12 (1)

Stali blisko siebie wpatrzeni w morze. Ledwo sięgali końca burty głowami, ale wiedzieli jak wygląda, w końcu od zawsze było ich domem. Identyczni jak dwie krople wody byli dla siebie wszystkim. Nagle uśmiechnęli się do siebie i przytulili. Blond włosy splecione w jedno, te same szmaragdowe oczy przymróżone w uśmiechu. Ten sam wyraz dziecięcej niewinności na ich twarzach. Ta cisza i szarość wczesnego poranka była uspokajająca. Wszyscy byli jeszcze w swoich kajutach. Wtem Lennie'go złapały od tyłu silne ramiona. Należały do łysego, postawnego mężczyzny. Mała Rinnie widząc ból brata pomimo tego, że wiedziała, iż jako czteroletnia dziewczynka nie może w wielki sposób pomóc Lennie'mu ze łzami w oczach zebrała wszystkie siły jakie posiadała i złapała za rapier leżący w pobliżu. Mimo jego ciężaru dziewczynka uniosła go i zadała cios. Zaskoczony napastnik przyłożył dłoń do twarzy na której widniało rozcięcie. Zaskoczona Rinnie nie poczuła nawet uderzenia mężczyzny, które posłało ją na drugą stronę pokładu. Ostatnią rzeczą jaką zauważyła było zejście z pokładu porywacza i jej brata. Później była już tylko ciemność.

Rinnie obudziła się gwałtownie. Znów to samo. Znów ten sen. Czuła, że coś ją łączy z tamtymi wydarzeniami, ale nie wiedziała co. Męczyły ją od tak dawna. Może kiedyś znała tego chłopaka, ale już zapomniała kim był? A może to tylko jej podświadomość i tęsknota za czymś czego nie ma? W końcu od zawsze chciała mieć brata. Wstała i podeszła do lustra stojącego w kącie jej kajuty. Zobaczyła siebie. Szesnastoletnią dziewczynę o blond włosach i szmaragdowych oczach. Mówiono jej, że jest piękna, lecz ona tego nie widziała. Dla siebie była zwyczajna. Nic szczególnego. Sięgnęła po szczotkę leżącą na szafce i zaczęła rozczesywać krótkie włosy. Podczas wkładania spodni do butów usłyszała ciche pukanie.

- Wejść!

- Czy mogę? - to była Elizabeth niska, ruda młoda kobieta, która była dla Rinnie jak matka.

- Jasne, chodź.

Przesunęła się na łóżku i Elizabeth usiadła obok niej.

- Jak się czujesz? W nocy znów krzyczałaś.

- Znów miałam ten sen. Nie wiem kim jest ten chłopak. Gdy zawsze budzę się rano mam wrażenie, że coś nas kiedyś łączyło. W moim śnie jest tak podobny do mnie. To takie dziwne, że nie wiem co o tym myśleć. To mnie przerasta...

- Słonko, a co się pojawia w tym śnie?

- Zawsze ta sama scena. Stoję z kimś na statku. Jesteśmy szczęśliwi, a potem ktoś go porywa. Nie rozumiem o co może w tym chodzić.

W tym momencie do kajuty wpadła Kat.

- Pani Kapitan ląd na horyzoncie!

- Dobrze. Trzeba zrobić zapasy. Płyniemy w tamtą stronę - rzekła Rinnie i zaczęła krążyć po kajucie.

- Aj, Aj Kapitanie.

- Ja też już pójdę. Przygotuj się, zresztą i tak wiesz co się może zdarzyć.

Po wyjściu Elizabeth Rinnie podeszła do okna i spojrzała w morze.

Kiedy to się stało? Mam zaledwie szesnaście lat, a już jestem kapitanem ogromnego statku. Tylu ludzi na mnie polega. Jeden zły ruch i zginie tak wiele osób. To nie jest odpowiednie miejsce dla osoby w moim wieku. To mój ojciec nadawał się na kapitana. Był najlepszy. Jedyne co mogę zrobić to podążać jego śladem.

Odwróciła się od okna i złapała dwie katany, których miejsce było w dwóch pochwach na jej plecach, oraz rapier który miał futerał przy jej boku. Tak uzbrojona wyszła na pokład. Na jej widok wszystkie działania zamarły, wszyscy spuścili głowy by okazać jej szacunek.

- Dopływamy do brzegu - zakomunikował Jack, który stał przy sterze.

- Dobrze. Panie i panowie czeka nas kolejna przygoda. Widzę zamek, a jeśli jest zamek to jest i...

- Złoto! -

- Tak jest! Jeśli dobrze się spiszecie po drodze wstąpimy do Mary. Napaść!

- Napaść!

- Walka!

- Walka!

-Zwycięstwo!

- Zwycięstwo i picie!

- Ha ha pić to jak zasłużycie.

Po tych słowach wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Do roboty!

- Aj, Aj Kapitanie.

Wszystkie działania zostały wznowione, a Rinnie stanęła na dziobie i spoglądała w dal. Już nie tak daleko znajdował się na zielonej równinie zamek. Na swój sposób piękny. Miał w sobie coś z tych średniowiecznych zamczysk w których swoimi czasy mieszkali królowie i inni władcy. Nagle poczuła lekkie szarpnięcie świadczące o tym, że są już na miejscu. Wszyscy po kolei na czele z Rinnie dotarli do wrót. Były masywne z grubego dębowego drewna. Dwóch potężnych piratów szarpnęło za nie i puściły. Do środka spokojnym krokiem wkroczyła Rinnie i zastygła. U szczytu schodów pod portretem pięknej kobiety stał młodzieniec. Był wysoki, miał włosy koloru jasnego blondu sięgające ramion. Błyszczące szmaragdowe oczy rozwarte były w wyrazie niedowierzenia. Wyglądał na jej równolatka i pomimo tego, że nabierał już wyglądu młodego mężczyzny miał w sobie coś z dziecka, ale przez to wyglądał jeszcze przystojniej. W największe zdumienie wprowadził wszystkich gdy rzucił się biegiem ze schodów prosto w jej stronę. Natychmiast zareagowali Jack i Bard i zastawili drogę chłopakowi.

- Rinnie! Rinnie to ja, Lenni! - krzyk chłopaka coś jej przypominał, ale nie wiedziała co.

- Trzymaj się z dala od Pani Kapitan. Jeśli nie wie kim jesteś to odsuń się i pozwól nam przejąć ten zamek.

- Ale ona... ja... my. Nie poznajesz mnie?

- Młodzieńcze! - Rinnie weszła w rolę bezwzględnego Kapitana - przypominasz mi kogoś lecz nie wiem kogo. Całe życie spędziłam na statku, więc może spotkaliśmy się w jakiejś tawernie?

- Nie to nie było tak... - Lenni spuścił wzrok nie wiedząc co myśleć. Ona mnie nie pamięta, nic, to już koniec, tyle wysiłku by ją znaleźć, a gdy ona znalazła mnie, nic sobie nie przypomina.

I padł na kolana ze spuszczoną głową. Elizabeth podeszła do Lennie'go i pomogła mu wstać.

- Pani Kapitan co z nim?

- Niech pójdzie do jakiegoś pokoju na górze. Zostań z nim i nie pozwól mu wyjść.

- Aj, Aj Kapitanie!

Pozostali rozeszli się w poszukiwaniu skarbów. Rinnie poszła na górę zwiedzać pokoje. Elizabeth z Lennim weszła do jednej z komnat. Chłopak usiadł na łóżku i spuścił głowę, a kobieta nie umiała się powstrzymać, usiadła obok niego i objęła go.

- Czemu ona mnie nie pamięta? Czy, aż tak się zmieniłem?

- Opowiem Ci coś. Kilkanaście lat wcześniej żyła mała dziewczynka, miała brata i byli ze sobą bardzo blisko. Raz gdy w urodziny pewien człowiek postanowił porwać chłopca, dziewczynka choć wiedziała, że ma za mało siły chciała mu pomóc. Skaleczyła człowieka rapierem lecz on uderzył ją z taką siłą, że wylądowała na drugim końcu pokładu. Pęd spowodował, że mocno uderzyła głową w burtę pokładu. Potem przez tydzień leżała nieprzytomna. Gdy się obudziła nie pamiętała chłopca, człowieka, ani tego co zdarzyło się przed tamtym dniem. Od tamtego czasu co noc przez dwanaście lat śni jej się ten sam sen, sen w którym podświadomość podsyła jej wspomnienia tamtych wydarzeń, lecz dziewczynka myśli, że to tylko jej wyobraźnia.

- Więc ona mnie nie pamięta! To przez Williama. To nie możliwe...

- Kim jest William?

- William? To mój lokaj. Porwał mnie tamtego dnia bo służył u naszej matki. Nie wiedział, że była nas dwójka...

Nagle wypowiedź Lennie'go przerwało uderzenie klingi, o klingę. Wszyscy już zgromadzili się na korytarzu, na którym Rinnie z raną na głowie z której ciekła krew, walczyła z zszokowanym Williamem.

- Co się stało? - przerażona Elizabeth prawie płakała.

- To było dziwne. Pani Kapitan wracała z góry, poślizgnęła się, spadła ze schodów i uderzyła głową w balustradę tak, że na chwilę straciła przytomność. Gdy już się ocknęła zaczęła krzyczeć, że zabije tego drania. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, a wtedy pojawił się pan William i ona po prostu się na niego rzuciła.

- Ty draniu zabiję Cię! Porwałeś go! - dało się słyszeć drżenie jej głosu i zawiązki łez - Porwałeś mojego BRATA!

- Rinnie! - Lenni nie wytrzymał i podbiegł do niej.

- Lenni? To ty? Przepraszam. Przepraszam. - teraz już się rozpłakała i padła przed swoim bratem na kolana - Wybacz mi gdy straciłam pamięć co noc śniłam ten sam sen, ten dzień, dzień gdy mi Cię odebrano. Wybacz.

- Rinnie. Czekałem na ten dzień tak długo. Każdej nocy śniłem o tobie. Całymi dniami wpatrywałem się w morze, tak jak my kiedyś, by nie przegapić twego statku gdyż marzyłem byś w końcu wróciła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top