, prawda była taka że to on nadal był tym gorszym. Spędzanie samemu w czterech ścianach tyle czasu dało mu do myślenia. Pewne rzeczy otworzyły mu oczy. Sam był sobie winny że tu trafił, miał szczęście że w ogóle żyje. Zbyt wiele razy zranił siostrę. Była tak zdesperowana, że za wszelką cenę pragnęła się od niego uwolnić. Był winny. I to go zżerało od środka. Ale duma i upartość wciąż nie pozwalała mu na spróbowanie naprawienia swoich błędów. Czasami nienawidził siebie za to jaki jest. Nie był dobrym mężem, dobrym bratem, ani tym bardziej dobrym człowiekiem.
-Ktoś próbuje ją nastraszyć. Może nawet się jej pozbyć. Ale ona przecież już cię nie obchodzi więc nie będę zawracał ci głowy.- Daryl spokojnym krokiem ruszył ku wyjściu.
-Poczekaj. Powiedź co się stało.- Jebać swoją dumę, pomyślał czarnowłosy. Daryl Dixon przyszedł osobiście poprosić go o pomoc bo najwyraźniej jest tak źle że boi się o życie jego siostry. Nie wybaczyłby sobie gdyby teraz pozwolił mu odejść. Wystarczająco skrzywdził Lare. Czas spróbować to naprawić.
Daryl opowiedział mu o napisie na drzwiach oraz o czymś co znalazł w pokoju Lary. Zanim przyszedł do Negan'a chciał jeszcze raz porozmawiać z ciemnowłosą. Nie zastał jej w pokoju, ale gdy miał zamiar wyjść zauważył coś pod jej łóżkiem. To było pudełko, a w środku był kamień z napisem "Zdrajczyni", był namalowany tą samą farbą co napis na drzwiach. To nie był przypadek. Lara z jakiegoś powodu ukryła ten fakt przed nim. Nie potrafił był obojętny. Mimo że kobieta oświadczyła że nie chce jego pomocy, to nie mógł być bezczynny w tej sprawie. Z jakiegoś powodu nie chciał jej krzywdy. Skoro ona nie chciała z nim rozmawiać, to musiał udać się do osoby, która dobrze ją zna. Negan był jej bratem więc powinien wiedzieć kto chce ją skrzywdzić.
-Kurwa. To powalone. I dość typowe dla Zbawców. Zastraszanie zawsze było dobrą taktyką. Ale nie sądzę by to była sprawka kogoś z moich dawnych ludzi. Nawet jeśli są źli na Lare że mnie zdradziła, to od początku miała by przejebane. Próba zajścia jej za skórę była by głupotą z ich strony. Zbyt dobrze wiedzą jak bardzo potrafi być brutalna.- czarnowłosy stał oparty przedramionami o kraty.- Chcesz wiedzieć z kim żyjesz pod jednym dachem? Niech jej śliczne oczka cię nie zaślepią. Potrafi być potworem, ale pewnie stara się być teraz tą dobrą. To w jej stylu, zrobi coś złego a później próbuje być lepsza. Te jej problemy z emocjami. Nigdy nie wiadomo kiedy jej odbije. Oczywiście nie próbuje oczernić jej w twoich oczach. Nie jest gorsza niż ja.
-Jesteś wstanie pomóc?
-Już powiedziałem że to nikt z Zbawców. Mimo że jest zdrajcą nie ośmielili by się jej zranić, głównie z mojego powodu, ale też za bardzo bali by się jej gniewu.
-Twoje gadanie na nic się zdało.
-Poczekaj. Zastanów się nad tą sprawą. Ten ktoś odczekał aż wydarzenia po wojnie ucichną i sytuacja się uspokoi. Był cierpliwy, czekał na odpowiedni moment. Ktokolwiek to robi musi mieć z nią osobiste porachunki... - urwał na moment. Nagle coś sobie uświadomił. Odpowiedź była oczywista.- Cholera, już wiem. Tylko jedna osoba mogła to zrobić. Zawsze jej nie znosiła. Mogłem już dawno ją załatwić, ale jak zawsze nie posłuchałem się Lary. I znowu z mojego powodu ma problemy.
- Powiedź kto to.- ponaglił brązowowłosy, który był już zniecierpliwiony. Gadulstwo Negan'a było wyjątkowo irytujące i miał ochotę wyjść stąd jak najszybciej.
-Wredna szmata, która potrafi omotać facetów wokół palca i dla niej zrobią wszystko. I pomyśleć że tyle razy się z nią pieprzyłem.
-Powiedź jej imię.- Daryl spojrzał wyczekująco na czarnowłosego. Miał dość przedłużania tego i jego irytującego zachowania. Musiał znać odpowiedź w tej chwili.
Negan był całkowicie pewny kto za tym wszystkim stoi. Nikt inny nie chciał by tak bardzo zemścić się na Larze jak właśnie ta osoba.
-To...
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Lara opłukała twarz w chłodnej wodzie. Sięgnęła po wiszący przy umywalce ręcznik i wytarła nim twarz. Odwiesiła rzecz na swoje miejsce. Całe popołudnie spędziła na próbie rozwiązania problemu. Ale nie miała pojęcia co zrobić. Kto w Alexandrii był jej wrogiem? I dlaczego dopiero po roku to się dzieje. Czemu akurat teraz ktoś chce uprzykrzyć jej życie? Jaki ma cel? Nie znalazła żadnej odpowiedzi na to. Myślała że wprowadzenie się do Alexandrii będzie nowym początkiem. A okazało się że zmieniła jedno piekło na drugie. Nie czuła się tu już bezpiecznie. Nie mogła pozwolić że z jej powodu coś złego może stać się jej synom. Była głupia myśląc że poradzi sobie z tym sama. Złudnie sądziła że jest wystarczająco silna.
Gdy wychodziła z łazienki i skierowała się do swojego pokoju usłyszała jak drzwi na dole się otwierają. Ustała przy schodach. Widziała jak Daryl przechodzi do salonu. Miała teraz okazję przeprosić go za swoje wcześniejsze zachowanie. Zeszła na dół i weszła do salonu. Daryl stał w kuchni i wyją z szuflady sztućce, które położył na wysepce kuchennej gdzie leżał talerz z przyrządzonym przez Lare posiłkiem. Jak zawsze zostawiła dla niego porcję jedzenia. Uśmiechnęła się delikatnie. Może nie był aż tak na nią zły skoro miał zamiar zjeść przygotowane przez nią jedzenie.
-Hej.- mruknęła niepewnie.
Mężczyzna przystanął przy wysepce i spojrzał na nią. Zapanowała jakaś dziwna niezręczność gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Przez parę chwil panowała cisza, którą w końcu przerwała Lara.
-Przepraszam za swoje zachowanie. Powinnam być wdzięczna że chcesz mi pomóc, a nie naskakiwać tak na ciebie.
-Więc jednak chcesz mojej pomocy?
-Nie. Nie zrozum mnie źle. Po prostu nie chcę obarczać cię swoimi problemami. Czemu miałbyś narażać się dla mnie? Nic mi nie jesteś winien. Jesteśmy tylko współlokatorami, nic dla ciebie nie znaczę.
-A może się mylisz? Próbujesz być samowystarczalna. Nie chcesz pomocy by nie być nikomu niczego dłużnym. Mieszkasz tu, ale nie jesteś częścią tej społeczności. Izolujesz się. Czego ty się boisz? Że gdy zaufasz tym ludziom, to cię zranią? Całe życie będziesz kryć się w cieniu? Przestań udawać że nie zależy ci na niczyim wsparciu.
- I kto to mówi? Nie jesteś lepszy ode mnie. Jesteś samotnikiem, ale jakoś nikt nie zmusza cię byś przestał nim być więc nie zmuszaj mnie do niczego. Masz rację, boje się!- podniosła głos. Emocje znowu wzięły górę.- Boje się że gdy pozwolę ludziom wejść do mojego życia odejdą. Zranią mnie albo zginą przeze mnie. Nie chcę znowu cierpieć. Mój brat ma rację. Nikt nie zostaje przy mnie zbyt długo. Nawet on, nienawidzi mnie. Tylko zawodzę innych.- przyznała z żalem i rozpaczą. Jej oczy zaszkliły się od łez.- Nie chcę byś i ty zobaczył jak beznadziejna jestem. Któregoś dnia i moi synowie mogą odejść. Gdy zrozumieją kim jest ich matka. Przestaną mnie kochać. Jack już wyjechał. Nie ma go od paru dni. Wariuje bo nie wiem co się z nim dzieje. Może nigdy nie zechce wrócić. Spodoba mu się w Królestwie i tam zostanie. Zrobi to co każdy mężczyzna w moim życiu, opuści mnie. A Paul? Ledwo co wczoraj przyjechałam, a znowu był zajęty. Tylko chwilę porozmawialiśmy i już wyjechałam bo nie miał czasu dla mnie. Może nie było to specjalnie albo po prostu mnie tam nie chciał. Wierzyłam że mogę być silna. Że cokolwiek się stanie dam temu radę. Ale zamieniłam jedno piekło na drugie. Czuje się tu obco. Może i masz rację że nie chcę się za bardzo otworzyć. Ale gdybyś był raniony tyle razy ile ja za wszelką cenę próbowałbyś uniknąć kolejnego cierpienia. Kurwa, rozpłakałam się jak dziecko.- parsknęła nerwowo. Zaśmiała się, ale uśmiech szybko zniknął z jej twarzy. Próbowała ukryć ból, ale prawda była zbyt miażdżąca. Otarła rękawem bluzki łzy, które słynęły po jej policzkach.- Możemy o tym zapomnieć? Proszę, nie chcę do tego wracać.- powiedziała nerwowo niepewnie spoglądając na mężczyznę.
Prawie wybiegła z salonu. Zniknęła od razu w swoim pokoju. Zamknęła drzwi po czym ukryła się w łóżku pod pościelą. Nie sądziła że tyle bólu w sobie trzymała. Nigdy przedtem nie wybuchła w taki sposób. Zamiast kipiącego gniewu, niczym strumień wylała się z niej rozpacz. To wszystko było prawdą. Prze lata kryła się w cieniu brata bo choć ją ranił, to tylko on był przy niej. Nikt inny nie wytrzymał z nią tak długo jak on. Ale teraz i on odwrócił się od niej. Nie miała już nikogo. Czuła się tak bardzo samotnie.
Ciche pukanie w drzwi przykuło jej uwagę. Po chwili ktoś wszedł do jej pokoju. Czuła jak brzeg jej łóżka ugina się pod ciężarem kusznika.
Cisza panowała w pomieszczeniu, ale nie trwała zbyt długo.
-Pewnie uważasz że jestem żałosna?- wciąż była przykryta kołdrą. Nie chciała teraz spojrzeć mu w oczy choć nie spodziewała się że przyjdzie.
-Nie, jesteś zraniona. Wiem jak to jest gdy nie masz nikogo i czujesz że nie zasługujesz by komuś na tobie zależało. Nie chcesz by ci zależało bo to oznacza że ktoś może cię zranić. Bycie samotnikiem złudnie daje szansę na uniknięcie bólu.
Ciemnowłosa wyjrzała spod kołdry. Powoli podciągnęła się do siadu. Brązowowłosy wpatrywał się w podłogę, ale nawet z boku mogła dostrzec ból na jego twarzy. Był zraniony tak jak ona.
-Jednak łączy nas znacznie więcej niż tylko wkurzający starsi bracia.- powiedziała pociesznie próbując rozłożyć napięcie odrobiną żartu z całej tej sytuacji.
Mężczyzna skinął lekko głową.
Przysunęła się bliżej niego. Ostrożnie oparła głowę o jego ramię. Nie cofnął się ani nawet nie spiął się z powodu jej bliskości. Oboje byli zranionymi duszami. Może los nie bez powodu skrzyżował ich drogi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top