Rozdział 1
-Nie ubiorę się w to!
-Ben, kurwa, do cholery, załóż ten pieprzony garnitur!- Krzyknął z pokoju obok Han. Młody Solo spojrzał pogardliwie na ubranie.
-To nie w moim stylu!- Odkrzyknął.
-Załóż, albo tam do ciebie pójdę i kolejny pogrzeb, na który pojedziemy będzie kurwa twój!
-Han, możesz się uspokoić?- Zawołała z parteru Leia. -Synku, zrób to dla dziadka. To dla niego ważny dzień.
Benjamin Solo jeszcze raz spojrzał na garnitur, przełknął dumę i zaczął go zakładać. Chwilę potem niezbyt kochającą się rodzina siedziała w rozpadającym się samochodzie. Na kolana siedzącego z tyłu Bena wskoczył ich ukochany pies o długiej, brązowej sierści.
-Han, czemu bierzesz Chewiego na pogrzeb?- Spytała Leia, patrząc na męża z wyrzutem.
-Pies poprawi humor twojemu ojcu.- Odparł Solo, nie spuszczając wzroku z drogi. Jego żona tylko westchnęła.
***
Lucas Skywalker stał nad trumną swojego ulubionego, przyszywanego wujka. Przejechał ręką po brodzie.
-Mam tylko jedno pytanie.
-Tak?- Spytał drobny staruszek, siedzący na wózku inwalidzkim.
-Dlaczego na jego grobie pisze "Hello there"?
Dziadek lekko się uśmiechnął.
-No i, dlaczego tak nalegałeś na to, aby jego grób był na sztucznym pagórku?
-Aby zawsze miał wyższy grunt.- Z twarzy staruszka wciąż nie schodził uśmiech. Spojrzał na próbującego zrozumieć Luke'a. -Nie zrozumiesz, żart środowiskowy.
-Dziadek Anakin!- Nim Luke zdążył zareagować, czarny kształt rzucił się w objęcia starca.
-Ben, złaź bo go jeszcze zrobisz mu krzywdę!- Zawołał Han, który wbrew swoim zasadom też ubrał się w garnitur. Luke lekko się uśmiechnął, po czym schylił się, aby pogłaskać Chewiego.
-Witaj, Kylo Ren!- Anakin objął wnuka.
-Mógłby pan... Znaczy, tata, nie nazywać go tak? Próbujemy mu to wybić z głowy.- Mruknął Han.
-A daj mojemu wnukowi spokój! Długo nie pożyję, chcę się nim nacieszyć!- Odparł dziadek. Ben odwrócił się do ojca i pokazał mu język. Han uznał, że lepiej się skupić na czym innym. Na przykład, popatrzeć kto przychodzi i obgadywać go w myślach, jak na kogoś po czterdziestce przystało.
Tymczasem Leia przytuliła brata.
-Na ile zostajesz w kraju?- Spytała. Luke puścił ją i spojrzał na przychodzących.
-Tydzień, dwa. Zobaczy się. Chciałbym trochę zostać i powspominać...
-O, czekaj, już jest Ahsoka.- Przerwała Leia. -Teraz tradycyjnie, trzy, dwa, jeden...
Trzy pokolenia rodziny Skywalker-Solo zagwizdały jednocześnie na latynoskę. Tamta tylko przewróciła oczami i się uśmiechnęła. Luke spojrzał na trójkę z uśmiechem.
-Oni nigdy się nie zmienią, prawda?
-Mam taką nadzieję.- Westchnęła Leia.
Tak samo myślał Ben Solo, nie wiedząc, że przez niego życie rodziny, a nawet i całego świata stanie do góry nogami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top