Rozdział #22

    Droga przez puszcze Monaugh była długa i żmudna, ale nie było innego wyjścia niż przejechać przez te cholerną puszcze. Szybko jednak te drogę pokonaliśmy, a więc do naszego celu pozostało nam już nie wiele drogi. To nas właśnie motywowało. W końcu znaleźliśmy się w pobliżu miasta. Tam też na jednym z drewnianych pali coś dostrzegłam. Erwin zbliżył się do tego że pala i zerwał z niego... list gończy. List gończy wystawiony na moją osobę. No tak. Przezicież uciekłam z więzienia. Narzuciłam na głowe kaptur i ruszyłam dalej. Erwin i Vivian ruszyli za mną.

   Jechaliśmy kilka godzin aż na horyzoncie pojawiło się wzgórze na, którego szczycie spoczywają zaklęte ruiny. Popędziłam konia do galopu, aby szybciej dostać się na szczyt. Wiedziałam że droga był zbyt stroma aby pokonać ją galopem dlatego też zwolniłam, gdy tylko wyjechałam na drogę. Spojrzałam w tył i zobaczyła iż koń Erwina bał się wjechać na drogę. Co innego wierzchowiec mojej siostry, który bez żadnego problemu zaczął wspinać się na górę. W końcu ogier Halena pokonał strach i ruszył za naszymi końmi. W ten sposób bardzo szybko dostaliśmy się na szczyt wzgórza. Konie zatrzymaliśmy dopiero przed bramą, która znowu została zamknięta. I tym razem dziwne sztuczki łowcy nam pomogły. Tak więc wyjechaliśmy przez bramę i zsiedliśny z koni. Pusciliśmy je, a te ruszyły pasać się na zielonej trawie.
 
-  Jak tu pięknie - zachwycała się Vivian

- Prawda? - rzucił Erwin

  Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w kierunku ruin. Moi kompani w krok za mną. W chwilę potem znaleźliśmy się na pozostałościach czegoś co kiedyś musiało być salą tronową. A właściwie nadal nią jest. Vivian podeszła do jeden z kolum i położyła na niej dłoń.

- Bardzo wyczuwalna jest tu magia - odwróciła głowę w moją stronę

- Zgadza się. Zamek jest zaklęty dlatego zamiast ogromnego zamczyska widać ruiny - wyjaśniłam

- Zaklęty? - uniosła brew - dlaczego ktoś go zaklął?

- Zaklął go o to aby tacy jak Syn Mroku nie mieli do niego dostępu, do niego i jego dóbr - odpowiedziałam na jej pytania

- Wiesz jak zdjąć te zaklęcie? - Vivian spojrzała przed siebie

- Tak. I nawet wiem kto je rzucił - powiedziałam z uśmiechem na ustach 

- Oświecisz mnie siostro? - rzuciła Vivian

  Westchnęłam głośno i spojrzałam w niebo. Zamknęłam oczy by po chwili ponownie je otworzyć.

- Nasza matka - powiedziałam

- Doprawdy? To niesamowite - powiedziała uradowana Vivian

  Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam kuferek, który widziałam przy poprzedniej wizycie tutaj. Szybko do niego podeszłam i go podniosłam. Podeszłam do Vivian, a ta z niezwykłą uwagą przyglądała się owemu kuferkowi.

- Zdjąć zaklęcie może tylko wybrana - powiedziałam w końcu

- W jaki sposób? - siostra spojrzała mi w oczy

- Musisz wypowiedzieć pewno zaklęcie. A jest ono zapisane tam - wskazałam na tablicę na której widniały runy

Vivian podeszła do owej tablicy i spojrzała na zapis runiczny. Po chwili spojrzała na mnie, a ja skinęłam głową. Na ten znak moja siostra wypowiedziała zaklęcie. Od razu cała nasza trójka rozejrzałam się dookoła.

- I nic - powiedziała zawiedziona Vivian

- Dziwne - zamyśliłam się - zaklęcie powinno zadziałać, a tego nie zrobiło

- Nie był bym tego taki pewien - powiedział Erwin i wskazał ręką na pobliski mur, który zaczął się robić coraz wyższy

  Spojrzeliśmy na ściany przed nami ponieważ te stopniowo się powiększały. Nagle poczułam, że grunt pod nami zaczyna się poruszać. Na to szybko chwyciłam Erwina i Vivian by potem szybko uciec z miejsca w którym staliśmy. Odbiegliśmy na sporą odległość, lecz gdy ponownie spojrzeliśmy w stronę zamku ujrzeliśmy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top