Czarny blues o czwartej nad ranem
Bobby's pov.
°°°°
Leżałem na łóżku, w mokrych włosach po prysznicu, krople wody spływały po moim brzuchu i wsiąkały w gumkę od dresów, słuchałem muzyki, gdy zadzwonił telefon.
Nie przejąłem się tym zbytnio, ale już po chwili usłyszałem głos ojca, krzyczącego z salonu, że to do mnie.
Podniosłem słuchawkę.
— Halo?
— Hej Bobby.
— Wiesz, która jest godzina?
— Przed 22:00?— spytał śmiejąc się, a ja mogłem sobie wyobrazić jego uśmieszek, w tym momencie.
— Co chcesz?
— Uwierzysz jeśli powiem, że dzwonię o lekcje?
— Zabawne. Właściwie to masz dług, naściemniałem profesorce, że coś sobie zrobiłeś, więc lepiej coś wymyśl.
— Co ja bym bez ciebie zrobił.— mruknął ironicznie.
— Już dawno się znalazł w pokoju bez klamek.
— To może w ramach podziękowania powiem ci co sprawiło, że się urwałem.— mówił z wyraźnym zadowoleniem.
— Umrę gdy się nie dowiem.— rzuciłem z przesadną reakcją.
— Byłem na plaży z Sarah. Musieliśmy pogadać po tym jak ochrzaniła mnie za kolejną kłótnie z tamtym śmieciem.— zaczął.
— Oh niech zgadnę, zwyzywała was od dzieci, którzy się wzajemnie podżegają? Podobno dowiedziała się o wczorajszym zaatakowaniu Daniela.— powiedziałem od niechcenia.
— Tak tak, ale nieistotne. Ja, spytałem czy zostanie moją dziewczyną...— zaczął mówić trochę niepewnie.
Nie odezwałem się, chyba zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć.
— ... i zgodziła się.— zakończył.
O tak, w ogóle nie wiedziałem jak zareagować.
— Ej, Bobby. Jesteś?
— Co? Tak, tak.— wydusiłem w końcu.
— Posłuchaj, ja wiem, że jesteście blisko i że najpierw ją poznałeś...
— Daj spokój, stary.— przerwałem mu.— To przyjaciółka i zawsze nią będzie. To samo tyczy się ciebie i reszty Cobr. Ale jeśli zerwiecie nie myśl, że będę wybierał po czyjej stronie być.— zakończyłem, ostrzej niż zamierzałem.
— Zapamiętam.
— A reszta?
— Nie wiedzą, jeszcze. Choć nie przypuszczam, że będę dzwonił do każdego z nich.
— No właśnie co jest, prędzej byś zadzwonił po nas i pojechalibyśmy gdzieś na całą noc.
— Daj mi spokój, wróciłem przed chwilą do domu.— sapnął i usłyszałem jak rzuca się na łóżko.
— Chłopcze jest 3 nad ranem, o której to się wraca?— zaśmiałem się.
— I właśnie z tego powodu musiałem się wspinać i włazić do pokoju przez okno, nie budząc mamy.— mówił, a jego głos jak zwykle stawał się delikatny, gdy wspominał swoją rodzicielkę.
— Brawo batmanie. Słuchaj, skoro i tak musisz przedstawić nam oficjalnie swoją dziewczynę, to może tak pojedziemy z laskami do Golf'n'Staff?— zaproponowałem, kultywowany od lat plan idealny na pierwsze randki. I w sumie każde kolejne.
— I właśnie dlatego jesteś moim przyjacielem, Bobby.— stwierdził z entuzjazmem.
— Jestem twoim przyjacielem bo nikt inny nie radzi sobie z twoim stopniem upośledzenia.— stwierdziłem sceptycznie.
— Zabawny się zrobiłeś od jakiegoś czasu.
— Zmieniłem dealera.—powiedziałem ze śmiechem.
— Ten sam, od którego bierze Tommy?— śmiał się.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas o różnych rzeczach, jak praktycznie każdej nocy i wyglądało na to, że wszystko wraca do normy.
Cieszyłem się, że Johnny w końcu nie zadręcza się zerwaniem. Byłem też przekonany, że za sprawą jego nowej dziewczyny cała ta sprawa z LaRusso może zostać zażegnana. Przynajmniej jestem pewien co do tego, że Sarah da sobie radę z hamowaniem temperamentu naszego przyjaciela.
Tak, bez wątpienia związek z nią dobrze na niego wpłynie.
Tylko dlatego odsunąłem się, nie przyznając, że sam coś poczułem do blondynki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top