Rozdział 65 Gdy wreszcie rozumiesz


                Lewo.. prawo... lewo... prawo. Raimei siedziała naprzeciwko Mutsuko obserwując ze znudzeniem jak czarnowłosa macha sobie torebeczką herbaty w powietrzu. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Przejrzały już właściwie całe Tokio by znaleźć te przeklęte dwa kawałki, których brakuje — a dalej jak nie było tak nie ma. Czarnowłosa nie wyglądała na zbyt przejętą tym, że ich nie ma. Siedziała sobie jak najspokojniej na świecie bawiąc się tym dziadostwem.

— Więc.. dalej nic? — Popatrzyła na niebieskowłosą, której mina w tym momencie musiała wyrażać więcej niż tysiąc słów, bo z powrotem wróciła do zabawy herbatą by teraz ją zanurzać powoli w upalnej wodzie. Zgodziła się na współpracę, ale nie spodziewała się iż będzie musiała znosić kobietę więcej niż to potrzebne.

— Nic. — Pokręciła zrezygnowana głową — ostatni kawałek znalazła Foster, ale przy tym Inaba wygląda jak po spotkaniu z kosiarką. Cholera wie, co by się stało gdyby nie Hoshi.

— To chyba jasne Osaka — Przewróciła oczami wrzucając torebeczkę już całkowicie do środka. Przecież to było jasne, że ten stary pryk Angus żyje i prędzej czy później się im ukarze. Już wie czemu się trzyma od tych wampirów z dala. Są zbyt głupi by dać sobie nimi nawet rządzić — co ty sobie myślałaś, że jak się pojawi to wytuli te rudowłose babsko?

— To rudowłose babsko ma na imię Lizzy — Boże trzymaj mnie. Trzymaj mnie zanim rzucę się przez ten stół i wypruje z tej czarnowłosej mendy flaki. Daisaki mruknęła tylko pod nosem coś, co ciężko było zrozumieć nawet mając dobry słuch. Tak właściwie na cholerę została zaproszona do tej kawiarni? Mają sobie zrobić wieczorek towarzyski czy kurwa co?

— Wytłumaczysz mi na cholerę tu jesteśmy? Jak wiem umawiałam się z tobą na współpracę, ale mój kontakt z wami miał być znikomy.

— Zabawne, bo właśnie też miałam ciebie o to zapytać. To nie ty do mnie pisałaś?

— Czy wyglądam na kogoś, kto aż tak łaknie twojego towarzystwa krwiożercy zerze? — Widząc jak dziewczyna się skrzywiła uśmiechnęła się lekko w jej stronę. No chociaż ... zaraz — skoro nie ty do mnie pisałaś to kto nas tutaj zaprosił?

— Witam miłe panie — Obie jak na zawołanie odwróciły głowy widząc niebieskowłosego, który bez zbędnych słów się do nich przysiadł — widzę, że zaczęłyście spotkanie beze mnie cóż za brak wychowania.

Dziewczyny popatrzyły po sobie by wrócić wzrokiem na mężczyznę. Żeńska Melancholia westchnęła poddenerwowana odkładając filiżankę i zlizując odrobine herbaty, która została jej na ustach. Ma naprawdę czelność przychodzić tutaj po tym, co zrobił jej jeden z Willmonów. Była więcej niż pewna, ze jakby chciała zeżreć mu duszę to tym razem nawet siostra nie miałaby jej tego za złe. Właściwie patrząc na minę żeńskiego Lenistwa była tak bardzo szczęśliwa widząc tego człowieka, że chyba poczuła do niej nawet jakiś rąbek sympatii. Jakby jej tak nie wkurwiała za samo bycie to nawet mogłaby z niej zrobić jedną z nich.

— Jesteś bardzo odważny Wallace? — Oni się znają? Z czarnowłosej popatrzyła z powrotem na tego człowieka, który jak się bliżej przyjrzała okazał się wampirem. Dziwne. Tyle razy go widziała, ale nigdy nie pomyślała, że nim jest. — zaprosić tu nas dwie i przyjść samemu. Kamikadze.

— Niekoniecznie — Złapał za filiżankę żeńskiej Melancholii by upić łyk napoju i uśmiechnął się podejrzanie — za dużo tutaj ludzi. Chyba nie zaatakujecie mnie, kiedy dookoła kręci się tyle nieświadomych nas osób. Prawda moje drogie?

Widząc milczące wściekłe kobiety uniósł kąciki ust w triumfalnym uśmiechu. Kiedy dowiedział się o współpracy kobiet pierw nie mógł w to uwierzyć. Daisaki była dla niego zagrożeniem, lecz stopowana przez pierwszą siostrę jest tak samo mało problemowa jak Osaka — dopóki dziewczyna się nie nauczy, że trzeba zabijać nigdy im nie dorówna. A mogłaby tego dokonać. Trochę to smutne.

— Mój człowiek zniszczył ostatni oręż, który został stworzony za pomocą magii kuli — Ostatni oręż? — dokładniej mówiąc kij panny Foster.

— Ty gnoju.. — Raimei podniosła się z siedzenia wywalając je do tyłu przez co ściągnęła na siebie spojrzenia ludzi z innych stolików — to przez ciebie moja...

— Daj mi dokończyć moja droga — Wszedł w słowo Osace pokazując dłonią by usiadła i nie robiła scen. Servamp zacisnęła zęby na dolnej wardze ust oglądając się na boki by zobaczyć jak zdenerwowani ludzie szeptają między sobą przy swoich siedzeniach, więc posłusznie złapała za krzesło siadając na nim z powrotem — tak lepiej. Zostało mało czasu jak wiecie i ja postanowiłem być dla was tak łaskawy przychodząc z propozycją. Jak myślę korzystną.

Propozycja? Wściekłe oczy czarnowłosej przeszły na zainteresowanie tasując go od góry do dołu. Noah podparł podbródek na dłoniach patrząc na obie wampirzce.

— Dalej możecie dla mnie pracować i przeżyć — Słucham?!

— Kpisz sobie z nas Wallace? — Niebieskowłosa nawet nie zdążyła się odezwać słysząc głos Mutsuko przesiąknięty jadem. Żeńskie Lenistwo popatrzyła na siostrę, która mimo tonu wyglądała jakby ją rozbawiła ta propozycja. Co niby w niej jest zabawnego? — boisz się nas. Obiecałam ci, że wygram i choćbym miała podpisać pakt z tym diabłem, co koło mnie siedzi to ja to zrobię.

Chyba właśnie zostałam obrażona.

_______________

Inaba wyjrzała z pokoju skrzywiając się lekko próbując ruszyć uszkodzoną ręką. Minęły dwa dni, a dalej boli jak diabli. Zacisnęła kły kierując się do kuchni by napić się wody. Suszyło ją od dwóch dni cholernie i musiała czymś zapchać biedne wysuszone gardło. Mogłaby poprosić o krew rudowłosą, ale wiedziała iż zawiodła. To wszystko było jej winą, gdyby wtedy nie zatrzymała dziewczyny zabiłaby własnego ojca. Tyle, że nie pomyślała iż on użyje jej jako tarczy by zniszczyć kij kobiety. Nie zasługuje na bycie jej wampirem. Zdradziła siostry i nawet ich zapewnienia, że nic się nie stało nie dadzą jej spokoju ducha. Zatrzymała się przy kalendarzu, który nieubłagalnie leciał do przodu pokazując już prawie czerwiec. Czerwiec... już niedaleko do lipca. Jak to możliwe, że ten czas tak gna?! Mijając pokój młodszej Foster wzdrygnęła się czując jak robi jej się odrobinę zimno. Wyrzuty sumienia są obrzydliwe.

Zajrzała po cichu do środka widząc niczego nieświadomą rysującą Marron jakieś bohomazy na podłodze. Nachyliła się bardziej by zobaczyć, co też takie dziecko może robić na tej kartce. Na początku w oczy rzuciły jej się rude pukle by na końcu zobaczyć patyczaki jakie maluchy często rysują. Uchyliła bardziej drzwi przez co dziewczynka odwróciła głowę widząc blondynkę, która zamarła zdając sobie sprawę iż właśnie się ukazała.

— Co robisz Yuki? — Przenikliwe oczy takie same jak u starszej siostry spowodowały, że Servampa przeszedł dreszcz i nerwowo poruszyła ręką by zaraz syknąć — bardzo boli?

— Nie... — Uśmiechnęła się z przymusu chcąc wycofać szybko z pomieszczenia. Lepiej trzymać się z dala od młodej Foster. Zwłaszcza jak Lizzy nie pokazała się u niej od walki z ojcem. Niby się nie gniewała, ale wyczuwała z daleka, że coś jest nie tak. Jeśli kiedykolwiek będą mogli wrócić do domu chyba to zrobi. Nie może zostać wiedząc, że nie potrafi ochronić tej rodziny z własnych mało nawet dla niej zrozumiałych pobudek — muszę iść Marron..

Odwróciła się robiąc już krok do tyłu jak została złapana przez dziewczynkę. Zmusiła się by na nią spojrzeć. Może i była dzieckiem, ale chyba doskonale wyczuwała samopoczucie blondynki.

— Kazali nam w szkole narysować naszą rodzinę — Rodzinę? No tak. Też kiedyś takie coś robiła.. — Chodź pokaże ci!

Nie zdążyła nawet zaprotestować, gdy została przyciągnięta do kartki. Uśmiechnięta rudowłosa złapała za żółtą kredkę bazgrząc dalej po papierze, a Inaba analizowała każdą postać na rysunku. Ten najwyższy patyczak musiał być ich matką. Usta kobiety były mało widocznie uśmiechnięte zupełnie tak samo jak ona. Z tego co słyszała, kiedyś od Alice matka dziewczyn przestała się cieszyć z życia po stracie męża. A ten chuj żył sobie z dala od dzieci ciesząc się z życia. Cóż za ironia. Dalej zobaczyła odrobinę niższą rudowłosą osobę w której od razu rozpoznała Foster — nawet na rysunku dzierżyła swój kij to chyba jakiś znak rozpoznawczy. Uśmiechnęła się smutno wiedząc, że ten przedmiot już nie wróci. Na samym końcu widziała ostatniego patyczaka, który odrobinę unosił się w powietrzu. Widząc jak dziewczynka zwinnie maże żółtą kredką otworzyła szerzej oczy. Czy to...

— Postanowiłam ciebie też tutaj narysować — Odwróciła wzrok na stojącą wampirzcę, która patrzyła na dzieło jak słup soli — w końcu moja siostrzyczka tak cię lubi. Mama też. Jesteś taką jakby naszą siostrą. Należysz do naszej rodziny.

Ona i oni? Wyciągnęła rękę po papier zaciskając go bardziej w rękach ignorując już ból. Uśmiechnęła się sama do siebie. Może nie była, aż tak do siebie podobna. Ale liczy się to co chciała przelać. Popatrzyła na Marron czując jak robi jej się ciężko w gardle i pogładziła dziewczynkę po włosach oddając rysunek. Uważnie obserwowała jak żeńska Chciwość opuszcza pokój. Nie podobał jej się wygląd?

Zbiegła szybko po schodach próbując się nie rozpłakać. To było takie miłe z jej strony. Ale gdyby tylko wiedziała, co zrobiła na pewno zmieniłaby o niej zdanie. Weszła powoli do pomieszczenia nalewając sobie wody do szklanki i popatrzyła na swoje odbicie. Zabawne, teraz już po części wie jak się czuła jej siostra gryząc się z własnymi przekonaniami, a tym co powinna zrobić. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się, że to tak boli.

— Lepiej się już czujesz? — Drgnęła słysząc głos za stołu i popatrzyła przed siebie widząc siedzącą Foster bawiącą się właśnie kawałkiem kartki. Nagle ich spojrzenia się skrzyżowały i wściekle zielone oczy wyżerały jej źrenice jakby zaraz nic nie miało z nich zostać. Zawstydzona spuściła z powrotem wzrok na szklankę. Nawet nie potrafiła patrzeć na nią. Jakież to żałosne. — zadałam ci pytanie Inaba.

— Ta... dobrze. — Chyba ode chciało jej się tego napoju. Wylała cała zawartość do zlewu by się nie zastanawiając złapała za płyn odwracając tyłem do swojej Pani i myjąc uparcie szklankę, której nawet nie zabrudziła. Ale co tam. Nie chce patrzeć na Lizzy. Nie po tym co zrobiła.

— Mało wylewna odpowiedz jak na ciebie — Patrzyła na plecy kobiety zaciskając ręce na stole. Nie lubiła takich krępujących sytuacji i starała się ich unikać niczym ognia. Nie czuła się za dobrze, kiedy straciła kij i nie miało to nic wspólnego z jej ojcem. Po prostu przedmiot, który został jej odebrany był z nią tak zżyty iż on był członkiem rodziny. Nie ten rudowłosy przegrany wampir. Wybrał potęgę nie ich. Odziedziczyła po nim wygląd, ale to tylko tyle co mogła dostać po nim w spadku. Tak obrzydliwego charakteru choćby chciała nie udałoby się jej osiągnąć. Przyzwyczaiła się do rozdartego i rozgadanego bytu Yuki, więc milczenie jakim ją teraz raczyła doprowadzał do kurwicy pierwszej. Oczywiście wie, że nie zajrzała do niej do pokoju od wypadku. Ale sama musiała przezwyciężyć to co ją spotkało tamtego dnia.

Nawet jak wyobrażała sobie spotkanie z Angusem myślała, że poczuje coś do niego. W końcu był jej ojcem. Ileś lat spędzili razem — ale teraz jak zobaczyła ten obrzydliwy uśmiech nie widziała w nim człowieka, którym był kiedyś. Ten, który patrzył na nią teraz był bezwzględny, obrzydliwy zupełnie niczym obca osoba. Nie był tym ojcem jakiego zapamiętała. Uśmiechniętym, głodnym wiedzy, ale bardzo rodzinnym. Zawsze marzył by jego córka interesowała się czymś większym niż głupie lalki i mimo, że wkoło wyciągał ją z bójek cieszył się iż nie jest zwykłą rudowłosą laleczką. Zacisnęła nerwowo dłonie na kubku przełykając ciężką gulę, która nagromadziła się w jej gardle. Za kim ona płacze? Na pewno nie za nim! Tamten Angus zginął tego dnia, kiedy o tym im powiedziano. Usłyszała jak woda przestała lecieć i spojrzała przed siebie na dalej stojącą wampirzyce przy zlewie, która teraz się o niego opierała dwoma rękami.

— Chodź tutaj Inaba — Nie widząc, żadnej reakcji z jej strony złapała za uszko od kubka i cisnęła nim przez cały pokój trafiając ją prosto w głowę — mówię coś do ciebie głupi wampirze.

Żeńska Chciwość zacisnęła kły i czując jak po szklance będzie mieć guza odwróciła się na trampkach by ruszyć w stronę swojej Pani. Głupi wampir? Dokładnie tak! Jest głupia i to bardzo, co pokazało jej nie jedno zdarzenie. Nie patrząc nawet na kobietę odsunęła krzesło siadając obok niej i obserwując okruszki na stole. Wszystko było bardziej interesujące niż ona w tym momencie.

— Popatrz na mnie — Pokręciła przecząco głową zamykając oczy zaciskając mocniej dłonie na swoich kolanach — INABA KURWA POPATRZ NA MNIE!

Kiedy darcie nie poskutkowało złapała blondynkę za twarz zmuszając jednym mocnym ruchem do odwrócenia głowy w jej stronę. Zdezorientowana Yuki otworzyła oczy napotykając zirytowane spojrzenie swojej pani. Rudowłosa wyglądała na wściekłą, co było jasne.

— Ja.... Ty... chcesz zerwać nasz kontrakt, prawda? — Co ona szaleju się nażarła? Zmrużyła oczy jeszcze bardziej nachalnie patrząc na dziewczynę nie puszczając jej policzków jakby się bała, że ucieknie.

— Pojebało cię do reszty głupi szczurze? — Twarz blondynki zrobiła się czerwona, gdy poczuła jak dłonie rudowłosej jeszcze mocniej zaciskały się na jej i tak już biednych polikach. Nie wspominając o bólu ramienia i głowy — za to co zrobiłaś dwa dni temu mogłabym cię tylko wychłostać!

Puściła jej twarz i wampirzyca pomrugała parę razy. „Tylko wychłostać?".

— Nie odwiedzałam cię, bo miałam własne problemy do przełknięcia — Ona nie musiała jej mówić by wiedzieć o czym myśli. Położyła dłonie na stole stukając zniecierpliwiona palcami. Nienawidziła takich rozmów. Krępowały ją tak cholernie, że dlatego nie miała przyjaciół. — ale powinnam ci podziękować za to co zrobiłaś. Niby zjebałaś, bo nie posłuchałaś moje rozkazu. Lecz zatrzymałaś mnie przed zabiciem tego.. tego.. człowieka. Nie. Wampira.. Wiem, że zrobiłaś to dlatego bo był moim ojcem.

— On dalej żyje Lizzy... Nie mów o nim w czasie przeszłym.

— Cholera wie, co się z nim stało jak Hoshi zrobił z niego ser szwajcarski — Zaśmiała się pusto z własnego żartu. Przypominając sobie wściekłość Yody dalej ma dreszcze na plecach. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że ma do czynienia z prawdziwym wampirem — posłuchaj mnie. Wiem, że ty straciłaś rodzinę w dość.. dziwnym wypadku i wszystkiemu winny był mój ojciec. Naprawdę doceniam to, że moje dobro postawiłaś nad dobrem własnym, bo jako pierwsza powinnaś go wypatroszyć. Ale ja nic do niego nie czuje. Dla mnie ten człowiek zginął w momencie, gdy zostawił mnie, matkę i siostrę samym sobie wiele lat temu. Wole go pamiętać takim jakim był, kiedyś niż tym jaki jest teraz.

Blondynka chłonęła każde słowo nie wierząc w to co słyszy. Można aż tak znienawidzić własnego ojca?

— Coś zrozumiałam tego dnia — Złapała dziewczynę za dłonie zaciskając je na stole — nigdy więcej mnie idiotko tak nie strasz! Wiesz kurwa jak mnie zatkało, kiedy padłaś na ziemię niczym kłoda. WAMPIRY SĄ NIEŚMIERTELNE! Więc mi się nie wywijaj szybciej na tamten świat. Bo ja nie złamię kontraktu z tak błahego powodu jak śmierć.

Ona się o nią martwiła? Blondynka uśmiechnęła się jak głupia do sera. Foster naprawdę się o nią martwiła!

— Kiedyś wyrzuciłam pewną wróżbę za siebie — Wciągnęła odrobinę powietrza jakby ciężko jej było wypowiedzieć te słowa przez gardło — było na niej napisane „jeśli z kimś się zmierzyć to we dwoje zawsze raźniej". Na początku sceptycznie do tego podchodziłam, ale teraz.. To jak Yuki? Chcesz ze mną w parze napierdolić tym złamanym gnojom do tyłka?

Żeńska Chciwość siedziała otwierając coraz szerzej oczy by po chwili czując, że już nie da rady się powstrzymywać rozpłakała się przeskakując przez stół i rzucając na zdezorientowaną Lizzy. Chyba może to odebrać jako tak. Pogłaskała ją po głowie i zaraz dodała bardziej złowieszczym szeptem.

— Ale kara za nieposłuszeństwo cię nie ominie jeżu. A będzie ona niczym miód na moje serce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top