♪ 13 ♪
Nie wierząc, w to co się stało złapał taksówkę i wrócił do domu. Nawet nie fatygował się, żeby powiedzieć Calum'owi, co się stało. Nie chciał jej szukać, bo w mieście takim jak Los Angeles to jak szukanie igły w stogu siana.
Jedyne, czego chciał w tamtym momencie to porządnie się upić, wziąć wolne następnego dnia i spędzić go przed telewizorem ignorując wszystkich i wszystko inne dookoła.
Tak, to był dobry pomysł.
***
Porozrzucane po salonie butelki Jack'a Daniels'a świadczyły o tym, że cały alkohol znajdujący się w jego domowym barku nadal krążył w jego krwioobiegu. Spał z głową opartą o wezgłowie kanapy z butelką innego trunku w dłoni.
W końcu jednak słońce wpadające poprzez szklaną ścianę wygrało i zmusiło go do otwarcia oczu. Mrucząc wiązankę przekleństw pod nosem wstał i potykając się o własne nogi wszedł do łazienki. Oparł się o umywalkę wcześniej pozbywając się do końca zawartości ostatniej butelki.
Miał podkrążone i przekrwione oczy, zmierzwione włosy, które podobnie jak ubranie przesiąkły zapachem wódek i papierosów. Westchnął ciężko i wszedł pod prysznic zastanawiając się ile zeszłego wieczora i nocy wypił. Było tego sporo, bo nie wierzył, że nie, ale nie sądził, że doprowadził się do, aż takiego stopnia.
***
Po posprzątaniu salonu i kuchni opadł na kanapę i zaczął wgapiać się w sufit. Głowa pulsowała mu od natłoku myśli i bólu. Tabletki nic nie zdziałały, a oczyszczenie umysłu ze wszystkiego nie pomagało.
Przed jego oczami wciąż świeciły się jej ciemne włosy i oczy. Delikatne rysy twarzy skryte pod maską i błękitna sukienka kontrastująca z karnacją. Nieznajoma.
- Zabije go. Zabije - Wymruczał w poduszkę. Gdyby nie Calum nie musiałby się teraz zastanawiać, z kim tańczył, kim była nieznajoma i czy jeszcze się spotkają. Pocierając obolałą skroń sięgnął po pilota nawet nie patrząc się w tamtym kierunku. Gdy już jego dłoń odnalazła poszukiwany przedmiot obrzucił je spojrzeniem i nacisnął przycisk, który włącza TV.
***
- Po co ściągałeś te maskę idioto?! - Krzyknął szatyn, gdy rozmowa zeszła znowu zeszła na temat zeszłego wieczoru.
- Sam nie wiem - Luke upił łyk soku. Został przy owocowym napoju, a nie tak jak Hood przy piwie. Następnego dnia musiał się już pojawić w szkole, bo Martin nie dałby mu żyć - To był jakiś impuls - dodał sięgając do miski z chipsami. Musiał z kimś o tym pogadać, a Ashton i Michael byli zajęci. Został tylko Hood.
- Naprawdę nie wiesz, kto to mógł być? - Calum zapytał delikatnie. Pomimo, iż głupota przyjaciela dobijała go bardziej niż zwykle postanowił się dowiedzieć, co nieco. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
***
- Nie wierzę, że uciekłaś! Trzymajcie mnie, bo nie wiem, co jej zrobię! - Krzyknęła Blake po wysłuchaniu historii Jasmine. Wiedziała, że przyjaciółka nie grzeszy mądrością, ale to zawsze ona była tą mądrzejszą. Stewart się czegoś takiego po niej nie spodziewała.
- To uwierz! Uciekłam, bo to był Hemmings! Ile razy mam ci powtarzać?! - Odkrzyknęła Jasmine. Ta rozmowa powoli zamieniała się w kłótnie i zwiastowała coś poważniejszego, co pewnie skończyłoby się tym, że nie odzywałyby się do siebie przez następny tydzień.
- Przestańcie - Zaczął Harry, który od dłuższej chwili przysłuchiwał się ich rozmowie - Wrzaskami tu nic nie zdziałacie. Skoro dzisiaj nie przyszedł, przyjdzie jutro, a wtedy Jasmine mu powie, prawda? - dodał patrząc się to na jedną to na drugą brunetkę.
- Ta... - Mruknęła McCras - Nie róbcie sobie nadziei. Może w ogóle już nie przyjdzie - dodała
- Śmieszna jesteś - Styles pokręcił zrezygnowany głową.
- Dosyć tego - Lynch wszedł na sale - Plotkować możecie w kawiarni. Teraz bierzemy się do roboty, bo ci z Rover Street zaraz nas wykopią i będzie problem - dodał
- Jedyny, który gada normalnie i nie robi mi wyrzutów - Jasmine związała włosy, by jej nie przeszkadzały podczas próby i wstała.
- Przykro mi Minnie, ale jestem z nimi. Naprawdę byłaś i nadal jesteś idiotką, że od niego uciekłaś - Powiedział Ross wsadzając odpowiednią płytę do odtwarzacza. Schował jeszcze włosy pod czapką beanie i zajął swoje miejsce.
Jasmine wywróciła oczami mrucząc pod nosem, że wszyscy są przeciwko jej i wsłuchała się w pierwsze dźwięki muzyki.
~*~
Dzisiaj trochę krócej niż zwykle, ale mam nadzieje, że to wam nie przeszkadza.
Komentujcie, gwiazdkujcie i motywujcie, bo za to was kocham, mordki wy moje ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top