Rozdział VI
Po rozmowie z szefem ów przybytku bohater skierował się na stołówkę.Nazywać ją można miejscem sytości oraz trunków świętowań. Tam wszyscy świętowali kolejne zwycięstwo. Podszedł do jednego ze stolików. Ktoś go rozpoznał i powiedział.
-No patrzcie wróciłeś.
-Też się z tego powodu nie ciesze - powiedział z powagą bohater.
-Ale za długo nie balowałeś.
-Jak widać urlopu nie starczyło - zadrwił.
-Myślałeś, że to ci pomoże z tond odejść?
-Nie ważne co myślałem, ważne, że choć na chwile mogłem oderwać się od tych ciągłych walk, leczenia i świętowań.
-Ale umiesz się jeszcze bić?
-Takich technik się nie zapomina.
-To bardzo dobrze bo za niedługo świt będzie miał zregenerowane siły, a jak na razie możesz się napić.
-Nie dzięki.
Przyszedł ten co był przy egzekucji powrotu bohatera. Straszny, zły, przeraźliwy świetlistych, można by było rzec, że jest jak Szatan tyle, że to pojęcie jest zarezerwowane dla kogoś innego gdzie indziej. Powiedział on do bohatera.
-To tak wielki uciekinierze mam dla ciebie rozkaz z dowództwa idziesz na pierwszą linie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top