Cokolwiek

Para zeszła ze mnie
wraz z widmem jedynactwa
społecznego,
wyszłam w przystań
czego?

czegokolwiek
z bram opactwa w gloriach mnogich,
gdzie bogom są nie równe bogi
i gdzie ludziom krzywi ludzie
gdzie te nogi to dar wrogi,
moja wola to cokolwiek,
ich niewola to cokolwiek

Głupie dzieci mnie kochają,
bo jak dzieci jestem glupia
Wódki dają, wina dają,
czasza się wypełnia trupia
romemłaniem szarych komór
i rozbiciem szarych sensów
sensorycznych licznych komand,
sprzecznych plątań sygnał-gestów
Palet elektrycznych miałów,
"miałam, miałam" - mówię ciału

A niech będzie, czy jabłoni,
czy krwistemu padnę mięsu
Z drzewa spadnie rzeź niebieska
zapłaczą z góry aniołowie,

rybim łypnę komuś okiem

Złowię rybę w dybę sensu

A mnie to wszystko nie obchodzi,
ja tu siedzę, jak cokolwiek
na pagórku oddalenia
i za nisko i zbyt blisko
szataństwa lub rozanielenia
Ja tu jestem! bo gdzie indziej
mnie akurat nie ma
Płacze Ziemia, śpiewa ziemia,
a ja siedzę, nie na temat

A jak mnie gdzieś może zechcą
Rektorat płodów, młodów uczeństwo
elektorat dyrektorów, 

pragmatyczny lektor zbiorów,
to mi przyjdzie awantura
wyjdzie pieczęć, spiecze skóra
i nie będę, będzie ciężko

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top