♪ 39 ♪
Niedziela zapowiadała się spokojnie, jak gdyby całe miasto postanowiło odsapnąć po całym tygodniu zamieszania. Ulice świeciły pustkami, parki w dalszym ciągu pękały w szwach, a ludzie opuszczali swoje domy, by móc nacieszyć się swoją rodziną poza nim. Jasmine i Luke postanowili jednak zostać w domu i wspólnie coś ugotować. Było to późny obiad, albo wczesna kolacja. Zależy, jak na to spojrzymy.
Niebanalne risotto z owocami morza było ulubionym daniem blondyna, który chciał zarazić nim Jasmine. Dziewczyna przypatrywała się, jak wszystko przygotowuje i jak dobrze wygląda w fartuchu. Nieźle sobie radził.
- Myślałeś nad tym, aby zostać kucharzem? - zapytała w pewnym momencie. Dał jej skosztować prawie gotowego risotto, które pieściło swoim smakiem jej podniebienie.
- Wiesz, rodzice pozwalali mi czasami gotować, gdy byłem w domu, nie narzekali, ale nie widzę siebie przy garach. - przyznał, przekładając jedzenie na dwa przygotowane wcześniej talerze. - Mam nadzieje, że ci posmakuje. - dodał, uśmiechając się lekko. Zdjął fartuch, wytarł dłonie w papierowy ręcznik i usiedli przy niewielkim stoliku pomiędzy kuchnią a salonem.
- Smacznego.
- Nawzajem.
***
Wieczór postanowili spędzić poza domem, spacerują po mieście. Pomimo później pory Los Angeles nadal tętniło życiem. Było tylko jednym z wielu miast, w których słowniku słowo jak 'sen' się nie zapisało. Luke trzymał ich dłonie splecione razem, gdy zapuszczali się coraz dalej na obrzeża miasta, z dala od zgiełku, jaki wciąż trwał w centrum.
- Trochę się denerwuje, wiesz? - przyznała, chowając swoją wolną rękę w rękawie bluzy.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi, patrząc się na nią z góry. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc, jaka malutka jest.
- Tym całym konkursem, tam będzie mnóstwo innych utalentowanych osób, lepszych o całe niebo od nas. - ciągnęła ze spojrzeniem wbitym w swoje stopy.
- Hej, według mnie mamy spore szanse na wygranie, więc nie rozumiem, po co te nerwy. - zatrzymał się w miejscu i zabrał jej drugą dłoń w swoją. Zajrzał w jej oczy, przez co uśmiechnęła się nikle i podniosła na niego wzrok. - Bądźmy dobrej myśli, ja mam nadzieje, że nam się uda i tobie też to radzę. - poradził jej, przez co przytaknęła głową i ruszyli dalej przed siebie.
- Chce, aby było już po wszystkim. - stwierdziła, otulając się szczelniej materiałem ubrania. - Nie obchodzi mnie to, że będzie tam babka ze szkoły tanecznej w Chicago i ktoś dostanie tam stypendium, a to może być każdy z nas. - dodała, kopiąc kamyk, który znalazł się pod jej stopami.
- Może to będziesz ty, co? - uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem. Wtuliła się w niego, pozostawiając pytanie bez odpowiedzi.
- Mają tam strasznie wysoki poziom, a fakt, że się dostałeś, oznacza, że naprawdę masz talent, którego oni nie pozwolą ci zmarnować. - mruknęła otwarcie. Było to jej marzenie, ale wiedziała, że zaliczało się do tych, których nigdy nie spełni.
- Mam tam kilku znajomych, ale to straszne dupki. - przyznał, przez co dziewczyna roześmiała się cicho. - Dlatego wolałem zostać tutaj, w Los Angeles niż przenosić się do nich. Z resztą tutaj jest ładniej niż w Chicago.
- W końcu to Miasto Aniołów. - zauważyła, zaczynając iść krawężnikiem. - Ludzie, którzy tu przyjeżdżają, że żyjemy, jak w bajce, a najśmieszniejsze jest ich zdziwienie, gdy okazuje się, że jest zupełnie inaczej.
~*~
stwierdziłam, że po Street Dancers napisze Carousel, lmao
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top