Q&A ale wprowadza do 2 tomu
Okej to doczekaliście się
Mam nadzieję, że forma i odpowiedzi na pytania, was nie zawiodą.
No i pojawia się nowa postać, która zostanie z nami na stałe w II Tomie
Albo nie
Who knows
----------
Już od rana wstałam z przeczuciem, że dzisiejszy dzień przyniesie dużo wrażeń. Istotnie miałam wiele rzeczy do zrobienia, zorganizowania i przypilnowania.
Mimo to musiałam zacząć od bardzo przyziemnych czynności, takich jak prysznic, ubranie się i malowanie, a na końcu sprzątanie tego syfu, który został po ostatniej imprezie z Cobrami. Gdy w końcu udało mi się doprowadzić salon do stanu używalności, usłyszałam dzwonek do drzwi.
Poszłam otworzyć.
— Od kiedy ty pukasz, bro?— spytałam, stojącego przed moim domem, blondyna, ale ten jak to miał w zwyczaju jedynie się wyszczerzył.
— Raz w życiu mogłabyś udawać, że jestem miły.— odparł żartując i wszedł przez drzwi, uprzednio witając się buziakiem w policzek.
Cały Lawrence, czy kogoś to dziwi?
W odpowiedzi jedynie przewróciłam oczami i poszłam do salonu, do chłopaka, który zdążył się już w nim rozgościć.
— Jestem w szoku, że jesteś punktualnie.— stwierdziłam prowokująco.
— Wbrew temu co ci się wydaje siostrzyczko, to matka mnie przekazała wszystkie dobre geny i zachowanie.— odparł wystawiając język.
— Jednak rozum za tym nie poszedł.— zaśmiałam się, a w dalszej kłótni znowu przeszkodził dzwonek.
— Czy twoi kumple się znowu spizgali, czy po prostu nagle dowiedzieli się o istnieniu dzwonka?
Blondyn na moje słowa jedynie wzruszył ramionami, a chwilę później wróciłam do salonu z kumplami mojego brata, Beth i Tiffany.
To już wiemy kto wpadł na pomysł wejścia do mojego mieszkania jak człowiek cywilizowany.
— No w końcu. Ile można na was czekać?— spytał Johnny.
— Spadaj chłopie, wolę się wyspać niż być na każde słowo twojej irytującej siostrzyczki.— usłyszałam Dutcha.
— Ej!
— No już, już. Chodź tu, mała księżniczko.— powiedział barczysty, ścięty na rekruta brunet i zaczął czochrać moje włosy, trzymając mnie za bark.
— Spadaj Dutch!— krzyknęłam odpychając jego ręce, na co reszta się zaśmiała.
Kumple mojego starszego, przyrodniego brata są tacy irytujący...
Przywitałam się z dziewczynami i co normalniejszymi Cobrami.
— No dobra, czekamy jeszcze na kogoś? Pani organizatorko.— chwila, czy ja w ostatnim zdaniu usłyszałam kpinę?
— Na mamę, Ali i Sarę...między innymi.
— Cudownie.— odpowiedział wzdychając jak męczennik.
Sorry brat, sam zjebałeś.
Kolejny dzwonek do drzwi.
Tak jak myślałam były to Ali i nasza matka, ale także Pan Miyagi i Daniel.
Na tego ostatniego Cobry zareagowały dość... mało pozytywnie.
— Jesteśmy już w komplecie?— spytał Bobby, gdy koło niego usiadłam.
Nasz salon był już mocno zapełniony, ale jedno miejsce czekało wciąż na moją przyjaciółkę.
— Teraz tak.— usłyszeliśmy głos, zgadnijcie kogo...tak, to Li, brawo.
Blondynka weszła jak zwykle pewna siebie, nie patrząc w kierunku Johnny'ego, za to witając się ze mną i z pozostałymi.
Wciąż czuła żal i musiała się uporać z wieloma rzeczami, a mi było cholernie przykro z jej powodu i z tego, że mam brata imbecyla.
— Świetnie wyglądasz Sar!— powiedziała Tiff.
— O tak, nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakim cudem tak szybko wróciłaś do formy po porodzie.— dodała Beth.
— Cóż, takie geny.— zaśmiała się Sara.
— A skoro jesteśmy w temacie, to kto się opiekuje twoim kaszojadem?— zabłysnął Dutch, za co zarobił uderzenie od swojej narzeczonej.
— Ała! Za co to było?
— Za darmo, idioto.— odparła czarnowłosa.
— Już go zostaw Beth, widać jak wzmianka o dzieciach go stresuje.— odpowiedziała pogodnie Sar, a ja spojrzałam podejrzliwie na parę.
— Pozatym, mój tata został z małym — wyjaśniła.
— Okej, to chyba możemy zaczynać?— spytałam, patrząc na zgromadzonych.
— Miejmy to już za sobą.— powiedział Dutch z westchnięciem.—Ał! Przestaniesz mnie bić? Pomoocy.— dodał, prosząc.
Na co reszta z nas się lekko zaśmiała, a Daniel chrząknął coś co brzmiało podejrzliwie blisko jak "pantofel". Za co zarobił pełne dezaprobaty spojrzenie od swego mentora.
— Dobra! Wink wink, zaczynamy!— krzyknęłam podnosząc się z kanapy i idąc przez pokój do stolika, na którym ładował się mój tablet. Podniosłam go i znalazłam właściwy plik.
— Jesteśmy tutaj głównie po to, by przybliżyć czytelnikom nasze najbliższe plany na...
— Siostra, weź nie przynudzaj.— przerwał mi, a podobno lepsza część rodziny.
— Utkaj się bo cię połamię.
— Uuu...— kilka Cobr się odpaliło na nasze kłótnie, które doskonale znają.
— Do rzeczy.— oznajmiłam zirytowanym głosem.
— No, zaskocz nas.— powiedział Tommy ze śmiechem.
— Właściwie nie wiem po co tu jesteś... Okej, pozwolicie, że najpierw załatwimy panie?
Jakiś pomruk przyzwolenia i zaczęłam znowu:
— Pierwsze dwa pytania do Tiffany: Jak się czujesz?
— Dziękuję, już wyśmienicie.— odparł uśmiechnięty rudzielec, oplatając ręką ramię Jimmy'ego.
— Drugie: Czy jest szansa, że odzyskasz pamięć z dnia wypadku?
— Chciałabym. Ciągle mam wrażenie, że zapomniałam o czymś ważnym, o jakimś istotnym elemencie, który powinnam znać.
Odkaszlnęłam i wybrałam kolejne pytanie.
— Ali—zaczęłam mniej miłym głosem— Czemu grasz taką słodziutką i milutką? Droga Royameku, zadaję sobie to pytanie od urodzenia.
— Słucham?! Nie mam pojęcia...
— Dobra, next. Mamuśka!— zwróciłam twarz w jej kierunku— Czy łączy cię coś z tatą Sary? Hej, sama chciałabym wiedzieć.
— A ja chyba spasuje.— powiedział Johnny, a ja kopnęłam go w kostkę, korzystając z tego, że siedzi naprzeciwko mnie.
— Napewno przyjaźń.— odparła nasza matka.
— Napewno.— powiedzieliśmy równocześnie z Johnny'm, prychając.
— Bobby! Pytanie do ciebie. Wow. Od mojej wspaniałej OliviaMoskowitz chcę zobaczyć chociaż trochę twoich dalszych losów, ok?
— Ok.— odparł ze swoim uroczym uśmiechem.
— Ja ci już mogę powiedzieć jego dalsze losy! Chlałem, leżałem w dziwnych miejscach...— odpalił się Dutch, śmiejąc się głośno.
— Nie każdy skończy tak jak ty złamasie.— odszczekałam w jego kierunku.
— A mam się tam przejść do ciebie, lala?— spytał z uśmiechem, robiąc ruch jakby chciał wstać.
— Mam brata i nie zawaham się go użyć?— odparłam w obronie, wprawiając naszą grupę w ogólny wesoły nastrój i totalnie kończąc z gęstą atmosferą, która miała miejsce wcześniej.
— Pytanie od tej samej osoby... do Dutcha.— westchnęłam, kontynuując:— Dlaczego jesteśmy aż tak podobni z charakteru?
— Nie wieem, ale miło mi poznać żeńską wersję mnie.— odpowiedział, mrugając.
Spojrzałam na Beth, która nie wydawała się całkowicie szczęśliwa, ale co mogłam poradzić? Sama najlepiej wiedziała, jak jej chłopak lubi droczyć się z dosłownie wszystkim.
— To żeby twoja biedna dziewczyna znów ci nie zajebała, Beth: Czy w przyszłości chciałabyś ślub kościelny?— na końcu zaśmiałam się, wraz z dziewczynami.
— O ile księdzu przeżyje moją czarną miniówkę. Moją i moich druhen.— odpowiedziała z pół-uśmiechem.
— Dutch! Planujesz dzieci?— spytałam nagle, a chłopak oblał się pitą przed momentem wodą, choć cały czas mam wątpliwości co to, tak naprawdę jest.
— Kurwa, ostrzegaj zanim coś takiego dowalisz.— mruknął przerażony, wycierając usta dłonią.
— Odpowiedz.— uśmiechnęłam się ironicznie.
— Nie wiem. Jak wyjdą, to będą.
— Powiedział kochany i wspierający partner.— dodałam z sarkazmem.
— Wątpisz w moją wspaniałość, mała?— spytał patrząc wprost na mnie, jednym ze swoich bardziej irytujących spojrzeń.
— Do twojej wspaniałości jest niestety jeszcze jedno pytanie.— odpowiedziałam z widoczną niechęcią.
— Słucham.— powiedział z uśmieszkiem i założył nogę na nogę, kładąc prawą dłoń na oparciu kanapy.
— Czy jesteś w stanie uderzyć kobietę? Nie w karate.
— Teoretycznie nie, ale dla ciebie zrobiłbym wyjątek.— powiedział uszczypliwie.
— Chcesz coś jeszcze dodać o mojej siostrze?— spytał Johnny, wstając.
— Uspokój się, bo nie przebrniemy przez twoje pytania.— powiedziałam, ciągnąc go z powrotem na sofę.
Ale nie powiem, było mi miło, że mój bro potrafiłby stanąć po mojej stronie, mimo wieloletniej przyjaźni jaką ma z Dutchem lub nawet Bobby'm.
— No to może... Pan Miyagi: Czy jest pan dumny z czynu Johnny'ego i reszty Cobr na turnieju?
Sama byłam ciekawa co ten staruszek myśli o moim bracie, jego upośledzonych kumplach, a już zupełną tajemnicę stanowi dla mnie to, jaki stosunek mężczyzna ma teraz do Daniela.
— Wszyscy dali z siebie wszystko i poradzili sobie z sytuacją jak najlepiej mogli. Sam Miyagi nie wie jak zareagowałby. A Johnny jest prawdziwym wojownikiem, Daniel-san musi jeszcze dużo się nauczyć.— zakończył enigmatycznie, jak zawsze.
Niby była to odpowiedź na pytanie, ale rodziła tylko więcej pytań.
— Chce pan powiedzieć, że LaRusso miał jedynie dużo szczęścia nowicjusza, gdy wygrał z moim bratem?— chciałam mieć pewność.
Na moje słowa staruszek skinął głową, dodając:
— Twój brat miał tylko niewłaściwego mentora. Tylko tym zawinił.
Słowa Japończyka wprowadziły chwilę ciszy i konsternacji, ale postanowiłam to przerwać, znów się odzywając:
— A'propos złych mentorów.— zaczęłam, wybierając numer na ekranie i wcisnęłam słuchawkę.
— Słucham?— dobiegł nas mocny, trochę zachrypnięty głos na głośniku.
— Hej, Kreesu słuchaj, mam szybkie pytanie do ciebie, a jakby co to pretensje do Royameku, dobra?
— Nie wiem co ty chrzanisz i czy powinienem powiedzieć Johnny'emu, że wzięłaś jego zioło.
— Gdybyś mi pozwolił trenować to rozważyłabym ewentualny respekt przed tobą, ale nie. A to pytanie brzmi: Czy odpuścisz chłopakom?
— A doprecyzujesz je? Mam im odpuścić trening, zawody czy odpuścić sobie ich jako zawodników? No na to wszystko odpowiedź swoją drogą brzmi nie.
— Słyszałam coś w stylu, że chcesz się zemścić za odejście z Cobra Kai.—czy to jest dobre doprecyzowanie?
— Stare dzieje. Chcę przede wszystkim żeby wyszli na ludzi, a jeśli odejście z mojego dojo właśnie to sprawi, to mogę to zaakceptować.
Wow. Nie tego się spodziewałam. Naprawdę coraz ciężej się zorientować kto jest tutaj tym złym.
— Rozumiem. Chyba nikt się tego nie spodziewał.— oznajmiłam, rozglądając się po twarzach wokół.— Dzięki za rozmowę, do zobaczenia.— powiedziałam i skończyłam połączenie.
— To... całkiem interesujące.— zaczął Bobby.
— Ciekawe czy to jakiś początek zmian.— dodałam.
— Napewno. To nasze lepsze życie.— stwierdził Dutch, próbując dać buziaka Beth, ale ta się z nim tylko droczyła.
Spojrzałam na chłopaka, który jak dotąd był cicho, a teraz jestem pewna, że siedział zamyślony. Przekonywała o tym jego zmarszczka na czole. Jestem ciekawa czemu tak intensywnie myślał nad słowami Kreese'a.
Co go w ogóle łączy z Kreese'm.
No i najważniejsze, czy te kłopoty się nie skończą?
— Daniel.— zaczęłam, wyciągając go z zamyślenia— Jesteś uczniem Pana Miyagi czy uczysz się nauk Cobra Kai?
— A czy jedno wyklucza drugie? Czy to nie jest właśnie ta wasza idealna zasada złotego środka? Zresztą co innego zrobił twój brat i jego kumple?— zapytał, trochę szorstko.
— Noo, nie do końca. Ale nie mam siły do kłótni z tobą. Idąc dalej: Czy żałujesz tego co zrobiłeś?
— Nie mam czego.— odparł poważnie.
— Ty chyba żartujesz!— oznajmiła podniesionym głosem Beth, a ja doskonale rozumiałam jej złość.
Zanim dziewczyna rzuciła się na chłopaka, przytrzymał ją Dutch, choć raz robiąc coś mądrego.
A wracając do LaRusso, wygląda na to, że nie ma dla niego już nadziei.
— To może teraz chwila na reklamy?— spytałam szczerząc się.
— Idę się napić.— stwierdził mój braciszek, wstając i wychodząc z salonu.
— Nalej mi też!— krzyknęłam za nim.
— Nieletnia jesteś!
— Chcę wody ty alkusie! Zresztą jestem rok młodsza od ciebie!
I tak to właśnie jest, z moim skretyniałym bratem.
•••
— Okej, po tej krótkiej przerwie, mam jeszcze małe pytanie do Daniela, mianowicie: Ogarniesz się czy chcesz żeby Pan Miyagi jebnął cię w ten pusty łeb?!?!??
Dziękuję OliviaMoskowitz, lepiej bym tego nie ujęła.
— Rezygnuję z odpowiedzi na to pytanie.— powiedział prychając, a ja miałam wrażenie, że razem z Ali są jednak siebie warci.
— No dobra, tak więc przechodzimy teraz do mojej ulubionej dwójki.— powiedziałam, szczerząc się w kierunku brata i przyjaciółki.
— Już przejdź do rzeczy Aya.
— Braciszku, co planujesz robić w przyszłości? Muszę przyznać, że sama jestem ciekawa jak będziesz marnował życie.
— Zobaczymy. Myślę nad własnym dojo albo przedłużeniem swojej kariery zawodniczej. Może pójdę na studia, na jakieś zarządzanie.
— Ale nuda. Chociaż własny klub walk to spoko pomysł. Sarah, pytanie do ciebie i od razu za nie przepraszam: Czy wrócisz do drugów?
Widziałam zwężone oczy mojego brata, z których słynął gdy się denerwował, to wygląda źle.
— Wiesz, jakiekolwiek uzależnienie, czy to powrót do niego czy pierwsze wpedzenie się w nałóg, nie jest zazwyczaj planowane. Tak więc nie, nie planuję, ale z doświadczenia wiem, że życie nigdy nie układa się tak jak byśmy tego chcieli.— odpowiedziała swoim zwyczajowym, ciepłym głosem, przez co nie byłam w stanie stwierdzić czy to pytanie sprawiło jej jakiś dyskomfort i otworzenie ran z przeszłości.
— Hmm, o a to jest dobre na rozluźnienie atmosfery. Johnny twoje ulubione perfumy?
— Nie mam jakichś konkretnych. Nie przywiązuje do tego wagi.
Na te odpowiedź przewróciłam oczami, już nie wiem który raz tego dnia.
— Sarah, a twoje ulubione danie?
— Spaghetti.— odpowiedziała, zgodnie z prawdą.
No i dlatego jesteś moją przyjaciółką.
— I tu się kończą niewrażliwe pytania... Johnny czy będziesz nadal walczył o rodzinę czy utopisz smutki w alkoholu i kolejne, które się z tym łączy: czy widzisz siebie i Sar znów razem?
— Bardziej dojebać się nie dało siostrzyczko?— spytał, zaciskając szczękę, choć wiedziałam, że to bardziej na pokaz niż z rzeczywistego gniewu.
— Czekamy.
— Po prostu zrobię wszystko by ona była bezpieczna.— stwierdził ogólnikowo.
— Bardziej ogólnie się nie dało? Sarah, chcesz coś zabawnego czy w guście jak pytania Johnny'ego?
— A zostaw te zabawne na później.—stwierdziła po chwili.
— Git. To powiedz mi, czy zdradzisz coś o swojej przeszłości?
— Napewno nie teraz.— odpowiedziała.
— Rozumiem. To braciszku...jezu co ty odwalasz, że ktoś takie pytania zadaje?!
— Co tam masz siostra?— zaśmiał się wrednie.
— Czy pieprząc tę szlaufę w samochodzie wyobrażałeś sobie wtedy Sar? Czy po prostu straciłeś już do niej część uczuć i próbujesz ją zastąpić?... Kurwa! Brat! Ja nie wiem czy mam ci wpierdolić przez solidarność jajników czy stąd wyjść i nie poznawać innych podobnych pytań!
Na moje słowa reszta się zaśmiała, a Johnny odparł:
— Widzisz? Traktuj to jako zadośćuczynienie za to, że musiałem wysłuchiwać twojego narzekania na jakichś chłopaków.
— Teraz, to ty odpowiedz na pytanie!
— Nie. Nie.
— O-kej...? Dalej! Sar, zimny czy gorący prysznic?
— Zimny.— powiedziała Sar,
— Gorący.— w tym samym czasie dodał mój brat.
Okej? Trochę, że co?
Dwójka zainteresowanych spojrzała na siebie lekko niezręcznie.
— Coś się zmieniło?— spytał cicho mój brat, chrząkając.
— Taak, po urodzeniu dziecka zaczęłam brać częściej zimny prysznic.— odpowiedziała Sara, stukając paznokciami o blat stolika.
— Dobra, kolejne pytanie... Boże, ja nie chcę tego wiedzieć... Najlepszy seks miałeś z? LALALLA NIE SŁYSZĘ...— dodałam zakrywając dłońmi uszy, a widząc jak mój brat się śmieje, miałam pewność, że już coś odpowiedział.
— A no i mamo, co ty w ogóle na to?— spytałam z wrednym uśmiechem.
— Siostrzyczko wyobraź sobie, że nasza mama nie spodziewa się po mnie, że z laskami będę w wolnej chwili grał w szachy.— odparł śmiejąc się, mój zdegenerowany brat.
— Seerioo? A ja mam trzecią wojnę światową, gdy się spóźnię z imprezy o 15 minut, mamo!
— Taki klimat młoda, że klucz, który otwiera wiele zamków to dobry klucz.— wtrącił się Dutch.
— To zanim ta rozmowa obierze seksistowskie poglądy, może zadam ostatnie już pytanie, do Li?— spojrzałam na nią pytająco.
— No dawaj, młoda.— odparła z zachęcającym uśmiechem.
— Czy urodzisz dziecko i będziesz sama je wychowywać?
Blondynka na moje pytanie się roześmiała, zresztą to zrozumiałe.
— Cóż, tak. Tak właśnie się stało.— odpowiedziała z promiennym uśmiechem.
Nie miałam wątpliwości, że to dziecko jest dla niej wszystkim.
— Noo i tym, myślę pogodnym akcentem zakończymy ten wywiad.
Spadajcie do drugiej książki, bo chyba macie tam dużo do roboty?— spytałam, patrząc sugestywnie na mojego brata i niedoszłą bratową.
Zanim blondyn wyszedł przez drzwi, zatrzymałam go.
— Czekaj. Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco, zaplatając ręce na klatce.
— Słucham?
— Wiem, że dowiedziałeś się kto stoi za całą sprawą z listami i...
— Siostrzyczko... Zrozum w końcu, że te listy to najmniejszy problem, zresztą były tylko na pokaz.
— O co tak naprawdę chodzi?
— Z listami? O zazdrość mojej byłej.
— O to, czego się tak boisz. Bo jest coś jeszcze.
Po moim zapewnieniu, spojrzałam na chłopaka przede mną. Oceniając jego zmęczoną postawę wiedziałam, że mam rację i że coś powoli go wykańcza. Ale mój brat nazywa się Johnny Lawrence i myśli, że przywykł już do udawania, że wszystko jest zajebiście i przed odpowiedzią na moje pytanie, uniósł kącik ust delikatnie, w imitacji uśmiechu.
— Nie przejmuj się tym siostra, mam to pod kontrolą.— i zanim wyszedł poczochrał mnie po włosach.
Nie, właśnie kurwa nie masz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top