♪ 42 ♪

Radość, euforia, szok i duma. Parę słów, które potrafiły zdefiniować, to jak się czuli, gdy przewodniczący jury podał zwycięzców. Wygrali, z resztą było to do przewidzenia. Wypadli najlepiej z nich wszystkich, a tamci tylko patrzyli na nich z zazdrością. Luke cieszył się, wiedząc, ze zatrzyma swoją pracę, a Martin w końcu mu odpuścił. Nie miał zamiaru wywijać już innych numerów. O tamtym nawet nie chciał pamiętać, ale z drugiej strony zaczął chyba jeden z najlepszych rozdziałów w jego życiu. 

- Uszczypnijcie mnie, proszę. - zaczęła Blake, trzymając w dłoniach puchar. Łzy szczęścia świeciły w jej oczach. Nie wierzyła, że im się uda.

- Nie, bo jeszcze upuścisz i rozwalisz. - stwierdził Styles, po czym zabrał od niej nagrodę, aby móc się jej przyjrzeć. 

- Hej, oddawaj! 

- Wymacacie ją wszyscy, spokojnie. - zaśmiał się Ross, ale oberwał od Stewart z pięści w ramię. Udał, że boli, po czym odrzucił teatralnie włosy, których nie miał i strzelił przysłowionego focha. 

- A gdzie Jasmine? - zapytał Luke, nie zauważając nigdzie brunetki. Chciał razem z nią zacząć się cieszyć ze zwycięstwa, a skończyć je u niej w domu. 

- Gadała ostatnio z twoim szefem i jego koleżkami po fachu, a przynajmniej widziałem ją razem z nimi przy tym ich stole. - odpowiedział Harry, obracając w dłoniach puchar. 

- Czego oni od niej chcą? - zmarszczył brwi, nie przypuszczając, o co może chodzić. Po chwili jednak brunetka wróciła, a swój prawdziwy wyraz twarzy ukryła pod uśmiechem.

- Wszystko w porządku? - zapytał Hemmings, gdy podeszła do niego na wystarczającą odległość, by mógł ją objąć.

- Tak, tylko chyba nie może to do mnie dotrzeć. - wyjaśniła, wtulając się w niego. - Jestem z nas dumna. Z siebie. Z ciebie. - dodała, wspinając się na palce, aby móc go pocałować.

- Ja z nas i z ciebie też. - przyznał. - Czego od ciebie chcieli? - zapytał, w międzyczasie muskając jej wargi swoimi. 

- Pogratulować. - wzruszyła ramionami, choć prawda była zupełnie inna. 

- No to co? Świętujemy! - zaczął Ross, a reszta w oka mgnieniu go poparła.

- My sobie odpuścimy. - stwierdziła Jasmine. Nie miała ochoty, aby wlewać w siebie alkohol. Nie teraz. Musiała oswoić się z tym wszystkim i szansą, jaka ją spotkała. 

- Ale bez was to nie będzie to samo. - jęknął Styles. Popatrzył się błagalnie na blondyna, a ten tylko wzruszył ramionami. Jakoś szczególnie nie potrzebował uczcić zwycięstwa alkoholem. Miał z nim złe wspomnienia. 

- Bawcie się dobrze. - zaczęła McCras. - Nadrobimy to innym razem, obiecuje.

- Trzymamy cię za słowo!

***

Jak na złość sen nie przychodził, a jej umysł wypełniało coraz więcej myśli. Te złe, te dobre, niepotrzebne i te potrzebne. Wszystko, dosłownie wszystko. Wyglądała za duże okno, starając znaleźć odpowiedź na pytanie, co ma zrobić. Dostała szansę od losu, nie mogła jej zmarnować, ale nie chciała zostawiać tutaj ich wszystkich. To zbyt dużo by kosztowało. Spojrzała na chłopaka, który spał, obejmując ją ramieniem. Zbyt mocno pokochała tego blondynka, aby go tutaj zostawić, a wiedziała, że z nią nie wyjedzie, bo to nie było możliwe. Wszystko się pokomplikowało. 

~*~

i czo teraz?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top