Rozdział #21

Widoki z grzbietu smoka były niesamowite. Z góry było widać sporą grupę jeźdźców. W końcu z góry można było dostrzec niewielką wioskę i to właśnie nad nią Miriam obniżyła lot, aż w końcu wylądowała strasząc przy tym grupę dzieci. Położyła, się na ziemi ułatwiając przy tym zejście ze swojego grzbietu mi oraz mojemu towarzyszowi. Po tym jak zeszliśmy na ziemię Miriam przybrała ludzką postać. Od razu rzuciłam, się siostrze na szyję.

- Tęskniłam za tobą Vivian - powiedziała oddając uścisk

- Ja za tobą również - powiedziałam z uśmiechem na ustach

- Na szczęście już nic nam nie grozi - rzekła moja siostra puszczając mnie

- Nie zupełnie. Yhar uciekł - powiedziałam trochę zmartwiona

- Yhar? - Miriam uniosła jedną brew

- Tak ma na imię Syn Mroku - wyjaśniłam

- Rozumiem - Miriam spojrzała na mężczyznę, którego uratowałam - a tobie dziękuję za pomoc Erwinie Halen

A więc to tak mu na imię.

- Cała przyjemność po mojej stronie - pokłonił się z uśmiechem na ustach

***

Siedzieliśmy i jedliśmy wszyscy razem. Nie miałam nic w ustach od kilku dni dlatego ten posiłek był dla mnie prawdziwym ukojeniem. Patrzyłam na Miriam, która rozmawiała akurat z jednym, z jak się dowiedziałam, łowców. Dowiedziałam się również iż to oni pomogli w uwolnieniu mnie. I tak rozmawiali przez jakiś czas.

Miriam

  Cieszyłam się iż udało nam się uwolnić moją siostrę, choć dobrze wiedziałam, że czeka nas jeszcze jedno ważne zadanie. A mianowicie wyjawienie mojej siostrze przepowiedni i doprowadzenie do jej spełnienia. Pomyślałam że dobrze będzie jeżeli zrobimy to w przeciągu dwóch dni. Tak moim zdaniem będzie najlepiej. Erwin podzielał moje zdanie na ten temat. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że już jutro wyruszymy do miejsca, które ma dużo wspólnego z przeznaczeniem Vivian. Nawet bardzo dużo. Po wszystkich ustaleniach udaliśmy się na spoczynek.

Na zajutrz dosiedliśmy wszcześniej przygotowanych przez nas koni i ruszyliśmy w drogę. Oczywiste przed podróżą miałam małą, ale jakże pokrzepiającą rozmowę z Garanthirem. Po tym wyruszyliśmy w trasę. Na przedzie jechałam ja, zaraz za mną Vivian, a za nią Erwin. Czekała nas długa droga. Pokrzepiający był fakt iż wiedzieliśmy co jest celem głównym naszej podróży.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top