Rozdział 15
Lando otworzył paczkę czipsów, i podgłośnił telewizor. Szum z korytarza się przybliżył. Mężczyzna przewrócił oczami i jeszcze raz podgłośnił telewizor. Szum nie dawał spokoju. Calrissian westchnął, wstał i spojrzał przez szybę na korytarz ośrodka. Nie chciał być tu z wariatami, ale dobrze płacili i o dziwo nie potrzebne było żadne wykształcenie. No bo w sumie, jeśli nie jesteś zdesperowany, pewnie nie będziesz nawet myślał o tym, aby tu pracować.
Ten staruszek, jak on się nazywał? A, tak, Dooku. Odkurzał podłogę korytarza tym swoim odkurzaczem. Podobno jak próbowano mu go zabrać, rozwalił komuś czaszkę. Lando wziął głęboki wdech. Chciał tylko w spokoju obejrzeć Grę o Tron. Wyszedł ze swojego pokoiku.
-Panie Dooku...
-Hrabio. Hrabio Dooku.- Poprawił go starzec. Lando westchnął cicho.
-Panie Hrabio Dooku. Nie musi pan odkurzać. Od tego mamy serwis sprzątający...
Dooku uniósł brwi.
-Naprawdę? Oj, znowu zapomniałem...
-Nie szkodzi. Proszę po prostu tego znowu nie robić...- Calrissian odwrócił się, gdy usłyszał odgłos czegoś małego wessanego do odkurzacza i odbijającego się o jego ścianki. Pomacał ręką miejsce, gdzie powinna być jego karta dostępu. Odwrócił się do staruszka, który właśnie odpinał końcówkę odkurzacza. -Co pan właśnie zrobił? Proszę otworzyć odk...
Upadł ogłuszony metalowa rurką na ziemię. Spróbował się podnieść, ale Dooku przycisnął mu szyję rurką do ziemi.
-Mam lepszy pomysł. Ty otworzysz usta, a ja nakarmię Grievousa.
***
-Co to ma znaczyć?- Spytał Najwyższy Przywódca Hux. Z większością swojej armii otoczył ośrodek, jak ich nazywał, demonów w ludzkich ciałach. -Kto włączył alarm?
-Ktoś z pracowników...- Odparł jeden z żołnierzy. -Wygląda na to, że wybili większość współwięź... Współpacjentów. Oraz strażników.
-Czyli ktoś z pracowników żyje.- Mruknął żołnierz w wyróżniającym się, czerwonym umundurowaniu.
-To nie ma znaczenia. Skup się na swojej misji, Kardynale.- Odparł chłopakowi Hux. Czarnowłosy, skinął głową. Był najmłodszy w prywatnej armii Brendola, i najprawdopodobniej najlepszy. W końcu nie bez powodu został jego prawą ręką.
Rudowłosy spojrzał po swoich ludziach. Jasnoszare półpancerze prawie w ogóle nie przypominały typowych mundurów wojskowych. Jedynym wspólnym elementem były klasyczne hełmy. Mężczyzna uśmiechnął się. Na pierwszy rzut oka wyglądali dziwnie, może i nawet zabawnie. Ale w walce pokazywali, że naprawdę trzeba się ich obawiać.
-Sir, wychodzą!- Oznajmił jeden z żołnierzy. Hux spojrzał na mały tłum wychodzący z budynku.
-Naprzód, wybijcie zarazę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top