Miało wyjść dobrze
Z powodu syfu w salonie i skacowanych chłopców w domu, miałam mały problem z ojcem, który znów wrócił niespodziewanie do domu.
No normalnie pojawia się i znika, na drodze niczym ninja robię za wojownika Yo.
Fakt, że byłam jakby trochę rozebrana, nie pomógł.
Znaczy, umówmy się, mojego ojca by nie obeszło nawet gdyby zastał mnie szczytującą w łóżku, z którymś z chłopaków, ale obiecałam nie zostawiać syfu. A łamanie ustalonych wcześniej zasad i nie dotrzymywanie obietnic, działa na mojego starego jak płachta na byka lub jak LaRusso na Johnny'ego.
I tak zamiast spędzać weekend z chłopakami na crossie, siedziałam cały czas w domu.
Droga przez mękę, nie mogłam nawet przejść się na spacer po plaży.
Nie mogłam nawet iść do Beth, a dzwoniąc do niej musiałam się upewniać, że tata nie słyszy.
Choć, z krótkiej rozmowy zrozumiałam, że jest zbyt zajęta z Dutchem. Bardzo interesujące zwłaszcza, że w szkole ta dwójka znów będzie wzajemnie sobie dokuczała i dalej będą utrzymywać, że między nimi nic nie ma.
Po tym długim weekendzie nastał znów poniedziałek.
Minął już nam poranny trening w dojo i wszyscy na motorach jechaliśmy pod szkołę.
Świadomość, że zaczynam matematyką, zmęczyła mnie już na starcie i siedząc za plecami mojego chłopaka, opierałam czoło o jego plecy i przysypiałam trochę.
Prowadzenie motocykla jest zajebiste. Ale przytulanie się do Johnny'ego, gdy on prowadzi swoją endurówke to jest inny przedział skali.
Wiedziałam, że nigdy mi się to nie znudzi. No bo ej, komu by się znudziło bezkarne tulenie się do umięśnionych pleców i dotykanie tak samo umięśnionej klatki piersiowej i brzucha.
I lista ów wspaniałych rzeczy, które nigdy się nie nudzą, powoli się zapełniała. Zdecydowana większość z nich dotyczyła mojego chłopaka lub reszty Cobr.
•••
Gdy minęły pierwsze zajęcia i mieliśmy chwilę przerwy, wyszliśmy z chłopakami na dziedziniec, by zebrać trochę promieni słonecznych.
Pogoda całkowicie zachęcała do spędzania czasu na dworze, więc postanowiliśmy iść za szkołę, w kierunku boiska.
W pewnym momencie zobaczyliśmy Ali i Daniela.
Mieliśmy ich minąć i udałoby to się, gdyby nie pewien drobny, mały fakt.
Otóż Daniel, nie wiem co myśląc, powiedział coś do Ali i podszedł do nas.
Co było trochę chamskie, biedna Ali.
Patrzyłam na niego z pytającym spojrzeniem, a ten zaczął gadać jakieś bzdury i prowokować chłopaków, najbardziej Johnny'ego i Dutcha.
Okej wystarczy tylko Johnny'ego, Dutch sam go nakręca, co też mnie całkowicie rozpierdala. Ale taka już z nimi robota. Osobno mogą wydawać się spokojni, ale razem są tornadem testosteronu, droczenia się, kłopotów i głupich pomysłów
W każdym razie, jedynym logicznie myślącym osobnikiem, był chwilowo Bobby, który zatrzymał w porę Johnny'ego, zanim ten rzucił się w stronę LaRusso.
Jimmy, Tommy przyglądali się jak rozwinie się ta sytuacja, plus ten drugi szczerzył się jak kretyn, oczekując ciekawszej akcji. Jakież to dla niego typowe.
Patrzyłam na LaRusso, który stał przed nami z głupim uśmieszkiem.
Tak jakby wiedział doskonale, że nic mu nie możemy zrobić i odczuwał przyjemność z bezkarnego irytowania nas.
Cholera jasna, ten dzieciak tyle razy mi obiecywał i co?
Czy to naprawdę się nigdy nie skończy?
— Spokojnie. Pamiętaj, nie możesz nic mu zrobić, aż do turnieju.— powiedział Bobby, trzymając rękę i hamując Lawrence'a.
— Chodźmy stąd.— powiedziałam, patrząc na skretyniałego bruneta ostatni raz. Ten nie patrząc na mnie, wrócił do Mills.
•••
Szybko minęła przerwa i zanim się zorientowałam, musiałam biec na kolejną lekcję, którą szczęśliwie mam z LaRusso.
Wchodząc do sali zauważyłam, że nie ma jeszcze nauczyciela. Dosiadłam się do Daniela, na co spojrzał ze zdziwieniem.
— Co ty odwalasz?— czy od razu go atakuję? Oczywiście, że tak. Taki mamy klimat.
— Nie wiem o co ci chodzi.
— Tyle razy mi kurwa obiecywałeś, że zostawisz ich w spokoju.— coraz bardziej mnie denerwuje ta rozmowa.
— Nic takiego nie robię. Zresztą słyszałaś waszego wspaniałego sensei, nie mogą mnie pobić, więc nie połamiemy siebie nawzajem. Na tym zależało tobie i Ali.— odparł najspokojniej w świecie.
— Ty jesteś większym idiotą niż Dutch!— nie mogłam uwierzyć w jego rozumowanie.
Ta rozmowa do niczego nie doprowadzi, wiedziałam to. Już nawet nie potrafię zrozumieć dlaczego oni nadal ciągną ten konflikt.
Chociaż. Nie. A może jednak? Co ma zrobić koleś by zyskać w oczach drugiego? By ten drugi go zauważył.
— LaRusso, powiedz, może to nie nienawiść do Johnny'ego, ani zazdrość o Ali jest przyczyną tego wszystkiego?
A skoro nie nienawiść, to co jest przeciwstawnym, tak samo silnym uczuciem? Bingo.
— Że co?! Nie wierzę po prostu, że to zasugerowałaś.— oburzył się, od razu.
— To w sumie miałoby sens.—zastanowiłam się na głos.— Od początku chcesz mu zaimponować swoim karate, wszcząłeś walkę by cię zauważył.
— Nie. Uczę się dla samoobrony.
— Do obrony? Daniel, proszę... Nie musiałbyś się bronić, gdybyś sam ich nie podrzegał.
— To nie tak.— zaprzeczył.
— A jak? Oświeć mnie, o kogo lub o co walczycie z Johnny'm.
— To nie w Johnny'm jestem zakochany.— odpowiedział, patrząc na mnie sugestywnie.
Boże święty, że co? W co za symulacji ja żyję.
— Chcesz mnie wpędzić w poczucie winy?
— To ty chciałaś się tego dowiedzieć.— wzruszył ramionami.
— Wy wszyscy jesteście popierdoleni. Johnny wie?
— Czy myślisz, że nadal bym żył, gdyby wiedział?
— Nie przypuszczam. Hej, a tak właściwie to ty zwyczajnie chcesz mieć to co Lawrence, czy to zupełny przypadek, że zakochałeś się najpierw w Ali, a teraz we mnie?
Daniel westchnął męczeńsko, zakrywając dłońmi twarz.
— Właśnie, Ali. Co z Ali?— dopytywałam.
— Przestań już, proszę?
— Czyli sam nie wiesz. To w sumie dobrze, że ćwiczysz to kata.
I tak zakończyła się ta przedziwna rozmowa.
Czy coś wskóra?
Wątpię.
Ale nie mogłam nic na to poradzić.
Chłopak miałby się we mnie zakochać? Co za absurd.
Ale jako, że teraz przyszedł nauczyciel, nie miałam czasu się dłużej nad tym zastanowić.
•••
Znów mamy przerwę, a później wf.
Najlepszy przedmiot pod słońcem, ale co ważniejsze, trenuję teraz do zawodów, na których biegnę sprinterskie 100 i 200 metrów oraz w sztafecie z dziewczynami. Już nie mogę się doczekać.
— Ej! Mordo, budzimy się!— usłyszałam głos Dutcha i zobaczyłam jak pstryka mi przed nosem palcami.
— No już, już. Co jest?
— Co robimy po południu?
— Trening w dojo. A potem może plaża?— spytałam.
— Bingo.
I po takim uzgodnieniu faktów, znów się wyłączyłam. Częściowo. Trochę słuchałam rozmów chłopaków, gdy siedzieliśmy na schodach, ale trochę odpływałam myślami, do wcześniejszej rozmowy z Danielem.
Czy on naprawdę mógł się we mnie zakochać?
Czy może po prostu lubi robić na złość Johnny'emu? Tej opcji też nie mogę wykluczyć. No i najważniejsze, czy mam powiedzieć o tym mojemu chłopakowi?
Nie jestem przekonana, co z tego wyniknie. Ale nie jestem nawet przekonana czy sam Lawrence zna przyczyny tego konfliktu.
Skoro nie chodzi mu już o Ali... Bo nie chodzi, prawda?
Zresztą teraz już bicie LaRusso, bo ten "zabrał" jego (byłą)dziewczynę, jest nieaktualne, co?
Blondyn tak łatwo daje się sprowokować, ale to nic dziwnego skoro zna tylko agresję.
Kurwa jak mu pomóc?
Jak im obu pomóc?
Jak im wszystkim pomóc, by droga, którą kroczą, nie okazała się dla nich klęską?
— Budzimy się.— usłyszałam miękki ton głosu Johnny'ego i poczułam pocałunek na skroni.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
— Nie wyspałam się dzisiaj.— powiedziałam, mając nadzieję, że oni wszyscy to kupią.
— Zaraz się obudzisz.— stwierdził z dobrym humorem.
Czy naprawdę mam niszczyć ten dobry humor, rozmowami o LaRusso?
Jest tak mało momentów kiedy mój narwany chłopak jest tak spokojny, zrelaksowany i nie wyżywa się na czymś lub na sobie.
Zabrzmiał dzwonek i musieliśmy się rozdzielić by w swoich szatniach przebrać się w stroje do ćwiczeń.
•••
Wyszłam na bieżnie, rozciągając stawy, a potem wykonując krążenia kolejno rąk, kolan i bioder.
— Dzisiaj sobie nie pobiegasz, Li.— podszedł do mnie trener.
— Jak to? A treningi przed zawodami?
— Będą nadal, po lekcjach. Teraz dołączają do nas dwie klasy i muszę pilnować całą zgraję.
Istotnie, dało się zauważyć większą liczbę osób niż w dwóch klasach, nawet trybuny były całkowicie puste. No nie wierzę, że każdemu się ćwiczyć zachciało.
— Pogracie w siatkówkę, dziewczyny. Dobierzcie się w pary teraz.
I tak wylądowałam na hali, odbijając piłkę w parze z Ali. Nie był to wcale najgorszy wf, tymbardziej, że chyba średnio się dzisiaj nadaję do biegania.
— O czym myślisz?— zapytała, odbijając piłkę w moją stronę.
— Cytując klasyka: "o chłopakach"— westchnęłam.
— To dlaczego taka zirytowana?
— Błagam, bo ty niby nie jesteś tym zmęczona. Daniel ci mówił, że ma od wczoraj protektorat.
— Coś wspominał. Myślałam, że to dobre wyjście.— stwierdziła, gdy odbijałyśmy cały czas, między sobą, piłkę.
— Oh, bajeczne. Gdyby nie fakt, że sam się prosił dziś o bicie. Jak sama widziałaś, sam szuka zaczepki.
— Nie wiem, laska, co oni tak bardzo chcą sobie udowodnić?
— Ty mi powiedz. Tak z innej beczki, jak układa ci się z Danielem?— odbiłam, mocniej niż zamierzałam.
— Całkiem nieźle.— odpowiedziała, trochę się dziwiąc.
— To dobrze.— powiedziałam, skacząc do piłki i ścięłam ją odbiciem górnym.
— Co powiesz na babski wieczór, u mnie w piątek?— spytałam, trzymając piłkę na biodrze i lekko się uspokajając.
— Jasne, dobry pomysł.— odpowiedziała i poszliśmy znaleźć swoje butelki z wodą.
Do końca dnia nie wyszła mi z głowy myśl o pewnym brunecie, o czekoladowych oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top