#22

Już dziesięć minut przed czasem byłam gotowa do randki z Dylanem. Siedziałam w moim salonie na kanapie i niecierpliwie stukałam obcasem w podłogę. Miałam na sobie bordową, rozkloszowaną sukienkę, która sięgała mi do połowy ud i idealnie opinała moje piersi. Była na grubych ramiączkach. Nie miała jakiś dodatkowych zdobień, była prosta, a zarazem bardzo elegancka.

Zniecierpliwiona spojrzałam na zegar i okazało się, że jest już dziesięć minut po siedemnastej. Spóźnia się - pomyślałam lekko przerażona. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, jak najszybciej pobiegłam je otworzyć, zatrzymując się jeszcze przy lustrze, żeby poprawić swoją fryzurę, czyli po prostu rozpuszczone włosy. Gdy wreszcie otworzyłam drewnianą powłokę moim oczom ukazał się nieziemsko przystojny mężczyzna. Nie spodziewałam się tego, że Dylan ubierze koszulę i do tego marynarkę, a jednak... Przyglądałam się mu przez chwilę, do czasu aż nie podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich ustach. 

-Spóźniłeś się - zauważyłam niby obojętnym tonem głosu.

-Zbieraj się, bo nam rezerwacja przepadnie - pospieszył mnie zbywając moją uwagę.

Przewróciłam oczami, ale posłusznie wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z mieszkania.

****
Weszliśmy do eleganckiej restauracji, kelner zaprowadził nas do jednego ze stolików przy oknie. Gdy usiedliśmy od razu zostały nam podane menu. Wybrałam jedną z potraw. Przez cały czas na moich ustach widniał uśmiech. Byłam w tej chwili szczęśliwa i chciałam jak najwięcej czasu spędzić z Dylanem. Po chwili kelner przyjął nasze zamówienie, a my rozpoczęliśmy luźną rozmowę.

-Nie czuję się w tym dobrze - powiedział nagle Dylan wskazując na marynarkę.

-Ale wyglądasz w niej bardzo seksownie - puściłam do niego oczko uśmiechając się przy tym zalotnie.

-A ty Aniołku wyglądasz wręcz zabójczo w tej sukience i najchętniej wziąłbym cię tutaj.

-Przykro mi napaleńcu, ale dzisiaj nie ma seksu - uśmiechnęłam się z wyższością.

-Niby dlaczego? - zapytał lekko oburzony.

-Nie musimy zdejmować ubrań żeby dobrze się bawić.

-Czyli na marne tak się starałem? - prychnął.

-Związek nie polega na samym seksie, muszą też... - nie dane było mi dokończyć, gdyż Dylan mi przerwał.

-Dla mnie związek polega na samym seksie. Kobiety są mi potrzebne tylko po to by zaspokoić moje potrzeby i ty nie jesteś wyjątkiem.

-To po co odstawiasz tą szopkę? - zapytałam z oburzeniem.

-Kobiety lubią czuć się kochane, wręcz uwielbiają jak mężczyzna interesuje się nimi, wszystkie są romantyczkami, lubią kwiaty i takie inne bzdety, a my faceci robimy to tylko żeby uzyskać korzyści.

-Czyli przez cały czas jak się ze mną spotykałeś robiłeś to tylko i wyłącznie dla swojej przyjemności?! - zapytałam wściekła.

-Tak, skarbie. To była tylko gra - puścił mi oczko uśmiechając się szeroko.

Gdy chciałam już odchodzić od stołu akurat podszedł do nas kelner przynosząc nasze zamówienie. Nie myśląc dużo wzięłam talerz ze spaghetti Dylana i całą zawartość zrzuciłam na jego głowę. Przez chwilę rozkoszowałam się widokiem jego zaskoczonego wyrazu twarz, ale jak tylko zmienił się on we wściekłość jak najszybciej opuściłam lokal. Na szczęście mężczyzna mnie nie gonił. Zaczęłam kierować się w stronę domu, ale po drodze zatrzymałam się na chwilę przysiadając na jednej z ławek. Zdjęłam ze stóp niewygodne szpilki i patrząc na gwiazdy, które już pojawiły się na niebie zaczęłam rozmyślać nad zaistniałą sytuacją. Dylan to dupek, z którym nie chcę mieć już nigdy więcej nic wspólnego - stwierdziłam jako pierwsze. Przez moje myśli przebiegło nagle tyle wspaniałych wspomnień związanych z nim, a później jego słowa "To była tylko gra", w moich oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Dla niego była to zabawa, a ja naprawdę darzyłam go silnym uczuciem. Wiązałam z nim przyszłość. Zaślepiona uczuciem do niego nie widziałam wielu wad... Koniec z facetami - postanowiłam. Wstałam z ławki i ruszyłam w dalszą drogę do domu ze szpilkami w dłoni. 

Randka na quadach...
"To była tylko gra"
Wszystkie czułe słówka, nazywanie mnie "Aniołkiem"...
"To była tylko gra"
Wspólne oglądanie tych wszystkich beznadziejnych filmów...
"To była tylko gra"
Każda spędzona razem chwila...
"To była tylko gra"
Każdy pocałunek, każdy romantyczny gest...
"To była tylko gra"
"[...] my faceci robimy to tylko żeby uzyskać korzyści"
"Kobiety są mi potrzebne tylko po to by zaspokoić moje potrzeby"

Nie wytrzymałam dłużej, spod moich powiek zaczęły wypływać łzy. Szłam chodnikiem mijając raz na jakiś czas jakąś osobę i cichutko popłakując. Drogę, którą szłam oświetlało jedynie światło księżyca oraz latarnie.  Postanowiłam wrócić do domu szybszą drogą, która prowadziła przez park. Na szczęście tu także znajdowały się latarnie, dzięki czemu nie bałam się tak bardzo. Chociaż ja w tym momencie w ogóle nie myślałam o tym, że może mi się coś stać, chciałam po prostu jak najszybciej wrócić do domu, zakopać się w moim łóżku, swobodnie się wypłakać, wyrzucić swoje wszystkie emocje i nie wychodzić stamtąd co najmniej przez tydzień. Chciałabym być silna i mieć to wszystko gdzieś, nie przejmować się takim dupkiem, którego kocham całym sercem. Nagle moje przemyślenia przerwał jakiś głośny dźwięk. Zdezorientowana podniosłam wzrok ze swoich stóp, w które się wpatrywałam, ale nie zdążyłam nic dostrzec, gdyż zostałam powalona na ziemie. Krzyknęłam ze strachu, ale już po chwili moje przerażenie minęło. Zaśmiałam się cicho pod nosem, gdy poczułam jak pies, który się na mnie rzucił zaczyna mnie lizać po twarzy.

-Reja! - usłyszałam znajomy głos nawołujący psa -Kurwa, Reja!

Po chwili poczułam jak husky zostaje ze mnie zdjęty.

-Przepraszam bardzo, nic ci się nie stało? - zapytał zaniepokojony właściciel podając mi przy tym rękę żebym mogła wstać.

-Wszystko jest ok - zapewniłam przyjmując jego pomoc.

Gdy stanęłam na równe nogi, zarówno mnie jak i właściciela psa oświetliły lampy, dzięki czemu mogłam dostrzec jego twarz.

-Nie wierzę - szepnęłam jakby do siebie.

-Znowu się spotykamy - zaśmiał się uroczy mężczyzna o imieniu Evan -Przepraszam cię za mojego psa, Reja jest strasznie nie usłuchana - spojrzał groźnie na psa, który kręcił się wokół nas merdając przy tym radośnie ogonem.

-Nic nie szkodzi, nic mi nie jest - uspokoiłam go.

Pogłaskałam psa po łebku, a Evan w tym czasie złapał za smycz, która była przypięta do jej obroży i zapewne wcześniej wyślizgnęła się z rąk mężczyzny.

-Ja lecę dalej - powiedziałam niepewnie i już chciałam ruszyć w dalszą drogę, ale Evan mnie zatrzymał.

-Poczekaj Angie!

-Tak?

-Na pewno wszystko ok? Wyglądasz... jakby coś się stało - przyjrzał się mojej twarzy. Pewnie mężczyzna zauważył ślady mo moim płaczu...

-To nie wina twojego pieska, to przez osobę, która nie powinna się znaleźć w moim życiu - powiedziałam szeptem.

-Każdy człowiek pojawia się w naszym życiu z jakiegoś powodu. Jedni są tylko na chwilę, żeby nas czegoś nauczyć, a inni zostają już na zawsze.

-Wolałabym żeby on nigdy nie pojawił się w moim życiu - wyznałam.

-Możliwe, że jakby nie on nie spotkalibyśmy się, nie stalibyśmy tutaj, nie rozmawialibyśmy i nie miałbym okazji, żeby ponownie spróbować zaprosić cię na kawę.

-Masz rację, ale co jak ponownie odmówię?

-Będę czekał na kolejne przypadkowe spotkanie, żeby po raz kolejny zapytać - uśmiechnął się uroczo.

-Niestety muszę odmówić - posłałam mu przepraszające spojrzenie - Zaledwie kilka minut temu obiecałam sobie żadnych facetów.

-Może chociaż czysto przyjacielskie spotkanie? - zaproponował z nadzieją.

-Nie rozumiem dlaczego tak bardzo na to nalegasz- zmarszczyłam brwi przyglądając się mu uważnie.

-Sam nie wiem, po prostu coś mnie do ciebie ciągnie, chciałby z tobą spędzić więcej czasu, poznać cię, a każde kolejne spotkanie coraz bardziej mnie w tym utwierdza.

-No dobrze spotkam się z tobą, ale jedynie jako przyjaciele, nic więcej.

-Jasne - uśmiechnął się promiennie -Podaj mi swój numer, to się umówimy.

-Ok - wyrecytowałam mu ciąg licz, który znałam na pamięć - To do zobaczenia.

-Angie, naprawdę myślisz, że pozwolę ci iść samej o tej godzinie? - zapytał z uniesionymi brwiami.

-Tak - odpowiedziałam pewnie -Evan ja naprawdę nie jestem dzisiaj za dobrym towarzystwem, miałam beznadziejny wieczór i... - nagle mi przerwał.

-I własnie dla tego potrzebujesz mieć przy sobie swojego nowego kumpla - uśmiechnął się uroczo -Jeżeli chcesz możemy nawet iść w ciszy, ale muszę być pewien, że bezpiecznie dotrzesz do domu.

-A co z tobą?

-Ja mam Reje, ona mnie obroni - odpowiedział dumnie.

-No dobra, chodźmy - zgodziłam się w końcu.

★★★
Dziękuje wszystkim za gwiazdeczki i komentarze, maraton uważam za zakończony 😁
Przepraszam, że rozdział dodaje trochę opóźniony, ale nie miałam przy sobie telefonu, bo grałam meczyk 😊💪⚽

W czwartek juz epilog! 😢

Trzymajcie się kochani ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top