■14■
Miesiąc później
Lara stała na balkonie przed budynkiem. Słuchała muzyki na słuchawkach. Opierała przedramiona o metalowe barierki, które chroniły ją przed upadkiem z wysokości. Lekki wietrzyk poruszał kosmykami włosów, które miała rozpuszczone. Pustym spojrzeniem obserwowała okolice. Strażnicy krążyli wokół ogrodzenia, na których przyczepione umarlaki wiły się chcąc się uwolnić. To był zwykły dzień, taki jak poprzednie. Nic się nie działo. Każdy dzień wyglądał tak samo, choć z upływem kolejnych coś w Larze gasło, zapał i chęć do życia. Stawała się ludzką skorupą, która pogrążona była w obojętności.
Przez miniony czas zastanawiała się nad nieznajomymi z drogi, którzy wysadzili jej ludzi oraz nad tajemniczym Daryl'em. Od Sherry dowiedziała się w jakich okolicznościach go spotkali, jak się zachował w stosunku do nich. Z jej opowieści wynikało że był dobrym człowiekiem, a przynajmniej na pewno nie był złym typem. I choć to oni go napadli, to ostatecznie chciał im pomóc, a nawet zabrać do swojej osady. Nie powiedział im jak ta osada się nazywa, ale wystarczyło że wiedzą o istnieniu tego miejsca. W końcu ich znajdą, a byli blisko. Przez ostatni miesiąc przeszukiwali okolice. Dzięki mapom zmniejszyli obszar poszukiwań. Byli coraz bliżej odkrycia nowej osady.
Panujący spokój przerwał nagły przyjazd ciężarówki. To była niezapowiedziana wizyta. Ludzie którzy z niej wysiedli wyglądali na zdenerwowanych. Na dole zrobił się harmider. Strażnicy zaczęli o czymś między sobą rozmawiać.
Drzwi na balkon, na którym była ciemnowłosa otworzyły się i weszła przez nie blondynka. Laura trąciła ją w ramie zwracając na siebie jej uwagę.
-Jest zebranie. To pilne.- powiedziała blondynka.
Lara skinęła głową po czym obie weszły do budynku i udały się prosto do sali spotkań.
Gdy weszły ci którzy byli potrzebni już tu byli. Po wyrazach ich twarz ciemnowłosa wywnioskowała że byli wkurzeni i zarówno zmartwieni. Szczególnie Simon, który krążył przy stole niczym rozjuszony byk.
Lara zajęła swoje miejsce czekając by ktoś powiedział co się dzieje.
-Placówka satelitarna zeszłej nocy zastała zaatakowana.- oznajmił Negan. Zapadła grobowa cisza. Nasuwało się pytanie, kto to zrobił?- Nic nie wiadomo kim dokładnie byli ci skurwiele. Nocą wyrżnęli w pień cały posterunek. Paru próbowało uciec, ale ich też dorwali.
-Co robimy szefie?- zapytała Regina, kobieta po czterdziestce z krótko ściętymi włosami.
-A co robią Zbawcy? Wybawimy ich od życia.- złowieszczy uśmiech zawitał na twarzy czarnowłosego.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Może i nie wiedzieli gdzie dokładnie mają osadę ci nieznajomi, ale byli pewni że w końcu wyjdą ze swojej nory i się pokażą. Podzielili się na pomniejsze oddziały. Simon z swoimi blokował wszystkie możliwe drogi, Dwight dostał grupę do obserwacji by mogli wykryć czy nieznajomi w końcu się pokażą. Każdy miał wyznaczone zadania. Cel był jasny, dorwać ich wszystkich. Negan miał ochotę na odstawienie przedstawienia. Musiał ich ukracać za zabicie jego ludzi.
Lara stała z przekaźnikiem w ręku na środku drogi. Nasłuchiwała wszystkich kanałów, którymi posługują się Zbawcy do komunikowania. Chciała być na bieżąco z informacjami.
-Wilki ruszyły na żer. Poleje się krew.- Negan rozłożył ramiona rozciągając mięśnie i zamachnął się kijem w powietrzu.- Przygotowuje się do rozwałki.- powiedział wyjaśniając czemu macha kijem gdy ciemnowłosa zerknęła na niego.- Zejdź z tej drogi bo cię ktoś rozjedzie.
-Kto ma mnie rozjechać? Sztywny na motorze?
- Spokojnie poczekamy aż nasi wykonają swoje zadanie. Bądź cierpliwa.
Z przekaźnika usłyszeli szum, a później męski głos.
-Tu Dwight. Spotkaliśmy kilku obcych, zabiliśmy jedną osobę, ale reszta uciekła. Czterech naszych nie żyje.
-Wysłać do ciebie Oslo i jego ludzi?- zapytała Lara. Negan przyglądał się jej.
-Nie potrzebni nam tropiciele. Strzelanina dużo nas kosztowała, kończą się naboje.
-Przyślę wam wsparcie z zapasami. Bez odbioru.- ciemnowłosa przygryzła wargę rozważając stan sytuacji.
-Jedź tam.- odezwał się czarnowłosy przyciągając jej uwagę.- Tutaj tylko czekasz.
-Rozporządzam akcją. Jak pojadę zostaniesz tu tylko z oddziałem. Wszyscy porucznicy są w terenie.
-Ja jestem szefem. Nie potrzebuje poruczników by mnie pilnowali. Mam tu żołnierzy, a oni robią to co im rozkażę. Jesteś moim człowiekiem?
-Oczywiście że tak. Może ruch mi się przyda. Siedzenie tu mnie irytuje.- wzruszyła ramionami. Była niecierpliwa. Chciała dowiedzieć się z kim mają do czynienia. Chciała poznać tych ludzi, dowiedzieć się kim są i jacy są.
Zabrała ze sobą kilku ludzi i zapasy dla Dwighta i jego grupy. Następnie ruszyła w drogę. Sprawnie dotarła do punktu gdzie czekał blondyn z resztą.
-Nie spodziewałem się że przyjedziesz osobiście.- powiedział Dwight gdy ciemnowłosa wysiadła z ciężarówki. Wymuszony uśmiech zawitał na jej twarzy gdy go witała. Zachowanie profesjonalizmu na akcji było kluczowe by dobrze wykonać zadania, bez sporów.
-Macie rannych czy tylko trupy?
-Tylko trupy. Rozstawiliśmy się w lesie. Sądzę że niebawem wrócą.
-Dlaczego mieliby to zrobić?
-Zabiłem jakąś dziewczynę. Nie byli tym ucieszeni. Szczególnie on.
-Ten Daryl, tak?- dopytała by upewnić się o kim on mówi. Blondyn przytaknął głową.- Dobra. Rozstawcie się i obserwujcie okolicę!- zwróciła się do Zbawców.
Minęło trochę czasu gdy czekali, ale jak Dwight mówił ci nieznajomi wrócili. Złapali dwójkę, murzynkę oraz azjate. Gdzieś w okolicy kręciło się jeszcze dwoje. Czekali na nich.
Azjata i murzynka byli przynętą. Tylko kilkoro Zbawców pilnowało ich, reszta była rozproszona po lesie czekając aż pozostała dwójka zjawi się ich uratować. I tak też się stało. Zaszli ich od tyłu gdy próbowali zakraść się do ich obozowiska.
Huk.
Lara podbiegła do Dwighta, który strzelił do nieznajomego.
-Idioto! Mają być żywi.- zwróciła się z złością do blondyna.
-Nic mu nie będzie.- stwierdził Dwight.
Lara rozkazała swoim by zabrali broń nieznajomym. Zaciągnęli tą nieszczęsną czwórkę pod ciężarówkę na drodze.
-Jestem Lara. To Dwight, ktoś z was już go poznał.- wskazała blondyna, który stał obok niej, mówiąc to bezpośrednio patrzyła na postrzelonego mężczyznę, który z nienawiścią patrzył na Dwighta.- Wybaczcie za te nieprzyjemne powitanie. Co ja gadam. Nie będę was przepraszać. Za niedługo spotka was coś znacznie gorszego. Nie będę kłamać. Macie przesrane. Mogłabym zapytać jak się nazywacie by nasze poznanie się było milsze... Ciebie już znam.- wskazała rannego mężczyznę o przydługich brązowych włosach. Tym przyciągnęła jego uwagę i w końcu oderwał wzrok od Dwighta.- Cześć Daryl. A wy?
-Mam na imię Glenn.- odezwał się niepewnie azjata. Lara znacząco spojrzała na dwie kobiety, które nie były chętne do przedstawienia się.
-Rosita.
-Michonne.- mruknęła murzynka.
-Miło mi was poznać. Szkoda że tylko mi, ale mówi się trudno... - ciemnowłosa chciała dalej ciągnąć pogawędkę z nimi, ale usłyszała z przekaźnika głos Simona, który ją nawoływał.- Zapakujcie ich.
Zbawcy zaczęli wciągać na tył ciężarówki tą czwórkę. Lara oddaliła się trochę po czym odezwała się do przekaźnika.
-Nie uwierzysz co się stało.
-Wyprzedzę cię. Mam czworo nowych.
-Mam coś lepszego. Bajkowe osiedle noszące nazwę Alexandria.- powiedział dumnie Simon.
-Macie ich wszystkich, prawda?
-Owieczki złapane. Wracaj do punktu kontrolnego. Bez odbioru.
Lara spojrzała na tył ciężarówki gdzie byli zamknięci nowi. Czy się cieszyła że ich dorwali? Raczej nie. Ekscytowała się tylko faktem, że poznała nowych ludzi. Było jej żal ich i tego co ich od tej chwili czeka.
□■□■□■□■□■□■□■□■□
Simon z swoimi złapał mężczyznę o imieniu Eugene, który jechał kamperem bo miał ściągnąć ich uwagę na siebie, w tym czasie jego przyjaciele uciekali lasem by uniknąć Zbawców. Simon boleśnie wyciągnął od niego wszelkie możliwe informacje. Tak o to dowiedzieli się o wspaniałej Alexandrii i o przywódcy tego miejsca, który nazywa się Rick Grimes.
Gwizdanie. Ta zwykła czynność, a sprawiła że grupka ludzi czuła ogromny strach o własne życie. Wpadli niczym mysz w pułapkę.
Zostali otoczeni. Simon wystąpił spośród tłumu ludzi, którzy mieli ich na celowniku. Kazał im klęknąć w szeregu. Później przyprowadzili Eugene, który uklęknął tuż obok swoich towarzyszy, biedak miał obitą twarz, ale czego miał się spodziewać po Simonie? Że go kwiatkiem uderzy? Następnie Dwight wyprowadził pozostałą czwórkę i kazał im klęknąć tak samo jak reszcie.
Jedenastu nieszczęsnych ludzi klęczało na ziemi czekając na nadchodzące osądzenie. Byli niczym skazańcy, którzy czekali na wyrok. Ktoś z nich dzisiejszej nocy umrze.
Lara stała przy ciężarówce, w oddali, w ukryciu. Obserwowała i czekała na rozwój wydarzeń. Nie miała ochoty brać udziału, w tej powalonej zabawie, którą za chwilę miał rozpocząć jej brat. Ci ludzie wyglądali żałośnie. Oczywiście byli wśród nich twardziele, na przykład mężczyzna o rudych włosach z grubym wąsem. Po jego dumnej postawie i kamiennej twarzy można było pomyśleć, że był kiedyś wojskowym, może był albo po prostu był silnym i odważnym człowiekiem. Drugim przykładem był dzieciak w kapeluszu z bandażem na jednym oku. Nie okazywał strachu. Jak na nastolatka był bardzo dzielny. Trochę inaczej było z innymi, kobieta o ciemniej karnacji z spiętymi włosami, widać że nie chciała pokazywać że obawia się o swój los, podobnie zachowywał się mężczyzna z krótkimi brązowymi włosami, który klęczał przy nastolatku. Najgorzej trzymał się Eugene, trząsł się jak garaletka, była jeszcze kobieta z krótkimi brązowymi włosami. Była blada, ledwo trzymała się na kolanach. Lara przyjrzała się jej. Coś z z nią było nie tak. Raczej nie sytuacja doprowadzała ją do tak ciężkiego stanu, może była chora. A ten azjata, którego wcześniej poznała patrzył na tą biedną kobietę z przerażeniem i ogromnym zmartwieniem. Musiało ich coś łączyć. Może byli razem? Nie było pewności. Żeby się dowiedzieć musiała by ich spytać, ale sposób w jaki na siebie patrzyli i te cierpienie że nie mogą się do siebie zbliżyć jasno wskazywało, że łączyło ich uczucie. Był jeszcze mężczyzna o brązowych włosach i z krótką brodą. Wyglądał na przywódce. Może to właśnie on przewodził tą grupą. Spoglądał na swoich towarzyszy jakby upewniał się czy każdy z nich jakoś się trzyma. Lara była pewna że to właśnie ten cały Rick Grimes. Nie trzymał się tak dumnie jak ten rudy, ale nie był też przerażony jak Eugene. Mentalnie wyróżniał się najbardziej. W końcu był przywódcą, filarem utrzymujących tych ludzi razem. Rosita i Michonne, które nie tak dawno ciemnowłosa poznała trzymały się całkiem dobrze, ale w ich oczach widać było strach. Odczuć można było że były silnymi i samodzielnymi kobietami, ale ta sytuacja je przerastała, tak jak resztę ich ludzi. I ostatni, słynny Daryl, którego tak bardzo nie lubił Dwight. Dziwiła się dlaczego blondyn darzy go brakiem sympatii, przecież to on z Sherry go okradli chociaż on proponował im pomoc. Wyglądał na samotnego wilka. I z pewnością był silny bo mimo że został postrzelony przez Dwighta, to nie dawał po sobie poznać że coś go boli. Ewidentnie był też dobrym obserwatorem. Dlaczego Lara tak uważała? Bo wśród tłumu za którym się kryła, dostrzegł ją. Spojrzał wprost na nią choć kryła się w cieniu chcąc pozostać niezauważona. Ale on ją zobaczył. Kim był ten człowiek? To pytanie wywołało w niej ciekawość tym mężczyzną. Może będzie miała jeszcze okazję bliżej go poznać.
-Czas poznać szefa!
Głos Simona wyrwał Lare od analizowania i obserwowania nowych. Show właśnie się rozpoczęło. Ktoś niebawem umrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top