Rozdział 48 Popioły



 Raimei nic nie mogła zrozumieć z tego, co się naprawdę wydarzyło. Ta przedziwna kobieta, która mało co nie zabiła jej i Mahiru. Odpowiadała za zranienie Yoru i trzymała dwa ciała w formalinie. Miała powiedzieć chłopakowi, kto pływał w tej wodzie, jednak brązowowłosy wyglądał jakby sam w niej pływał. Musi przeczekać, aż do siebie dojdzie. Tak.. to najlepsze wyjście. Wyszła z pod prysznica i owinęła się ręcznikiem patrząc w lustro. Jako wampir powinna się szybko regenerować, ale szramy na twarzy dalej były widoczne. Ta baba jest chyba bardziej niebezpieczna niż im się wydawało. Odwróciła się plecami do przedmiotu odrobinę zsuwając ręcznik by zobaczyć plecy. Już wie czemu nie lubi szpilek. Wygląda jak ser szwajcarski.

— Widziałaś moją konsolę? — Drzwi od łazienki otworzyły się i do środka zajrzał Servamp widząc zrezygnowane spojrzenie kobiety. Mogłaby mu tysiące razy zwracać uwagę by nie właził tutaj jak ona się kąpie, ale co to da? Chyba, jedynie zamek ją przed tym uratuje, bo nawet bić się jej go nie chce.

— Zobacz w szafce pod telewizorem — Popatrz. Popatrz.. Zamiast zostawić ją na stole jak leżała to muszą ją przekładać. Jak nie Shirota to ona. Powinien jej nakleić GPS to wtedy nie będzie musiał ich co chwilę pytać, gdzie schowali jego przedmiot. Już miał wychodzić, ale zatrzymał się uchylając jeszcze drzwi — na twoim miejscu ponosiłbym jeszcze bandaże.

— Ja na twoim miejscu bym wyszła z łazienki, bo chce się ubrać.

Usłyszała znudzone marudzenie wampira i pokręciła głową uśmiechając się pod nosem. Wyszła z pomieszczenia kierując się do kuchni widząc niebieskowłosego leżącego na kanapie, który już dorwał się do swojego czarnego cacka nawet nie zwracając uwagi, że dziewczyna weszła do salonu. Pewnie jakby teraz ktoś wpadł do domu to nawet nie zwrócił by na to uwagi i by go wynieśli z kanapą. Na stole dalej leżała miska, bo niebieskowłosy jeszcze symulował, że się źle czuje. Oczywiście ich Pan od razu w to uwierzył i chciał go samego zostawić w domu, ale Osaka udała wielce zmartwioną by także zostać w mieszkaniu. Nie widziało jej się dzisiaj siedzenie w plecaku jak jej biedny kręgosłup dalej woła o pomoc i takim o to sposobem dwójka krwiopijców została w mieszkaniu.

— Przy mnie nie masz, co udawać Kuro — Wampir prawie spadł z kanapy słysząc nad sobą głos. Tak się skupił na grze, że zapomniał o Bożym świecie, a tym bardziej o wampirzycy.

Dziewczyna bez słowa odeszła od kanapy podchodząc do lodówki i otwierając ją na pełną szerokość. Wczoraj brązowowłosy naprawdę się postarał, bo przedmiot miał w sobie chyba wszystko, co komuś się zachce. Zaczynając od jogurtu kończąc na jakimś dziwnym owocu, którego nawet ona nie potrafiła rozpoznać. Mrucząc pod nosem zamknęła ją i zaczęła grzebać w zamrażalce wyciągając wielką pakę frytek. Co kocha najbardziej w swojej nieśmiertelności? ŻE ŻRE CO CHCE, A WAGA NIE SKACZE! Zaraz po tym otworzyła piekarnik i zaczęła wysypywać je na blaszkę.

— Co robisz do jedzenia? — Męski Servamp Lenistwa zawisł na ramieniu wampirzycy patrząc na frytki. — nie zjesz tyle. Podziel się.

— Ty jesteś chory, więc nie będziesz ich jadł.

— Sama mówiłaś, że wiesz iż kłamię, więc.

— Wychowywałam Inabę. Wiem, co znaczy symulacja — Zamknęła piekarnik — dobra podzielę się i tak bym tyle nie zjadła. Tylko posprzątaj ten swój barłóg na kanapie, bo jak ktoś tu przyjdzie umrze na serce.

Wampir mrucząc pod nosem odwrócił się chcąc już złożyć te pościel na swoim łóżku. Bądź, co bądź dla żarcia to może się poświęcić. Gdy nagle poślizgnął się na ręczniku do rąk, który wisiał przy piekarniku. Musiał się zachwiać akurat jak Osaka zamknęła piekarnik z frytkami i całym ciałem poleciał na niczego jeszcze nie świadomą niebieskowłosą. Żeńskie Lenistwo widząc zagrożenie chciała się jeszcze czegoś złapać, jednak to nic nie dało i dwójka wampirów łupnęła o podłogę przy czym dziewczyna kolejny raz grzmotnęła swoją biedną głową o ziemię. Chyba w tym miesiącu straci więcej szarych komórek niż jej głowa podczas życia zdążyła naprodukować.

— Żyjesz?

— Ała... teraz już wiesz Kuro czemu sprząta się w tym pieprzonym mieszka.. — Zamarła widząc zbyt blisko twarz wampira. Albo cały świat jest przeciw niej, albo on po prostu jest taką ofermą, że tylko on jej pozostał. Trwali w tej pozycji z dobre parę minut przy czym żeńskiemu Lenistwu wydawało się to dobre parę godzin. Te dziwną ciszę przerwało pukanie do drzwi i oba Servampy spojrzały w tamtą stronę.

— Spodziewasz się gości? — Po ostatnim incydencie z Jeje wolał się upewnić czy jak zacznie się zaraz chować pod kanapę to czy będzie miał powód.

— Ja.. mm.. nie. Złaź ze mnie Kuro! — Sleepy Ash nawet nie zdążył nic więcej dodać, kiedy Raimei próbowała go z siebie zepchnąć i bez zbytniego nawet zastanowienia poderwała się z ziemi podchodząc do drzwi, gdzie pukanie było coraz bardziej natarczywe — no już idę..

Jak tylko szarpnęła za klamkę od drzwi otworzyła szerzej oczy widząc trójkę nieznajomych jej osób. Nawet jak dla niej wyglądali dość dziwnie.

— Proszę zjedz mnie — Że kurwa, co?

W tej samej chwili została pociągnięta za ramię do tyłu i mebel z hukiem się zamknął, a niebieskowłosy stanął przy drzwiach blokując je jak coraz większa liczba głosów zaczęła wychodzić zza nich i mebel ledwo się trzymał przed natłokiem ludzi.

— Kuro, co się dzieje?!

— Popioły..

— Słucham?


_________________

Rudowłosa dziewczynka siedziała przy stole podjadając kisiel i zadowolona z siebie machała nóżkami. Co jakiś czas rzucała niezadowolone spojrzenie w stronę Marron, która jak na dwulatka była strasznie głośna i całe jej jedzenie fruwało po kuchni. Dlaczego mama zostawiła ją z tą małą mendą? Westchnęła opierając piąstkę o twarz i znowu zapatrzyła się w stół. Ojciec zawsze powtarzał, że nie wolno sobą pomiatać i, że to samo ma być przekazane jej młodszej siostrzyczce. Rzuciła nienawistne spojrzenie w stronę Marron i tylko parę kroków dzieliło ją od pizdnięcia dziecka w twarz kijem bejsbolowym — prezent od ojca Angus'a Ethan Foster'a. Ich ojciec był co ciekawsze profesorem i zawsze chciał mieć syna, który po nim odziedziczy chęci do eksperymentów. Niestety jego pierworodna okazała się dziewczynką i musiał przetrawić ten straszny fakt, którego ojcowie zawsze walczą po urodzeniu nie tej płci, co chcą. Ale był w tym jeden przyjemny szczegół, który od razu rzucił mu się w oczy przez co Lizzy zaczęła być dla niego jego oczkiem w głowie. No oczywiście przed urodzeniem się Marron — wtedy już chciał córkę. A że małe według nich jest urocze to wszystko kurwa jasne. Agresja i bardziej męskie podejście do życia. Może i rudowłosa Foster była kobietą, ale jej styl życia całkowicie odchodził od tego i spokojnie można było powiedzieć, że część męskiej duszy jednak się w niej znalazła. Drzwi otworzyły się i przez nie weszła jej matka blada jak ściana, a obie dziewczynki od razu utkwiły w niej wzrok.

— Coś się stało? — Już od wejścia nie podobała jej się mina rodzicielki, więc szybko wstała od stołu prawie wywalając krzesło do tyłu. Może i miała dopiero dziesięć lat, jednak każdy jej mówił, że była dość dojrzała jak na swój wiek. Zmęczone oraz podpuchnięte oczy spojrzały z bólem na starszą córkę, która już znalazła się przy niej wlepiając w nią te swoje podejrzane spojrzenie w których czaił się zmartwiony błysk. Stało się coś złego. Już widziała to od wejścia.

— Chodzi o waszego ojca — Zacisnęła nerwowo wargi jakby nie chciało jej przejść przez usta coś co i tak musi przekazać dalej. Tak bardzo się w tym momencie nienawidziła. Tylko nie wiedziała czy dlatego, że sama jest w rozpaczy. Czy dlatego, że zaraz się dowiedzą, że są pół sierotami, a ona sama została wdową z dwójką małych dzieci — spotkałam pewnego człowieka, który powiedział, że...

Lizzy stała jak słup soli otwierając coraz szerzej oczy. Przecież to niemożliwe! Jak to on zginął?! Przecież nigdy nic złego się nie stało i jeszcze dzisiaj rano widziała jak zadowolony wychodził z domu łapiąc swoje śniadanie i przybijając z nią piątkę. Całkowicie ignorując następne wiadomości z ust matki odwróciła się napięcie i niczym robot ruszyła w stronę pracowni ojca zostawiając za sobą wołającą kobietę, która płacząc przytulała już do siebie ryczącą Marron. Drzwi nawet nie drgnęły, a klucza jak nie było tak nie ma. Powinna się tego spodziewać. Spojrzała na drzwi ostatni raz wracając do salonu.

~~ trzy lata później ~~

— Wróciłam! — Zadowolona z siebie Lizzy otworzyła szeroko drzwi od domu wbiegając zadowolona do środka. Wreszcie nadeszły wakacje i może zacząć cieszyć się słoneczną pogodą bez siedzenia w tych przeklętych murach szkoły. W pomieszczeniu jak zwykle panowała grobowa cisza i mina dziewczynki od razu zrzedła. Marron musiała dalej być w przedszkolu i mama pewnie jest w pracy. Pogrzebała w kieszeni próbując znaleźć przedmiot, który dopiero co ją pocieszył i wyciągnęła długi mosiężny kluczyk pasujący tylko do jednych drzwi w tym domu. Nie mogła tego zrobić wczoraj, bo jak zwykle starsza Foster chodziła po domu biorąc wszystkie możliwe antydepresanty. Dalej nie potrafiła się pogodzić ze śmiercią męża i to na Lizzy spadła opieka nad młodszą siostrą, której wspomnienia po dłuższym czasie wyblakły i nie wiedziała, co się do końca dzieje z ich matką. Jak zrobiła pierwszy krok w stronę upragnionego miejsca, które ciągnęło ją od lat usłyszała ciche chlipanie. Wychyliła niepewnie głowę widząc kobietę siedzącą w salonie patrzącą na jakiś denny serial w telewizji i wysmarkującą nos w chusteczkę. Jak zwykle siedziała i wypłakiwała sobie oczy myśląc, że dzieci nie ma w domu. Nie chcąc jej się napatoczyć pozwalając cierpieć w spokoju minęła szybkim krokiem salon i ruszyła w stronę miejsca, który jej ojciec traktował jako swoje nemezis oraz Oazę spokoju.

Rudowłosa otworzyła cicho biuro zaglądając do środka zaciskając nerwowo usta. Nie powinno jej tutaj być. Angus nie pozwalał swoim dzieciom bawić się w pracowni. Ba! On nawet nie wpuszczał ich do progu tego pokoju. Zamknęła za sobą ostrożnie drzwi nie chcąc słuchać płaczu z salonu. Co im da teraz płacz? Ona od początku była przygotowana na to, że może go zabraknąć. Podeszła do biurka przerzucając wszystkie dokumenty na ziemie z nadzieją znalezienia jakiegoś punktu poszukiwań. To wszystko wina tej pieprzonej nauki! Wszystko niszczą, a o jego dzieciach nawet nie pomyślą! Gdzie jest kurwa Bóg, kiedy jest potrzebny?! Przecież nie dali im nawet ciała by go w spokoju pochować!

— No kurwa Boże daj mi jakiś znak! — W tej samej chwili przed nogi nastolatki spadł dziennik, który był dość opasły i rozejrzała się niepewnie czy nikt obok jej nie stoi. Podniosła go szybko, a jej oczy otworzyły się szeroko, kiedy zobaczyła dość dokładne opisy ośmiu osób i zdjęć. To była jakaś grupa dziewcząt oraz dwójka chłopców. Ale na co mu były wiadomości o tych ludziach? Przerzuciła następną kartkę i prawie zakrztusiła się powietrzem widząc rozpiske ze szkicami całej anatomii. Servampy? Co to kurwa jest? Zaczytując się oparła się o szafkę z której na jej głowę spadły dokumenty rozsypując się po ziemi i tylko jedna rzecz rzuciła jej się w oczy — C3...

Chyba właśnie znalazła to czego szukała.

______________

— Lizaczku znowu skończył nam się popcorn do mikrofali — Foster poderwała się do pozycji siedzącej oddychając nerwowo po czym jej spojrzenie zatrzymało się na stojącej w progu sypialni blondynce. Żeńska Chciwość z miną cierpiętnika machała pustą paczuszką jedzenia jakby takim sposobem miał do niej wrócić w nienaruszonym stanie.

— Nie mów do mnie tak bezczelny kolczaty problemie.. — Czuła jak pot spływa jej po plecach jakby przebiegła co najmniej dwadzieścia kilometrów bez żadnego zatrzymania. Znowu zapomniała czemu zaciągnęła się do tamtego przeklętego miejsca. Chciała znaleźć wiadomości o ojcu, a tak naprawdę wplątała się w projekty, którego jeden z efektów stoi przed nią.

— Wszystko w porządku Lizzy? — Mina jej Servampa zrzedła by zaraz po tym zmrużyć podejrzliwie oczy. — jesteś strasznie blada.

Minus posiadania wampira. On nawet wie, kiedy ma ci się zacząć okres. Cholera wie czy one jakoś to wyczuwają czy to po prostu przykład, że jest kobietą i tak jak inne zgręzy posiada solidarność jajników. Rudowłosa już otwierała usta, gdy usłyszały uporczywe pukanie do drzwi. Yuki rzuciła pytające spojrzenie w stronę korytarza. Nie pamiętała by ktoś miał do nich dzisiaj przyjść. Odwróciła się szybko kierując już do korytarza jak koło niej pojawiła się Lizzy doganiając. Na pewno nie pozowali by ten wampirzy pomiot sam przyjmował gości. To jej dom i żadne krwiopijcę nie będą się po nim szlajać jak po własnym. Nawet jeśli jeden z nich z nią mieszka. Pukanie zaczynało być coraz bardziej natarczywe i Pani Chciwości się zawahała trzymając rękę nad klamką. Powinna otwierać skoro coś tak nachalnie chce się dostać do środka? Popatrzyła kolejny raz na swoją wampirzycę, która patrzyła niepewnie na drzwi. Jej też coś nie pasowało. Ale w sumie nie dowiedzą się dopóki nie otworzą! Złapała za klamkę i w tej samej chwili łupnęło okno.

— NIE OTWIERAJ DRZWI FOSTER! — Zamarła z dłonią na klamce odwracając głowę i obie były świadkami jak dwa Lenistwa wylądowały na oknie po czym zaraz wpadły do środka. Kuro pierwszy zatrzymał się na framudze okna i w tej samej chwili nie wyrobiła się Osaka i z hukiem wpadli do środka za kanapę. Za to okno siły wyrwało się i wypadło z zawiasów spadając także w tamto miejsce.

— Mój Boże — Inaba przerażona ruszyła w stronę mebla wskakując na nie z nadzieją, że dwójka Servampów nic sobie nie zrobiła wskakując przez te okno — nic wam się nie stało?!

— Jebać ich... moje czwarte okno... — Odsunęła dłoń od klamki i także zaczęła podchodzić do kąta czując, że jak ta dwójka nie zginęła wpadając tam to ona sama ich pośle do ognia piekielnego. BO KTO JEJ KURWA TYM RAZEM ZA TO ZAPŁACI?!

Obie kobiety zajrzały tam widząc leżące wampiry, a w tym bladego Sleepy Asha gdzie szkło od zniszczonego okna dosłownie zatrzymało się przy jego twarzy i to właściwie tylko dzięki Raimei, która notabene była tak samo blada. Co się dziwić. Jak nic jakby tego nie złapała to szklany kawałek przebiłby mu głowę na wylot. Chłopak ma naprawdę wielkiego pecha odkąd spotkał niebieskowłosą. W sumie odkąd zna Mahiru ma same problemy, ale jak doszła do tego ona to te kłopoty stały się bardziej namacalne.

— Myślę, że są w szoku — Foster zaśmiała się pod nosem patrząc na te scenę — ej! Jeszcze się zacznijcie mi tutaj całować, a wyrzucę was za drzwi. Więcej wampirów tutaj mi nie potrzeba jak wasza trójka.

_______________________

Mahiru siedział w szkole podgryzając nerwowo długopis. Te ciała w formalinie były przerażające. Co gorsza znowu miał nieodparte wrażenie, że jego drugi Servamp znów coś przed nimi ukrywa udając tylko iż wszystko jest w porządku. Znowu im nie ufa? Nieświadomie zaczął mazać po kartce długopisem próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Kiedy już myślał, że dziewczyna zaczęła im ufać znowu pojawiało się coś, co te zaufanie zaczynało burzyć. Ale czego on oczekuje? Organizacja, która tak naprawdę miała chronić ludzi przed krwiopijcami po cichu zabiła tysiące ludzi zamieniając ósemkę z nich w Servampy. Jak Osaka ma czuć gdziekolwiek bezpieczna skoro oni uświadamiają jej o tym na każdym kroku? Najgorszy z tego wszystkiego jest Tsurugi, który uczepił się jego wampira jak rzep psiego ogona i chyba tylko ich kontrakt ratuje ją przed tym psychopatą. Na samo przypomnienie sobie uśmiechu mężczyzny przeszedł go dreszcz. Nie, nie ważne jakie tajemnice skrywa niebieskowłosa on musi ją chronić przed tym człowiekiem. Do tego ci co chcą dorwać ich całą ósemkę zranił Kuro, który dotąd do siebie nie doszedł.

— Mahiru słuchasz mnie? — Brązowowłosy się wzdrygnął spoglądając w górę i spotykając się ze spojrzeniem Ryusei'a. Trzymał w dłoni pierożka patrząc podejrzliwe na chłopaka.

— Prz..przepraszam Ryusei, zamyśliłem się — Wydukał uśmiechając się przepraszająco i dalej zaciskając dłonie na długopisie.

— Znowu coś z kotami? — Oni mają jakiś radar w głowie czy jak? — bo nie widzę byś ich przyprowadził do szkoły.

— A.. tak, tak. Mógłbyś powtórzyć? — Chociaż w tym nie musi kłamać. Podniósł się odrobinę słuchając blondyna i wtedy jego oczom rzucił się mały popiołek, który siedział na ramieniu jakiejś uczennicy. Pomrugał parę razy przez co tych małych zwierzątek było coraz więcej i z przerażeniem musiał stwierdzić, że jeszcze trochę, a popioły zaatakują szkołę. Nie ma przy nim ani Osaki, ani Kuro. I co on ma sam teraz zrobić?! Przecież nie będzie biegał z orężem nie chcąc zwrócić na siebie uwagi.

— Mahiru Shirota tu ziemia! — Prawie podskoczył słysząc głośniejszy krzyk przy uchu — mówię ci trzeci raz, że w pokoju nauczycielskim ktoś na ciebie czeka.

— To.. to nie może poczekać? — Musi się pozbyć tych popiołów jak najszybciej inaczej zainfekują całą szkołę. Nim zareagował został pociągnięty za rękę w stronę pokoju mijając chichrające się stworzonka i czując jak w żołądku zaczyna mu się przewracać. Powinien wziąć ze sobą swoje wampiry, ale przecież one w tym stanie jakim były i tak nic by nie zdziałały.

Stanęli przed pokojem i Ryusei puścił nastolatka zaczynając już pukać. Od kiedy jego przyjaciel stał się taki pomocny? Odwrócił jeszcze głowę chcąc obejrzeć ile tych potworów fruwa po szkole. I wtedy usłyszał ciche wołanie blondyna, więc musiał wejść do pokoju. Da radę.. Załatwi, co musi wyjdzie stąd i zajmie się tymi przeklętymi stworzeniami. Ale zanim to zrobi zadzwoni do niebieskowłosej by nie wychodziły z domu i do innych właścicieli Servampów by pomogli mu wyplenić to okropieństwo w tej szkole. Przeszedł przez drzwi i zamarł widząc siedzące Melancholie na kanapie patrzące w jego stronę.

— Witaj Panie mojej siostry. Chyba czas troszkę porozmawiać.

Tak teraz to już na pewno ma przekichane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top