Rozdział 4
Dedykowany dla TumblerGey - mam nadzieję, że ten rozdział spodoba ci się bardziej od poprzedniego;)
Ważna notka: Kochani, wybaczcie, że rozdziały są wstawiane w tak dużych odstępach czasowych, jednakże mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, gdyż jak każdy wie, zaraz jest koniec roku szkolnego. Chcę poprawić parę ocen, w związku z tym mam dużo nauki. Po 14 czerwca, zrobię maraton w ramach rekompensaty. Do tego czasu rozdziały będą pojawiać się dwa razy w tygodniu. Chcę wam również podziękować za tyle cudownych komentarzy, one naprawdę dają mi motywację, aby pisać. Jeśli widzicie jakiś błąd-piszcie.
Przypominam o zadawaniu pytań do Q&A.
Abigail POV:
- Okej, zrozumiałam. Zastanawiam się tylko, skąd się biorą nasze umiejętności? Dziedziczymy je po kimś?- Zwróciłam się w stronę Aleksandra, który nadal siedział na piasku, ziewając co jakiś czas.
- Najczęściej, któryś z naszych rodziców je posiada, a w momencie naszego urodzenia, przekazuje je nam. Zdarzają się przypadki, kiedy nikt w rodzinie nie ma tej "mocy", a i tak nowo narodzone dzieci je posiadają, jednakże takie przypadki są bardzo rzadkie.
- Co to znaczy, że nam przekazują? My te umiejętności otrzymuje, a oni je tracą?
- Dokładnie tak.- Wstał, po czym otrzepał się z piasku. Zaczął iść w stronę, jak mi się wydaje, jakiegoś miejsca, gdzie nikt nas nie zobaczy.
- To...dziwne.- Z lekką obawą ruszyłam za nim. Nie powinnam mu jeszcze ufać, ale on jako jedyny może mnie stąd zabrać.
- Uwierz mi, że usłyszysz jeszcze o wielu rzeczach, które uznasz za dziwne. W każdym razie, tak jak już wspominałem, muszę nauczyć cię, jak się kontrolować. Nie myśli sobie, że sam zgłosiłem się na ochotnika, to zarząd mnie do tego wybrał.- Już prawie zaczynałam go lubić...prawie.
- No dobrze, to pokaż mi jak to opanować.- Kiedy to powiedziałam, stanął w miejscu, rozejrzał się wokoło i dopiero wtedy zwrócił na mnie swoją uwagę.
- Pierwsza i najważniejsza zasada. Nikt kto nie ma świadomości, że istnieje ktoś taki jak strażnik czasu, nie może zobaczyć, jak znikasz z jakiegoś miejsca, lub się w nim pojawiasz. Choćby nie wiem co, musisz przestrzegać tej zasady.- Pokiwałam głową w geście zrozumienia.- Dobrze, teraz, jak się teleportować? Musisz być skupiona, jeśli nie będziesz, może ci się udać przenieść, jednakże nie zawsze w to miejsce, w które będziesz chciała. Najlepiej byłoby, gdybyś zamykała oczy, w tedy najłatwiej jest się skupić. Kiedy już to zrobisz, najtrudniejsze zadanie masz za sobą. Wówczas wyobrażasz sobie miejsce do którego chcesz się przenieść, ważne jest, abyś myślała o dacie, jeśli przenosisz się w przeszłość, nie musi być bardzo dokładna, jednakże jeśli wracasz, trzeba myśleć o dni, miesiącu i roku. Zrozumiałaś?
- Tak. Mam tylko jedno pytanie? Co zrobić, żeby przenieść dwie osoby. Jak to zrobiłeś, że przeniosłeś nas obu jednocześnie?
- To nie takie trudne. Oprócz tego wszystkiego, o czym wspominałem wcześniej, musisz myśleć o osobie z którą chcesz się przenieść. Jeśli masz obawy i boisz się, że Ci się nie uda, zawsze możesz złapać tą osobę za ręce, wtedy nie musisz o niej myśleć. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Nie, chyba nie.- To nie wydaje się być jakoś bardzo skomplikowane, może uda mi się nad tym zapanować.
- Świetnie. W takim razie, przenieś nas z powrotem to twojego pokoju.
- Co? Nie ma mowy, ja...nie jestem jeszcze gotowa.- Uśmiechał się głupkowato, patrząc na mnie z politowaniem.
- Naprawdę myślałaś, że przyjdę do ciebie, wytłumaczę ci to wszystko, a potem tak po prostu sobie pójdę? Muszę zobaczyć czy dasz sobie radę, no dalej, wierzę w ciebie.
- No dobrze, spróbuję.- Złapałam Aleksandra za ręce, na początek spróbuję wypróbować łatwiejszą wersję. Zamknęłam oczy, wyobraziłam sobie sierociniec, a dokładnie pokój, w którym mieszkam- Udało mi się?- Spytałam z ciągle zamkniętymi oczami.
- Sama sprawdź.- W jego głosie dostrzegalny był gniew. O nie...musiałam zrobić coś nie tak. Otworzyłam oczy, miejsce jakby znajome, ale gdzie jest sierociniec?- Padnij!- Nie zdążyłam nawet zareagować, jedyne co zarejestrowałam to to, że leżę w jakiś krzakach, zamiast stać na nogach.
- Co ty wyprawiasz?- Powiedziałam oburzona.
- Uratowałem ci życie, nie narzekaj. Patrz.- Wychyliłam się delikatnie za zarośli. Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy zobaczyłam żołnierzy w granatowych mundurach.- Przeniosłaś nas w czasy wojny secesyjnej, lepiej się popraw, teraz.
- Ja nie dam rady, ty...przenieś nas.- Zaczęłam panikować, jeśli nas znajdą, zabiją nas.
- Radzę ci się pospieszyć, zrób to jeszcze raz, pamiętaj o dokładnej dacie.- Mimo stresu, spróbowałam się uspokoić, jeszcze raz, na spokojnie. Zamknęłam oczy...Kiedy je otworzyłam, zapiszczałam z radości, udało się, przeniosłam nas. Nawet nie musiałam trzymać Aleksandra za ręce. Spojrzałam na niego z radością wypisaną na twarzy. Dopiero w tedy uświadomiłam sobie, że leżymy na moim łóżku, właściwie to on leży, a ja siedzę...na jego biodrach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top