Can't fight this feeling

Dzisiejszego popołudnia szykowałam się na wyjście z Johnny'm i chyba Dutchem i Bobby'm, jeśli nie sprowadzą jeszcze kogoś, a szanse na to były 50/50.
W każdym razie byłam totalnie spóźniona, bo oczywiście zaraz po szkole zachciało mi się spaceru z Tysonem, który przedłużył się o pół godzinki, gdy próbowałam złapać psa i z powrotem zapiąć go w smycz.
Nie wiem naprawdę po kim on taki uparty jest. Następnym razem kupię yorka i będę go nosić w torebce, przysięgam.
    Finalnie jestem teraz w ręczniku, mam mokre włosy i szukam czegoś co mogłabym na siebie założyć.
Od razu pominęłam wszystkie ciuchy robiące ze mnie tomboya. Nie to, że zmienię styl dla chłopa, nawet jeśli jest to Johnny Lawrence, ale sama mam ochotę od czasu do czasu się odpindolić w różową sukieneczkę.
Okej, zacznijmy od butów, będzie prościej. Miało tak być.
Reklamy kłamią.
Znalazłam gdzieś, nawet w nie mojej szafie, ciemno brązowe sandałki na 8- centymetrowym obcasie.
Mogą być.

Sukienka. Sukienka. Sukienka.
Może bluzka i spódniczka? Sukienka.
Może jednak nie.
Zbyt krótkie  jeansowe spodenki i biała hiszpanka też brzmi nieźle, prawda?
Sukienka. Nie mam czasu.
W dodatku jeszcze ten dzwonek.
Zaraz, dzwonek?!

— Tato! To moi znajomi, proszę powiedz im, że będę gotowa za 5 minut.— mówiłam z prędkością światła, idąc za ojcem, który wyszedł ze swojego pokoju, znajdującego się kawałek od mojego i zmierzał teraz  schodami w dół, do holu, a ja złapałam go na schodach.

Ten spojrzał na mnie i odparł:

— Jasne, powiem im by zaczekali jeszcze pół godziny.— stwierdził.

— Wielkie dzięki, wiesz.— odkrzyknęłam do niego, wracając się szykować.

Założyłam szybko wybrany strój, którą była bordowa, koronkowa sukienka. Jest cudowna, praktycznie cała talia z przodu, wykonana z koronki, jedynie od biustu w dół brzucha jest nieprześwitujący materiał.
Na dole rozkloszowana, sięgająca do połowy uda.
Lubiłam jej długie rękawy i pasek materiału, który wiązało się wokół szyi.
Bardzo, bardzo szybko wklepałam w twarz krem BB i przejechałam usta błyszczykiem teraz liczyłam tylko na to, że zdążę jeszcze ogarnąć włosy.

Nie zdążyłam. Tak jakbym chciała. Zaczesałam włosy do tyłu i zebrałam część włosów od grzywki, który związałam w kitkę, a resztę zostawiłam rozpuszczone. Chyba skrócę te włosy.
Finalnie po 20 minutach zeszłam do salonu i zobaczyłam w nim Johny'ego, rozmawiającego z moim ojcem. Fuck.
Gdy mnie zauważyli, skończyli mówić, a blondyn do mnie podszedł.

— Możemy iść?

Przyjrzałam się mu chwilę. Był ubrany w grafitowe spodnie z wysokim stanem i  szytym do nich paskiem, oraz białą koszulę z wysokim kołnierzem, której kilka pierwszych guzików były rozpięte.
Rękawy koszuli miał podwinięte do łokci, przez co mogłam obserwować jego silne ręce.

— Johnny. Pamiętaj.— powiedział mój ojciec, mrugając do niego.

— Dobrze. Panie Li.

Wyszliśmy z domu, a przechodząc przez bramę zapytałam go:

— Chcę wiedzieć?

On w odpowiedzi jedynie się zaśmiał i złapał mnie za dłoń.
Podeszliśmy do czerwonego auta, w którym siedzieli Bobby z Barb i Dutch z Beth. Nawet nie będę próbować zrozumieć jak się zmieścili na tylnych siedzeniach.

— Jezus, w końcu. Gdybym wiedział, że tyle ci zajmie ubranie się jak dziewczyna, to nie odmówiłbym swojej, szybkiego numerka przed wyjściem.— odezwał się Dutch.

— Przyznaj się, że po prostu ci nie stanął.— odparowałam, wsiadając na miejsce obok kierowcy i witając się z Bobby'm i dziewczynami, buziakiem w policzek.

— Lubię takie. Ej mała, jesteś czymś zajęta jutro?

— Jestem zajęta. Jutro i w ogóle.— stwierdziłam, patrząc na niego.

— Co?— ups, czyżby Johnny im się nie chwalił?

— Chyba się spóźniłeś.— stwierdził Bobby ze śmiechem.

— Zaraz, co?

Zaśmiałam się z jego reakcji i korzystając, że Johnny stanął na światłach, odwróciłam jego twarz w swoją stronę i pocałowałam go w usta. Słysząc w tle piski dziewczyn i oklaski, mentalnie się zaśmiałam.
Nie trwało to długo, zanim włączyło się zielone. Właściwie to, światło zmieniło się stanowczo za szybko.
Zaśmiałam się znów z miny Dutcha i widziałam, że Johnny też ma na twarzy swój typowy uśmieszek, który pewnie wiele dziewczyn przyciąga.

— To nie fair Johnny, niby czym na nią zasłużyłeś.— stwierdził obrażony, ale później się zaśmiał.

Reszta drogi minęła nam w podobnie radosnych
humorach.

•••

Gdy dojechaliśmy na miejsce byłam zaskoczona ilością osób, które się tutaj kręciły. A w środku to miejsce całkowicie mnie oczarowało.
Czekaliśmy w kolejce na kupienie biletów, a ja w tym czasie rozglądałam się po pomieszczeniu, bardzo kolorowym, neonowe światła przebijały się z głębi innych pomieszczeń i mogłam też usłyszeć stłumioną muzykę.
Johnny zapłacił za mój bilet i darowałam sobie kłócenie się o to, po zobaczeniu spojrzenia jakie mi posłał.
Na sam początek wybraliśmy się całą grupą by zagrać w golfa.
Brzmi ciekawie. Nie?
Dla mnie też nie, ale uwierzcie, że chłopaki potrafili zrobić z tego najlepszy czas mojego życia.
     Przy każdym dołku rozśmieszali nas, przechwalając się zdolnościami, od czasu do czasu rzucając niewybredne żarciki.
W pewnym momencie, gdy przeszliśmy na dołek o trochę większym poziomie skomplikowana niż mógłby sobie poradzić 14-latek, celowo psułam wszystkie rzuty. Aż w końcu zlitował się nade mną Johnny i został, gdy reszta przeszła na kolejny dołek.

— Co się nagle stało?

— Nie wiem, ta trawa jakaś krzywa jest.— powiedziałam poważnie.

Ten stanął za mną, na tyle blisko, że mogłam poczuć jego ciepło i oddech owiewający moją szyję.

Złapał kij w miejscach moich dłoni.

— Spinasz się bardzo. Rozluźnij te ręce w łokciach i uderz mocniej.

No naprawdę niesamowite.

— O tak?

Uderzyłam już poprawnie, a piłeczka bez trudu wpadła do celu, przez krętą ścieżkę i kręcący się wiatrak.
Przy okazji poruszyłam biodrami, ocierając się o stojącego za mną chłopaka.
Jego ręka z kijka przeniosła się na moje biodro, pocierając je, a ja w tym momencie obróciłam się i stanęłam przed nim, w końcu mogłam prawie dorównać jego wzrostowi.
Zaplotłam ręce na jego szyi, a on mocniej zacisnął swoje na mojej talii, staliśmy blisko siebie, więc mogłam wpatrywać się w najlepszy kolor oczu jaki widziałam.
Johnny uśmiechnął się mówiąc:

— Szybko ktoś się uczy.

— Mam dobrego nauczyciela.

Po czym zakrył moje usta swoimi, w długim i powolnym pocałunku. Tak samo dobrym jak poprzednie i nie wiem czy kiedykolwiek znudzi mi się całowanie tych ust.
Porzuciłam gdzieś kij i objęłam go za szyję dłońmi, jego własne zacisnęły się na moich biodrach, od czasu do czasu zjeżdżając niżej.

— Powinniśmy dołączyć do reszty?— zapytałam odłączając usta od niego.

— Poradzą sobie jeszcze chwilę bez nas.— odpowiedział mi z ustami blisko kącika moich ust, zjeżdżając do policzka.
Później schodząc pocałunkami na moją szyję, na co westchnęłam.

•••

— Wrócili, degeneraci.— przywitał nas Dutch, gdy paczka stała przy bramkach prowadzących do budynku.

— A ty co? Zbyt szybko przyszliśmy i znów nie podziałałeś?— to nie tak, że jestem nie miła, z Dutchem po prostu trzeba umieć rozmawiać tak, żeby nie wszedł ci na głowę i tobą nie pomiatał.

— Istotnie, ale z tego co widzę Johnny miał więcej szczęścia.— rzucił gdy znaleźliśmy się już w korytarzu prowadzącym do poszczególnych atrakcji.

— Nawet nie wiesz, koleś.— odparował Johnny.

— Okej, okej. Wy tu sobie róbcie pokaz testosteronu, a my idziemy pograć.— powiedziała Beth, biorąc pod rękę mnie i Barbarę.

Zaczynam rozumieć czemu jest dziewczyną Dutcha. Cóż, przynajmniej chwilowo.
Gdy zostawiliśmy w tyle chłopaków, odezwała się Barbara.

— Właściwie musimy się trochę lepiej poznać, nie sądzicie?

— Właściwie to, całkiem niezły pomysł?— powiedziałam, bardziej pytając.

Poszłyśmy do pokoju z maszynami do gier, od razu skierowałam się do automatu z Jumanji.

                     ( Game over)

Shit.
Miałam znów włożyć żeton, gdy:

— Odpuść, proszę. Męczysz ten automat od godziny.

Przewróciłam oczami.

— Dobrze, więc co proponujesz?

— To.— mówiła, wskazując na maszynę w centrum.

I to jest strzał w dziesiątkę.
Już wkrótce grałyśmy we trzy, przy maszynie imitującej lodowisko do curlingu, odbijając krążek specjalnymi uchwytami i próbując wrzucić go do dołka rywala.

— No i to ja rozumiem! — zaśmiałam się.

Grałam przeciwko Beth i Barbarze, wygrywałam jednym punktem. W trakcie gry rozmawiałyśmy trochę, choć bardziej skupiałyśmy się na tym, by jak najszybciej dowalić sobie punktem.

— Nie tak szybko, mała.— krzyknęła do mnie Beth.

I zdążyła wrzucić krążek do mojej bramki, na chwilę przed końcem czasu.

— Okej, to był dobry mecz.— uśmiechnęłam się do dziewczyn, zbijając z nimi piątkę.

— Znajdźmy chłopaków i chodźmy coś zjeść.— zaproponowała Barb.

— No, myślisz dziewczyno.— rzuciła entuzjastycznie Beth.

Po kilkunastu minutach szukania naszych mężczyzn, przperaszam, szukania małych i rozbieganych dzieci, znalazłyśmy wszystkich i zaciągnęłyśmy ich do budki z goframi.
Gdy każdy z nas otrzymał jedzonko, usiedliśmy na jakiejś ławce w pobliżu.
Właściwie to siedziałam na niej ja i Johnny, a nasi przyjaciele wybrali chodnik i krawężnik naprzeciwko tej ławki.

— Jak minęły wam ostatnie trzy godziny?— spytał Bobby.

— To były trzy godziny?— spytał Dutch.

— Niemożliwe, stary— zaśmiał się Johnny.

— Dobraa. Co robimy później.

— Paintball!— stwierdzili natychmiast chłopcy.

— Nie! Nie uśmiecha mi się być całej w siniakach.— stwierdziła Barb.

— To unikaj kulek, skarbie.— stwierdził Dutch.

— To by było możliwe, gdybyś nie był takim idiotą.— powiedziała fochając się.
Prawdopodobnie coś musiało się wcześniej wydarzyć. I hej, to jest Dutch, więc było wysoce prawdopodobne, że coś odjebał.

— Już shh... Może mają wersję laserowego paintballa?— spytał Bobby, chcąc zaniechać dalszej kłótni.

— Prawdopodobnie. No mi to pasuje.— stwierdziła Beth, patrząc sugestywnie na Dutcha, by go uciszyć.

— Coś cicho jesteś.— powiedziałam cicho do Johny'ego.

— Wydaje ci się.— odparł, ale wiedziałam, że mocno o czymś myśli.

Trochę się martwiłam, że coś zaprząta na tyle jego myśli, że nie ukrywa tego nawet przed Cobrami.

— Skoro tak mówisz.

Nie chciałam zabardzo ingerować w jego prywatność, nie tutaj, nie teraz, więc zostawiłam to w spokoju.
Poszliśmy do pokoju stylizowanego na labirynt, który byłe rozświetlony przez różnokolorowe neony. Nadawało to naprawdę wspaniały efekt. Dostaliśmy pistolety i krótką informację jak ich używać, co chyba wiedział każdy.
Dzięki temu, że dostanie światełkiem nie boli, nie musieliśmy zakładać żadnych, okropnych strojów ochronnych.
I każde moje złe myśli i zmartwienia zostały zastąpione dobrą zabawą, adrenaliną, rywalizacją i patrzeniem na roześmiane twarze moich przyjaciół.
Najlepszy widok na świecie. Najlepiej spędzony czas na świecie.
I gdyby ktoś mi powiedział wcześniej, że znajdę takich ludzi i na nowo zacznę się przywiązywać, to chyba bym go wyśmiała.

•••

Siedzieliśmy w aucie Johnny'ego słuchając cichej muzyki w tle. Byliśmy lekko zmęczeni, ale usatysfakcjonowani tym dniem. Johnny prowadził powoli, lawirując między innymi pojazdami, które trochę zagracały ulicę.
Jeszcze jeden powód, dla którego motocykle są lepsze.
Nagle zobaczyłam Ali z Danielem, Johnny pewnie też bo do nich podjechał, a to nie wróżyło dobrze.
Okej! Zabrzmiałam jak typowa, zazdrosna kobieta.
Prawda jest taka, że podjechał do chodnika, gdzie stali, bo tam zwolniło się miejsce. Na zawalonej, jak wcześniej wspomniałam, autami ulicy.

— Hej Ali!— przywitali się moi przyjaciele, zupełnie ignorując Daniela, choć może to i dobrze.

Johnny nic nie mówił, patrząc tępo przed siebie. Rękę, zacisnął na gałce od skrzyni biegów, a ja dotknęłam jego dłoni, przesuwając swoją po jego kostkach, co zupełnie zignorował. Lekko zabolało. Chciałam tylko by wiedział, że nie jest sam, że nikt go nie ocenia i że nie musi się martwić.

— Ej Ali. Może dołączysz do nas?— spytał Dutch, a ja się zastanawiałam w co on pogrywa.

Słyszałam, że Mills nie przyjaźniła się mocno z kumplami Johnny'ego, w dodatku od Barbary, Beth i Suzan też zaczęła się odsuwać.

— O tak, jestem pewna, że Johnny weźmie cię na kolana.— zaśmiała się wrednie Beth.

A ja chciałam strzelić facepalma.
Co to jest? Udowadnianie sobie kto ma lepiej, jak w jakimś przedszkolu?
Co z tego im przyjdzie, nie wiedziałam.

— Coś ty. Prędzej weźmie Sar na kolana.— dodał Dutch.

Co oni chrzanią, Boże.
Sam Johnny nijak reagował na to, a ja nie wiedziałam, po raz kolejny, czy to dobrze czy źle.
Ali przez chwilę na mnie popatrzyła, a potem powiedziała:

— Um nie, chyba spasuje.
— Oh dawaj, zabaw się z nami.— włączyła się teraz Barbara. A myślałam, że ona chociaż spasuje.

— Zadzwonię do was.

Reszta skwitowała te słowa buczeniem i jękami niezadowolenia, a Johnny ruszył gdy na drodze zrobiło się trochę luzu.

— Co to miało być?— spytałam, zachowując spokój i swój zwyczajowy, pogodny wyraz twarzy.

— Ewidentny koniec naszej girl power przyjaźni z Ali.— stwierdziła Barb.

— Wyluzuj, chciałyśmy ją tylko podrażnić.— dodała Bethany.

Nie skomentowałam tego, odwróciłam się i oparłam na fotelu, patrząc przed siebie, resztę drogi.

    Reszta drogi minęła nam, a przynajmniej mi, w lepszym nastroju. Za sprawą wspólnego śpiewania piosenek znów się rozchmurzylam i zapomniałam o całej sprawie.
Johnny po kolei odwoził każdego z nas do domów.
A na końcu podjechał pod mój dom i wyłączył silnik patrząc na mnie, ale nie mówiąc słowa.

— Okej, dawaj.— westchnął.

— Co? Mam cię opitolić za zamyślanie się, za to że masz prywatne sekrety czy może za to, że nasi kumple lubią robić żarty?

— Nie jesteś zła, że czegoś ci nie mówię?

— Nie mogę być zła gdy nie wiem o co chodzi. Poza tym czuję, że choćbym chciała, nie mogłabym być zła na ciebie.

Westchnął i spojrzał na mnie trochę z bólem w oczach:

— Myślałem o Ali. Zastanawiałem się co by było gdyby to ona siedziała obok i gdybym nie poznał ciebie.

Słuchałam go w milczeniu.
Czułam ciut wdzięczności, że mnie nie okłamał i trochę bólu po usłyszeniu prawdy. Poczułam się trochę jak druga opcja, ale chyba będę musiała sobie poradzić z tym, że będę już zawsze porównywana z Ali cheerleaderką.
Mimowolnie po moich policzku spłynęła łza, czego nie poczułam dopóki Johnny nie starł jej kciukiem.

— Nie płacz, proszę.

— I co? Jakie to uczucie mieć laskę w zastępstwie?— spytałam gorzko.

— Nie jesteś zastępstwem. Nie jestem z tobą tylko dlatego, że nie mogę mieć Ali.

— Tylko dlaczego tak się czuję?

— Nie chcę jej mieć. Już nie. Od spotkania na plaży nie. Gdy zobaczyłem ją wtedy z LaRusso nie czułem nic. Żadnej nienawiści do kolesia, który odbił mi dziewczynę. Gdy pomyślałem, że mogłaby znajdować się zamiast ciebie poczułem, jakby to była katorga.
Całkowicie nie dopuszczałem do siebie myśli, że nie siedziałabyś obok mnie.
Jesteś dla mnie wszystkim, czym Ali nigdy nie będzie. Rozumiesz mnie?

— Johnny...

— Kocham cię.

Tym razem to mój świat się rozpadł za pośrednictwem blondynki. Poczułam jak znów łzy spływają po moich policzkach.
Johnny wziął w dłonie moją twarz i złożył mi na ustach pocałunek, zapewniający o swoich uczuciach, ale czułam jakby naprawdę to było coś więcej.
A ja jedyne co mogłam robić to dalej płakać, gdy przeszłość mieszała się z teraźniejszością, a ja wachałam się czy znów pozwolić chłopcu wkraść się do mojego serca.
I czy znów cierpieć.
Czy poczuję się jakbym zdradzała mojego pierwszego motocyklistę?
Związek z Johnny'm Lawrencem oznacza kłopoty, tak myślą wszyscy wokół, czyż nie?
Ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to będę żałować.
Chciałam dać szansę i niech się dzieje wola nieba, jeśli możemy w ten sposób naprawić spustoszenia w naszych sercach, to będzie warto.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top