Droczenie się, kłótnia, przeszłość, sprzątanie, rozmowa
"Just because he was a very bad boy, that doesn't mean he couldn't be a truly great man."
~T.M. Frazier "King"
Wstałem wcześniej, z myślą o wzięciu dłuższego prysznicu i zdążeniu zjedzenia czegoś na śniadanie.
Sid zwyczajowo wyjdzie z domu za pół godziny, więc jak najlepiej starałem się schodzić mu z drogi, by nie dać mu okazji do kłótni. I to tylko z powodu, że mama jeszcze spała, wracając późno w nocy z pracy.
Kilka razy zastanawiałem się też po co w ogóle pracuje, ale doszedłem do wniosku, że chciała choć w jakiejś małej części czuć się niezależna i mieć chwilę odpoczynku od Sida albo całego tego domu, który był nim nacechowany.
Nie chciałem by musiała wysłuchiwać oskarżeń Sida w moją stronę, zaczęła by mnie bronić, a potem kłóciła by się z tym idiotą i nie wiem co by jej zrobił dalej.
Zszedłem ze swojego pokoju, idąc jasno oświetlonym korytarzem, gapiłem się na obrazy w złotych ramach. Wyglądały jakby je namalował najebany, ślepy kaleka, ale były drogie, a tylko to się liczyło dla męża mojej mamy. Od czasu do czasu na kolumnach stały też jakieś wazy, ceramika, czy inny dzban. Cholera wie po co to i komu.
Dotarłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapki.
Szczerze mówiąc wolałem spędzać czas u Bobby'ego, w dojo, w lesie na motocyklu, cholera nawet na ulicy byleby nie znajdować się w tym domu.
Nienawidziłem wręcz, tych pustych pokoi i przestrzennych pomieszczeń stylizowanych na barok.
Nigdy nie czułem się tutaj dobrze, od dziecka czułem się jak intruz. Na każdym kroku byłem obserwowany przez służbę i ludzi Sida, którzy byli gotowi powiedzieć mu o wszystkim co robię.
Przez to, spędzałem tu jak najmniej czasu, a po wyjściu kilka razy sprawdzałem czy zamknąłem pokój.
Kiedyś wróciłem ze szkoły, stojąc twarzą w twarz, z wkurwionym Sidem, wyzywającym mnie od ćpunów, nieudaczników i leni, którzy nie osiągną nic.
Okazało się, że to któraś ze sprzątaczek przeszukała mi, bardzo dokładnie, pokój i znalazła kilka skrętów schowanych na dnie szuflady w woreczkach strunowych i skarpetkach tłumacząc się tym, że chciała tylko posprzątać.
Od tamtego momentu naprawdę uważam na wszystko co robię w domu Sida. Bo faktycznie to wszystko jest jego, moja matka wyszła za niego, bo nie dała sobie rady sama, wychować mnie i jestem ostatnią osobą, która może narzekać, ale nienawidzę tego. Nienawidzę tego człowieka, który płaci za moją szkołę, za karate, sprawdza ile wydaję i na co, który rozlicza moją matkę z zakupów co do każdego dolara wydanego na pudełko tamponów.
Wchodząc pod prysznic od razu sięgnąłem po swój ulubiony szampon i wylałem jego część na dłoń.
Pachniał owocami leśnymi i miętą, uwielbiałem to połączenie.
Wtarłem mieszankę w skórę głowy, myjąc przydługie włosy.
Po wyjściu, owinięty w ręcznik, zadzwoniłem do chłopaków i Sar mówiąc, że podjadę po nich za 20 minut.
Ubrałem się w białe sportowe buty, jasne jeansy, czerwoną bluzkę z czarnymi długimi rękawami, na to jeszcze moja czerwona kurtka z emblematem Cobra Kai i wyszedłem z domu, zabierając kluczyki do auta leżące na biurku.
•••
Zaparkowałem na swoim zwyczajowym miejscu, na parkingu pod szkołą.
Zostało nam jeszcze trochę czasu do dzwonka, a pogoda była zachęcająca, więc staliśmy obok mojego Firebirda i rozmawialiśmy.
Opierałem się o maskę razem z Sarah, a prawą rękę miałem przerzuconą przez jej barki, bawiłem się jej długimi włosami.
— Przestaniesz już?— spytała zirytowana, gdy ciągle ją szturchałem.
— Spokojnie, kotek.— zaśmiałem się.
— Kotek? Zaraz ciebie podrapie.— mówiła dalej, niby zła.
Reszta chłopaków się zaśmiała, bucząc przy tym.
Nie robiąc sobie nic z jej gróźb, powiedziałem:
— Chcesz mnie drapać, mówisz?
Złapałem ją w tali i zacząłem łaskotać po brzuchu i bokach. Przypadkowo, właśnie tam gdzie miała najwrażliwsze miejsca na ciele.
Ta zaśmiała się głośno, próbując się wyrwać, co jej się nie udało.
— Hahah, dość! Johnny, puść! Haha...
— Będziesz grzeczna?
— Ha- nigdy! Zostaw, mnie haha.
— Ej! Patrz Johnny, mamy publikę.— powiedział głośno, przez krzyki mojej dziewczyny, Tommy.
Okazało się, że to LaRusso stał niedaleko i patrzył się na nas.
Trochę zbyt długo, jak na mój gust.
Spojrzałem na niego, przestając męczyć Sarah, ale dalej trzymałem swoje ręce na jej brzuchu i trzymałem ją opartą, blisko mojej klatki piersiowej.
Patrzyłem na LaRusso, uśmiechając się wrednie.
Brunet szybko odwrócił wzrok i skierował kroki do szkoły.
— Co to było?— zaśmiał się Jimmy, pytając.
— Uczył się jak postępować z kobietami.— zaśmiał się wrednie Dutch.
— Ty nie wiesz jak się traktuje kobiety.— stwierdziła Bethany, patrząc na mojego przyjaciela.
— Aww kochanie, to jak policzek.
— Staraj się staraj, Romeo.— powiedziałem z czego się wszyscy zaśmialiśmy, a potem ruszyliśmy w kierunku szkoły.
— Zobaczymy się na lunchu?— spytałem Sar.
— Oczywiście.— odpowiedziała, biorąc książki i zamykając szafkę.
Pocałowałem ją jeszcze raz szybko, zanim odnalazłem swoją szafkę, by wyciągnąć książkę od biofizyki.
•••
Gdy minęły pierwsze lekcje, razem z Tommy'm, Dutchem i Tiffany zmierzaliśmy na stołówke, mieliśmy się spotkać z resztą paczki już na miejscu, bo w większości wybraliśmy różne klasy. Cóż to lepsze dla nauczycieli, bo gdyby nasza grupa miała rozwalać każdą lekcję... długo w tej szkole byśmy nie pobyli.
Skierowaliśmy się w stronę naszego stolika, gdzie siedziała już reszta, oprócz Sar.
— Gdzie Sara?— spytałem, podchodząc do stołu.
— Poszła do szafki po pieniądze, których zapomniała.— odpowiedziała szybko Beth. Zbyt szybko.
Wiedziałem, że te dwie się bardzo zaprzyjaźniły, więc Beth ewidentnie mogła coś wiedzieć. Chwilę na nią patrzyłem i coś mi mówiło, że czarnowłosa doskonale wiedziała gdzie i czemu wcięło Sar. Wyszedłem ze stołówki przy akompaniamencie krzyków moich znajomych.
Skręciłem na prawo, w korytarz najbliżej stołówki, w którym zaczynały się ciągnąć rzędy szafek dla uczniów.
Zobaczyłem Daniela obok mojej dziewczyny, miała zmrużone oczy i zagryziony lewy policzek, zresztą jak zawsze gdy się zdenerwuje.
— Jakiś problem LaRusso?— spytałem podchodząc.
— Żaden.— odparł, nie patrząc na mnie.
— A ja myślę, że go szukasz.— odpowiedziałem, obejmując w talii moją dziewczynę.
— Słuchaj, to nic co ciebie dotyczy...
— Mylisz się i to bardzo. Naprzykrzasz się mojej kobiecie...— przerwała mi w tym momencie Sar.
— Spokojnie kochanie.— mówiąc to złapała mnie za rękę, dodając: —Chodźmy już.
Odwróciła się odchodząc i ciągnąc mnie za sobą, ale obróciła głowę do Daniela, by powiedzieć:
— Pamiętaj o tym, co ci powiedziałam, Danielu.
•••
— Co on od ciebie chciał?
— Po prostu myśli, że ma pojęcie o wszystkim i chce zbawiać świat.— odparła.
— A to ostatnie?
— Uzmysłowiłam mu coś i może przestanie się wtrącać.
— Pobożne życzenie.— odparłem, obejmując jej plecy i delikatnie pocierając, gdy szliśmy w kierunku stołu, przy którym moje Cobry powiedzmy, że raczej się nie nudzili.
— Dzieci spokój, rodzice wrócili.— powiedziała Sarah, śmiejąc się.
Usiedliśmy na pozostałych dwóch wolnych miejscach, obok siebie. Po swojej prawej miałem Bobby'ego, a Beth siedziała po lewej stronie Sarah. Dziewczyny gadały o jakichś aktorach czy czymś, nie mam tak naprawdę pojęcia, a mnie Dutch zajął rozmową o miejskim wyścigu motocrossów, na który planowaliśmy iść.
— Ej ludzie, my za godzinę mamy iść ogarniać tę salę gimnastyczną na Halloween.
— O Boże, to dzisiaj?— zapytała Beth.
— Ej, zupełnie zapomniałam, dołączyła się Barbara.
— Ja tak samo.— oznajmił Jim.
— Luz, blues. Pójdzie się, posprząta, pozawiesza sztuczne nietoperze, kogoś powkurza.— powiedziała zrelaksowana Sarah, opierająca się głową o mój bark.
— Lawrence cię jednak zdemoralizował.— zaśmiał się Bobby.
— Lawrence dopiero się przekona, jaka jestem zdemoralizowana.— rzuciła, śmiejąc się po cichu i spoglądając na mnie.
— Masz na myśli coś konkretnego?— spytałem.
— Wiesz słyszałam, że korytarz na trzecim piętrze w sektorze E jest bardzo ciemny i bardzo rzadko uczęszczany.— wyszeptała do mnie co, logiczne, tylko ja usłyszałem.
— Ej kontakujecie jeszcze? Jesteśmy tu też.— zaśmiała się Tiffany i machnęła ręką przed nami.
— W dodatku za 5 minut musimy zawijać, więc nie wiem co zdążycie.— stwierdził Bobby.
— Co ty. Dla Johnny'ego to kupa czasu, on zdąży w minutę.— zaśmiał się wrednie Dutch, przypominając jeden z treningów w dojo.
— Czekaj, czekaj. Ty pijesz do tego treningu, wtedy?— zapytał śmiejąc się Tommy.
— Dokładnie.— uśmiechnął się.
— Bosz... Pamiętam to, Johnny przed dojo mizia się z Ali, a wkurwiony Kreese wychodzi i mówi mu, że ma minutę, na co Johnny krzyczy "zdążę!"— opowiedział Tommy śmiejąc się w głos, a zaraz za nim zaśmialiśmy się wszyscy.
— No dobra, to akurat jest śmieszne.— stwierdziłem dla spokoju, ale nie miałem pojęcia po co wyrzucają teraz te beznadziejne, stare historie.
— Ta informacja nie była mi niezbędna.— skwitowała Tiffany, ale i tak śmiała się, ocierając łzę z policzka.
Spojrzałem na Sarah, która teraz miała obojętny wyraz twarzy, ale wiedziałem, że gdy ktoś zaraz przekroczy granicę, rozniesie się tajfun. I moja masochistyczna strona bardzo chciała to zobaczyć, choć z drugiej strony wiedziałem, że skończy się to naprawdę źle.
Zresztą uważam, że jest nad wyraz spokojna i inna dziewczyna może zareagować gorzej na wspominanie byłych swojego faceta. Ale moja mała jest najlepsza i zupełnie różni się od wszystkich moich byłych.
— Dajcie już spokój.— chciałem zakończyć tę żałosną sytuację, na wszelki wypadek.
— Oho ktoś tu się nie chce przyznać do wszystkich swoich byłych?— Beth, ja cię zabije i nieważne, że Dutch; mój najlepszy przyjaciel cię posuwa.
— Hej, Johnny. A o zeszyciku jej powiedziałeś? — spytał wrednie Dutch.
Co to, przepraszam bardzo, jest? Dzień pod tytułem "zniszcz Johny'ego w oczach nowej dziewczyny"?
— Zeszycik?— zainteresowały się Barb i Tiffany.
Błagam, nie.
— Mieliśmy w 10 klasie takie małe wyzwanie. Zapisywaliśmy każdą przeleconą laskę i podliczaliśmy punkty. Oczywiście nie muszę mówić kto był na pierwszym miejscu?— tak, dzięki Dutch za tę lekcję historii.
No i nie zdążyłem zaniechać tej prawdzie i ukryć ten mały nic nieznaczący element mojego wczesno-licealnego życia.
— Uuu.— zaśmiały się Beth, Tiffany i Barbara. Choć odnoszę wrażenie, że mój przyjaciel powiedział to Bethany dużo wcześniej. Zdrajca pieprzony.
— To jak Sar, słyszałaś jeszcze jakieś historie od Johnny'ego?— rzuciła Barb, z kwaśną miną.
Spojrzałem na Sarah i myślałem, że umrę, uśmiechała się słodko i niewinnie jak tylko mogła.
A potem wstała, i z powagą wypisaną na twarzy, zaczęła:
— Ha ha. Jest to naprawdę na takim samym poziomie co śmianie się ze słów: penis, wagina, jajowody albo wzwód. Myślałam ludzie, że jesteśmy dorośli? A jeśli ktoś z pełną świadomością opowiada to przy mnie, na złość, proszę i ostrzegam lojalnie by nie wpierdalał się w mój związek z Johnny'm.— zakończyła chłodno.
Po czym na jej twarzy znów wykwitł miły uśmiech, który tak lubiłem i powiedziała:
— A teraz, zapraszam na salę gimnastyczną, bo przez wasze wspomnienia o braniu lasek na tylnym siedzeniu, jesteśmy spóźnieni.
I odeszła od stołu, biorąc mnie za rękę. Widziałem jak żadne z moich przyjaciół, nie śmiało zakwestionować jej słów.
W drodze na blok sportowy, zwolniłem i poczekałem aż nasza grupa zniknie z pola widzenia.
— Jesteś zła?— spytałem milczącą teraz blondynkę.
— Jestem.— oznajmiła, podchodząc bliżej i popychając mnie na ścianę.
Wpiła się w moje usta, a ja ten jeden raz pozwoliłem jej całkowicie zdominować pocałunek. Dziewczyna przygryzła dość boleśnie moją wargę, nie wiem czy w odwecie czy nawet nie zwróciła na to uwagi. Jęknąłem w jej usta, otwierając swoje i poczułem jak jej język przesuwa się wzdłuż mojego uzębienia.
Jedna z jej dłoni znalazła się na mojej szyi, wbijając paznokcie i lekko drapiąc.
Odsunęła się ode mnie, a mi natychmiastowo zaczęło brakować jej ciała naciekające na moje. Spojrzała w moje oczy, a ja patrząc w jej dostrzegłem, że nie są szare jak na początku myślałem. Nie wiem do końca jaki to kolor, ale przywodzi mi na myśl niebo ciskające gromy w trakcie sztormu, jak i uspokajającą zieleń lasu i traw na Wzgórzach.
Ledwo zorientowałem się, że mówiła do mnie:
— Na tyle zła, by udowodnić ci, że jestem lepsza, niż wszystkie twoje zdziry na jedną noc.
I odeszła, a ja przez długą chwilę nie mogłem się ruszyć, gapiąc się na jej wysoki kucyk, który kołysał się z każdym jej krokiem.
Ruszyłem się z miejsca dopiero wtedy, gdy ucichły odgłosy obcasów na korytarzu.
•••
Na sali panował jeden wielki bałagan, okazało się, że laska odpowiedzialna za całą logistykę i plany zachorowała i nikt nie miał czasu się zająć podstawowymi czynnościami.
I w tym momencie wchodzi moja, chyba jeszcze, dziewczyna cała na biało.
— Mrs. Roberts, mogę się zająć rozłożeniem pracy i ogarnięciem grup, jeśli nie ma chętnych.
— Myślę, że to dobry pomysł. Do dzieła.— odrzekła nauczycielka.
I tak też Sarah, podzieliła szybko wszystkich na grupy, kilka z nich miało się zająć wynoszeniem materacy, piłek, kozła, równoważni i innego sprzętu do ćwiczeń, oraz rozłożeniem materiału na całą długość jednej ze ścian. Pozostałe grupy miały za zadanie rozpakować pudła z dekoracjami i pogrupować je, a potem każda z grup miała zabrać te ozdoby, które będzie rozwieszać.
Ostatnia grupa zajmowała się muzyką i całym sprzętem.
Finalnie, zabraliśmy się do roboty już po półgodzinie, w tym czasie pierwsza grupa wykonała kawał dobrej roboty.
Razem z chłopakami rozpakowywaliśmy gumowe, świecące w ciemności szkielety, co za zbieg okoliczności, co nie?
Za zadanie mieliśmy też złożyć plastikowy szkielet, właściwych rozmiarów.
Właściwie, on był złożony w pracowni od biologi, więc kto i po co go rozkładał w ogóle na części?
W każdym razie zabawa kośćmi piszczelowymi była spoko.
Szukałem wzrokiem Li, ale zobaczyłem tylko Beth, Barbarę, Tiff i co dziwne, towarzyszyły im Suzan z Ali, które napełniały balony helem.
Wpadłem na pomysł.
— Ej laski, dajcie mi trochę tego helu.
— Ty porąbany jesteś.— stwierdziła Su.
— Też cię lubię.— mrugnąłem do niej.
Po nałykaniu się jakiejś ilości, wziąłem ze stolika tego mini-szkieleta i poszedłem szukać Sar.
W końcu znalazłem ją, poprawiającą nietoperza przypiętego do zasłony.
— Pomóż mi, wyjść z grobu.— powiedziałem, zniekształconym od helu głosem i poruszałem zabawką jak marionetką.
Blondynka zaśmiała się i odpowiedziała:
— Ty nie poważny jesteś.
— Serio mówię, w noc Halloween będę bardzo żywy.
— Będziesz musiał być bardzo szybki— stwierdziła tajemniczo.
— Więc będę potrzebował by ktoś mi pomógł.
Czułem jak kończy się mój zniekształcony głos i westchnąłem.
— Zrobiłaś tu super robotę. Wątpię by ktoś tak szybko to ogarnął, a co gorsza nauczyciel mogł zostawić wszystko nam samym i zasadzie "róbta co chceta".
— Tak, cóż. Dzięki.
— Kochanie, ja naprawdę...
— Shh. Porozmawiamy o tym, ale po szkole, dobrze?— mówiąc to, dała mi szybkiego buziaka.
A ja zastanawiałem się czy kryzys już zażegnany, czy dalej powinienem się martwić.
Wiedziałem, że porównywanie jej znów z Ali jest nie na miejscu.
Ale z Mills zawsze wiedziałem na czym stoję. Kłóciliśmy się, krzyczeliśmy na siebie, ona się obrażała, ja ją przepraszałem. Wracaliśmy do siebie.
Czułem, że z Sarah będzie inaczej i nie wiedziałem co robić.
— Więc, to będzie twój kostium?— spytała, wskazując na szkielet.
— Tak. Ubieramy się tak samo z chłopakami. A ty?
— Myślę, że znajdę coś odpowiedniego.— stwierdziła z uśmiechem.
— Czy mogę w tym momencie zaprosić panią na szkolny taniec z okazji Halloween?
Proszę.
— Jak najbardziej. Pójdę z panem, panie Lawrence.
Przyciągnąłem ją do siebie przytulając i przy okazji wdychając jej słodki zapach, coś jak czekolada i wiśnia. Od dzisiaj uważam to za najlepsze połączenie, jakie tylko może istnieć. Pachniała zupełnie inaczej niż Ali, która używała gigantycznej ilości cytrusowych perfum.
Reszta dnia minęła szybko na okazjonalnym wyglupianiu się w sali i wprowadzaniu poprawek.
Na sam koniec dostaliśmy zwinięte kolorowe tasiemki, które wyrzucaliśmy w górę, tak by zawiesiły się na suficie, a dokładniej, na tych kratkach ochraniających lampy przed przypadkową piłką.
•••
Dzień w szkole dobiegł końca, nauczyciel obiecał, że pomoc w przygotowaniach do balu, dopisze do naszych papierów. Dla niektórych oznacza to pierwszą pozytywną uwagę, w całej szkolnej karierze.
Po odwiezieniu przyjaciół, ponownie zaparkowałem pod domem Sary.
— Więc mówiłaś, że porozmawiamy później?
— Tak, chyba musimy. Wejdziesz?
— Pewnie.
Wyłączyłem silnik i wyszliśmy z auta, Sar od razu ruszyłam do bramy, otwierając ją.
Natychmiastowo usłyszałem szczekanie psa, a później wybiegł na nas wielki doberman.
— Tyson!
No tak. Jak mógł inaczej mieć na imię.
Pies zaszczekał głośno, stając na dwóch łapach, a te przednie położył na Sar. Był prawie wyższy od niej, na co się w duchu zaśmiałem.
— Stęskniłeś się, kolego.— zaśmiała się.
— Spodziewałem się raczej pudelka.— stwierdziłem wrednie.
— Dwóch nie potrzebuję.— odpowiedziała, mrugając do mnie.
— Ej! Co to miało znaczyć.
Ta, tylko się zaśmiała i ruszyła chodnikiem w stronę drzwi od domu.
Ruszyłem za nią i weszliśmy do środka, a Sar zaprowadziła mnie od razu do swojego pokoju.
— Mam nadzieję, że nie jesteś głodny? Bo nie mam siły nic gotować, ale możemy coś zamówić zawsze.
— Spokojnie, nie ma problemu.
— Super, to ja szybko się przebiorę a ty się rozgość.— rzuciła, robiąc nieokreślony ruch ręką i znikając za drzwiami łazienki.
Miałem okazję by rozejrzeć się po pokoju, który nie był jak typowy pokój dla nastolatek. Ścian prawie nie było widać, za sprawą przyklejonych plakatów muzyków, sportowców i aktorów, umiejscowienie przedmiotów zdawało się mieć sens tylko dla właścicielki pokoju, a ubrania i kosmetyki leżały wszędzie.
Jedynymi rzeczami, które leżały równo na swoim miejscu były medale.
Cała jedna ściana była właściwie poświęcona osiągnięciom sportowym mojej dziewczyny.
Dyplomy były przyklejone jeden obok drugiego, po ich zewnętrznych stronach były wbite gwoździe i na każdym wisiało kilka złotych i srebrnych medali, brązowych policzyłem tylko trzy.
A w środku znajdowały się półki, ze stojącymi na nich trofeami. Złote puchary wyglądały doprawdy imponująco.
Tym razem wziąłem się za czytanie dyscyplin. Największa część medali była za pływanie, również za pływanie sztafetowe Sarah miała 4 puchary. Było to zwycięstwo drużynowe o ile się nie mylę. Cztery puchary, cztery lata z rzędu.
Dalej dyplomy z biegania, skoku w dal i skoku o tyczce, brązowe medale za pchnięcie kulą, skok wzwyż i bieg na 1500m.
Mentalnie się zaśmiałem. No tak, widać, że Sar woli dystanse sprinterskie.
Kolejne puchary zainteresowały mnie jeszcze bardziej bo były z różnych sztuk walki. Boks, mma, karate, zapasy, chwila...karate?!
— Przepraszam za ten cały bałagan.— wyszła w krótkim czarno-białym topie i czarnych leginsach, wycierając włosy ręcznikiem.
— Co tam oglądasz?— spytała, gdy dalej stałem przy ścianie.
— Dowiaduję się jaki sportowiec jest z mojej dziewczyny.
— E tam.
— Nie mówiłaś, że trenowałaś karate?
— Trenowałam wiele sportów walki, nigdy nie pojechałam na turniej z BJJ na przykład, a z muay thai nie udało mi się przywieźć medalu. Zresztą jakoś nie było tematu by wspomnieć o tym.
Usiedliśmy na jej łóżku i dalej gadaliśmy o luźnych tematach:
— Jeździsz crossem, uprawiasz sztuki walki, rozmawia się z tobą dużo prościej niż z innymi dziewczynami, powiedz mi jedną wadę bym wiedział, że jesteś prawdziwa.
— Nie umiem utrzymać porządku.— stwierdziła poważnie, po namyśle.
Zaśmiałem się w odpowiedzi.
— Słuchaj, co do słów naszych przyjaciół...
— Wiem. Rozumiem. Zdałam sobie sprawę, że muszę się pogodzić z tym, że masz przeszłość i...
— Dokładnie, to tylko przeszłość, która nic nie znaczy. A ty jesteś przyszłością. Nie mówię, że to ostatni raz kiedy wysłuchujesz o moich podbojach i gówniarskim zachowaniu, ale pamiętaj, że chcę tylko ciebie.
— Wzruszę się, naprawdę.
— Ej! Rzadko kiedy chcę być romantyczny, nie psuj tego.
— Rzadko? Nie znam momentu, w którym nie zrobiłbyś dla mnie choć jednej romantycznej rzeczy.— stwierdziła z uśmiechem.
Przez resztę czasu leżeliśmy przytuleni na jej łóżku.
Kryzys zażegnany.
— Wiesz, prawdę mówiąc chciałam wrócić do karate.— powiedziała, odwracając się w moją stronę.
— Myślę, że przekonanie mojego sensei by trenował dziewczynę, może być ciężkie. Bez obrazy.
— Ojciec powiedział mi to samo, wiesz? A ja mam jeszcze większą determinację by udowodnić, że mogę to zrobić.
— Nie chcę by coś ci się stało, widziałem jak potrafią uderzać zawodnicy na turniejach i wiem jak trenuje Cobra Kai.
— Widzisz te medale? Były okupione potem i krwią, jestem takim samym wojownikiem jak ty, Lawrence. Uwielbiam to jak się martwisz i jak mnie traktujesz, ale nie jestem ze szkła. I wiem jak nieczysto potrafią walczyć, spotykało mnie to na każdych zawodach, w wielu różnych dyscyplinach.
I wiedziałem, że mówi prawdę. Widziałem w jej oczach tę samą determinację, pasję i miłość, które pojawiają się w moich oczach, gdy mówię o karate.
Zbliżyłem swoje usta do jej by już po chwili całować ją po raz kolejny.
— Mam to traktować jako zgodę?— spytała uśmiechając się.
— Nie musisz mnie o nią pytać, ale bądź ostrożna. Powiem chłopakom, że przyjdziesz do dojo trenować, żeby nie irytowali cię na start tekstami o tym gdzie jest miejsce dziewczyn.
— Nic im nie mów. W końcu jaka by była moja wartość, gdyby podłamały mnie chamskie teksty.
— Będziesz musiała się bardzo wykazać. Kreese pewnie każe ci walczyć z najlepszymi.
— Czyli?
— Em, Dutch lub ja. Później może Bobby.
— Proste. Nie próbuj mnie oszczędzać, Johnny.— mruknęła z uśmiechem.
— Naprawdę chcesz mnie zabić.
— Nie wiem nawet, o co ci chodzi.— powiedziała, układając głowę na mojej klatce.
________________
Woowo jest ponad 3k słów!
Nowy rekord. Wink-wink.
Dobra teraz tak.
W gwoli wyjaśnienia.
✓Nie opisałam nigdy szczególnie wyglądu Bethany i Tiffany bo myślałam, że zostaną z nami na krótko. Cóż, ta druga napewno.
✓ Stół w stołówce. Wiem, że w Cobra Kai był dosyć mały, okrągły i chyba zmieściły by się góra 5 osób, czy coś?
A ja tu nawaliłam sobie 9-10 osób ( w tym pięciu rosłych, zajebiście zbudowanych chłopa)
Więc uznajmy, że stół jest prostokątny i ma wymiary 50cm na 2-2,5 metra.
No i gra gitara.
✓ Staram się pisać z punktu widzenia Sary i Johnny'ego co drugi rozdział.
Czasem wplatając w to Bobby'ego, ale też inne postacie.
Dajcie znać czy wam pasuje taka narracja i kogo chcecie jako narratora, w kolejnym rozdziale.
✓ co się łączy z poprzednim punktem o narrację.
— Kolejny rozdział chcecie z perspektywy Daniela na balu Halloween i później jak jest w dojo u Kreese'a, wraz z panem Miyagi? (Ale Sary tam jeszcze nie ma)
— Czy może bójki chłopaków na balu ma nie być, bo zatrzymuje ich Sarah.
( Ale później Daniel i Miyagi i tak rozmawiają z Kreese'm, a Daniel widzi Sare w dojo i znowu wynikają jakieś dramy)
No więc ten możecie sobie wybrać, uznajmy.
✓ Dalej.
Ważne pytanie, bo wattpad znów coś odwala.
W jaki sposób wyświetlają wam się dialogi?
Od takich krótkich myślników?
Czy od takich długich?
I cóż. Dzięki za przeczytanie. I komentarze od wszystkich... dwóch osób
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top