część 52
– Dzięki. Jakie masz plany? – zapytała.
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem, co będzie, gdy już opuścimy Sylvanię... – zamilkł. – Marcus jest jakiś dziwny. Nie wiem, czy będzie jeszcze chciał... Ja też nie wiem, czy będę miał na to ochotę, czy może zmienię otoczenie.
– Viktor jest skłonny złożyć ci propozycję pracy.
– Tak? Popatrz, co za zbieg okoliczności. Chciałem mu zaproponować to samo. – Zaśmiał się.
– Obawiam się, że cię nie stać. – Uśmiechnęła się lekko.
– Myślę, że można się nieźle obłowić w zamku wampira, poza tym żartuję. Nie zatrudniłbym go. Nie po tym, co zrobił.
– Odmówisz mu? – zapytała.
– Nie wiem – odparł po chwili namysłu. – Jego technika robi wrażenie. Warto by było się temu lepiej przyjrzeć... Gdy już byłbym w stanie go pokonać, mógłbym ruszyć w swoją stronę. Oczywiście nie twierdzę, że nie jestem, ale szkoda by było nie wykorzystać okazji, żeby nauczyć się czegoś nowego.
– Yhm... – Veronika nie słuchała go zbyt uważnie, ponieważ obserwowała Gerta, który stał przy swoim koniu i poprawiał bagaże.
– No właśnie – kontynuował Filip. – Chciałem po prostu powiedzieć, że mimo wszystko cię lubię. Marcus cię oszukał i możesz mieć do niego żal, ale ja o niczym nie wiedziałem. Myślę, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi... pozostać przyjaciółmi.
– Co znaczy „mimo wszystko"? – zapytała.
– To znaczy, że mimo tych wszystkich przykrych wydarzeń, to się nie zmieniło. Nasz kontakt się trochę poluźnił, odkąd pojawił się Viktor i tak dalej. Chciałem powiedzieć, że nie chodzi o ciebie.
– W porządku. Fajnie. Ja też nie zmieniłam o tobie zdania – zapewniła go.
– Świetnie – ucieszył się. – Ulrych też nie miał z tym nic wspólnego, wiesz?
– Domyślam się.
– Wydaje mi się, że akurat on ma już tego wszystkiego dość. To prosty człowiek. Teraz chyba się trochę zagubił.
– Niedługo będzie po wszystkim – powiedziała.
– I co potem?
– Jeśli pytasz o moje plany, to wyjadę gdzieś z Viktorem i odpocznę.
– Świetny pomysł – przyznał Filip. – A dokąd?
– Jeszcze tego nie ustaliliśmy.
– Nie martw się, nie pojadę za wami. Pytałem z ciekawości.
– Jeśli będziesz dla niego pracował, to pojedziesz. Jego ludzie pewnie będą gdzieś blisko. Chodzi o to, żeby się gdzieś zatrzymać, napić, wyspać, wykąpać, trochę zabawić. Takie zwykłe rzeczy w cichym, spokojnym miejscu – wyjaśniła. – Tu nie pada – zwróciła się do Gerta, który zaczął jeść na zewnątrz.
Spojrzał na nią zaskoczony, po czym rozejrzał się i ruszył w jej stronę.
– Dziękuję za zaproszenie. – Zdjął płaszcz i zawiesił go na desce.
– To nie moje królestwo. Na zewnątrz jest tak miło, że chyba jedzenie by ci namokło.
– Dzięki za... wiesz co...
– Nie wiem i nie obchodzi mnie to – zapewniła go.
– Za troskę – dokończył Gert.
– Wcale się o ciebie nie troszczę.
– Ja chyba już wszystko powiedziałem – odezwał się Filip, przypominając im o swojej obecności. – W zasadzie jest coś jeszcze, ale to może później. Pójdę trochę rozruszać Ulrycha. Rozkleja się.
– Jeśli jest coś jeszcze, to mów – poprosiła Veronika.
– Nie, może później – rzucił, wychodząc na zewnątrz.
Veronika zajęła się jedzeniem.
– Ustaliliście coś? – zapytał po chwili Gert.
– Tak. Nie będziemy się rozdzielać. Razem pójdziemy do lochów – poinformowała go. – Tam jest czterech strażników i powinni zginąć jednocześnie.
– Kto jeszcze z nami idzie?
– Nikt, pójdziemy we trójkę. Mam nadzieję, że nic tam nie wywiniesz... – Spojrzała na niego i zamilkła na moment. – Nie wiem, dlaczego tam idziesz. Na pewno nie z powołania, bo takowego nie posiadasz, ale mam nadzieję, że nie wytniesz żadnego numeru... – urwała, ponieważ podszedł do niej i stanął naprzeciwko, stanowczo za blisko.
Zerknęła na niego spod kaptura, który cały czas miała na głowie.
– Tak? – zapytał półgłosem, nie spuszczając z niej wzroku.
– Nic nie mówiłam.
– Mówiłaś, tylko że przerwałaś.
– Powiedziałam już wszystko – w jej głosie brakowało pewności.
– Myślałem, że dopiero zaczęłaś... Tak, mówiłaś o powołaniu, o tym, że nie wiesz, po co tam idę.
– Tak, nie wiem, po co tam idziesz... – powtórzyła, czując, jak grunt usuwa jej się spod nóg. – Kiedyś chodziłeś za mną, a teraz to nie ma sensu, więc nie wiem.
– A ja nie wiem, czy chcesz wiedzieć – wyszeptał, pochylając się do jej ucha. – Kocham cię... i nie zamierzam odpuszczać. Obiecałem, przyrzekłem, że pojadę z tobą, że będę ci towarzyszył.
– I cóż to dla ciebie znaczy? Wystarczy zostawić list – wyrzuciła mu, po czym wyrecytowała to, co do niej napisał za pierwszym razem. Zapamiętała dokładnie każde słowo.
– Brzmi gorzej, niż przypuszczałem – przyznał. – Nie rozumiem, jak mogłaś w to uwierzyć... A może po prostu chciałaś w to uwierzyć? – Nawet na moment nie spuszczał z niej wzroku.
– W zasadzie tak – skłamała. – Miałam cię już dosyć.
– Nie wierzę ci, kochanie. Wiem, że sytuacja się skomplikowała przez tego tam... Viktora. Gdyby nie on, po prostu zrobiłabyś karczemną awanturę, przyłożyłabyś mi jeszcze ze dwa razy i byłoby po wszystkim.
– Obecność Viktora nie ma znaczenia – zapewniła go. – Ja nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nigdy nie byłeś dla mnie odpowiednim facetem i w zasadzie nie wiem, po co się w to bawiłam... Przyznam, że ten list mnie zaskoczył. Odniosłam pewnego rodzaju porażkę, aczkolwiek...
– Porażkę? – przerwał jej. – O czym ty mówisz?
– Zostawiłeś mnie, a nie tak to miało się skończyć. Ale powiedzmy, że nie ma to większego znaczenia, więc... – zawahała się – szybko przeszłam nad tym do porządku dziennego.
– Wiem, że nie będzie łatwo cię odzyskać...
– Czy ty nie rozumiesz, co ja do ciebie mówię? – zapytała, wchodząc mu w słowo.
– Wszystko rozumiem.
– Świetnie. Może dla odmiany chociaż raz przyjmij to do wiadomości.
– To nie wchodzi w grę. – Pokręcił głową.
– Nas nie było, nie ma i nie będzie – powiedziała stanowczo, tak, by to do niego dotarło.
– Wyobraź sobie norę królika. Ty próbujesz tam wcisnąć niedźwiedzia. Nie da się, za nic nie wejdzie.
– Wierz, w co chcesz. Twoja strata. – Dostrzegła, że Viktor zmierza w ich stronę.
– Strata? Dlaczego? – zapytał Gert.
– Stracisz czas albo i życie, i to bez sensu.
– Stracę wszystko, jeśli zrezygnuję – wyszeptał.
– Ty już nie masz o co walczyć.
– Mam – upierał się.
– Nie. To była tylko fikcja. Myślisz, że dlaczego za ciebie nie wyszłam? Cały czas szukałam wymówek. Myślisz, że z miłości? Zgodziłam się tylko dlatego, bo uznałam, że to dobry kamuflaż.
– Głos ci drży – zauważył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top