spływumysł
jestem zimna, niewinna, leżę w czwartym wymiarze
między wzrokiem a słuchem, pod okiem, za uchem i kompletnie poza czasem
moje życie się przelewa chodnikiem jak piasek,
należycie przyodziewa cokolwiek z niego uformują, choć czasem zaszczują mnie pasem
bezpieczeństwa w samochodzie jestem w poślizgu na lodzie i nie ma ucieczki
rymuję, produkuję co mi ktoś w głowie podpowie, desperacko podtrzymuję ostatni płomień świeczki
i piszę ręką: zwalczam monotonię choć nogami za nią gonię
i ani trochę nie stronię od obracania się w niewłaściwym gronie
chciwych spiral myśli, no już, dalej, wyślij mi kolejny znak że mnie nienawidzisz, one tak działają wszystkie
jestem mindmelt, chcę być heartlet
jadę podpsutym autem, rozdaję kolejną fałszywą kartę
że się będę starać (podobno naiwność trzeba karać)
zasuwam roletę, zostaję waletem, jego zaogniona pika przebija cztero-istnego trefla i znika
i serce takie czarne dalej jedzie w dół, w dół, w dół,
własne ręce jakże marne, rozdzielają mnie na pół
jak moje własne półkule - bogaty zachód, biedny wschód
jakby ktoś się nie domyślił chodzi tu o moją głowę i o to jak połączenia nerwowe pokrywają kurz i brud
ale co tak egocentrycznie, melonowo-czerwono, w sensie melodramatycznie?
czy przy mnie wszystko musi być tak zawsze sztucznie patetyczne,
pseudo-ekscentryczne, bezwymiarowo niby-czyste
i koniecznie wiecznie chaotyczne?
co ja myślę, że gdy przysnę coś mi niedoskonałości wyssie?
że się obudzę idealna po kolejnej introspekcji?
że otrzymam osiągnięcia z półki "do wzięcia" i je wrzucę do kolekcji?
czy może, że łzy wyczyszczą szyby moich czterech ścian
i magicznie wyjrzę z pudła, stosunkując się do zmian?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top