część 41

          Spacer po sklepach i straganach zajął im trochę czasu, ale udało im się dostać wszystko, czego potrzebowali. W drodze powrotnej odwiedzili rzemieślnika, który w mieście słynął z wyrobu broni przeciwko wampirom. W jego asortymencie znajdowały się rozmaite rzeczy, począwszy od obcęgów służących do wyrywania kłów, przez kusze miotające siecią, kołki nasączone sokiem z czosnku, bolasy z pojemnikami na wodę święconą, kończąc na pułapkach obcinających nogi.

          Czarodziejka nie miała ochoty oglądać tych wszystkich przedmiotów, w związku z czym zostawiła tam Viktora, informując go, że poogląda ubrania po przeciwnej stronie ulicy.

          W sklepie z odzieżą i materiałami porozmawiała przez chwilę ze sprzedawcą, kupiła dwie koszule, po czym wróciła do Viktora, który właśnie płacił za włócznię.

          – Jest nasączona wodą święconą? – zapytała ironicznie, przyglądając się broni.

          – Nie, ale ma świetny grot – powiedział i pokazał go jej. – Wyciąganie tego z ciała musi cholernie boleć.

          – To cudownie – stwierdziła, wychodząc na ulicę.

          – Najważniejsza jest skuteczność, a nie to, że będzie bolało – wyjaśnił.

          – Nie jestem przekonana. – Lekko się skrzywiła. – Odniosłam wrażenie, że ten sprzęt do wyrywania kłów został stworzony do używania na żywym wampirze, jeśli tak można powiedzieć.

          – Słyszałem, że niektórzy zbierają kły. Niektórzy nawet za nie płacą.

          – Ci od Marcusa mają całą sakiewkę wampirzych kłów – powiedziała.

          – Widzisz, takie obcęgi by im się przydały. Niektóre zęby bardzo trudno wyrywać, a dobry sprzęt jest w cenie.

          – Dobrze, przestań już – poprosiła. – Chciałam powiedzieć, że nie będę mogła spać w nocy, ale to akurat dobrze, bo mam wartę.

          – Dlaczego miałabyś przez to nie spać? – zapytał z uśmiechem, zerkając na nią.

          – Bo to okropieństwa – odparła.

          – Myślę, że wyrywanie zębów w porównaniu z tym, co może się zdarzyć w Sylvanii, jest do przyjęcia, do zaakceptowania, a nawet do polubienia. – Objął ją i pocałował w skroń.


          Po powrocie do zajazdu Veronika od razu udała się do swojego pokoju. Rozpakowała zakupy, a po tym napisała list do rodziców. Poprosiła, by ugościli jej pracownika. Poinformowała ich, że jest już opłacony i mogą korzystać z jego pomocy, jednak zwróciła uwagę na to, by go oszczędzali i dobrze traktowali. Na koniec w jednym zdaniu zapewniła, że nic jej nie jest, a podróż przebiega zgodnie z planem. Zalakowany list przekazała Zygmuntowi wraz z zapłatą za pół roku z góry.


          Przez jakiś czas przechadzała się po swojej izbie, zastanawiając się nad formułą zaklęcia, które miało im pomóc w walce z wampirami. Gdy usiadła przy stole, by zapisać swoją koncepcję, ktoś zapukał do drzwi.

          – Znowu nad tym ślęczysz? – zapytał Viktor, wchodząc do środka.

          – Tak – potwierdziła, nie odkładając pióra. – Bardzo bym chciała to skończyć, zanim dotrzemy na miejsce. To wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, ale jeszcze nie rezygnuję...

          Stanął za nią i palcami przeczesał jej włosy.

          – Skoro tu jesteś, chętnie zrobię sobie przerwę. Będę miała całą noc na pracę.

          – To ile mamy czasu?

          – Do zmroku – odparła.

          Pocałował ją, po czym podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.


          Leżąc w łóżku, Veronika przytuliła się do Viktora i znów zaczęła oglądać bransoletkę, którą jej podarował.

          – Naprawdę ci się podoba? – zapytał. – Nie znam twojego gustu. Może wolisz srebro?

          – Jest idealna. Sama bym ją kupiła, gdybym miała w zwyczaju kupowanie biżuterii.

          – Nie jest zbyt zwyczajna? Nie było czasu na grawerowanie ani na jakieś specjalne zamówienie.

          – Cenię prostotę – odparła z uśmiechem.

          – Czy to znaczy, że elfia biżuteria nie jest w twoim guście? – zapytał.

          – Z pewnością pasuje do pięknych, zwiewnych sukni, ale nie wiem, czy jest odpowiednia do noszenia na co dzień.

          – Taką też powinnaś mieć. Zadbam o to – obiecał i pocałował ją czule.


          – Zgłodniałam – powiedziała Veronika.

          – W takim wypadku czas na kolację – stwierdził Viktor, podnosząc się z łóżka. – Zamówić do pokoju?

          – Może dla odmiany zjemy na dole? – zaproponowała i rozejrzała się po izbie w poszukiwaniu swoich ubrań.

          – Dobrze... Co ty właściwie lubisz robić, gdy nie pracujesz?

          Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.

          – Chciałbym wiedzieć, jakie rozrywki preferujesz – wyjaśnił rozbawiony jej reakcją.

          – W Averheim spotykam się ze znajomymi w lokalach, w których faceci dostają w zęby, a kobiety są zaczepiane w wulgarny sposób – odparła z uśmiechem.

          – A w pozostałych miastach? – dopytywał.

          – W pozostałych jestem przejazdem, więc raczej się nie bawię. Czasami lubię też pograć w karty.

          – Na to bym nie wpadł – przyznał – ale skoro lubisz karty, może wybierzemy się do Marienburga, gdy już opuścimy Sylvanię? – zaproponował.

          – Po Sylvanii mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Przede wszystkim muszę znaleźć tego czarnoksiężnika – powiedziała, zakładając koszulę. – To już nie są żarty. On będzie nastawał na moje życie.

          – Jak tylko się pojawi, nie zawaham się – zadeklarował. – Nie ważne, gdzie to będzie.

          – I ja nie będę się wahała, uwierz mi. Chyba byłabym gotowa zabić go na rynku w biały dzień. Później bym się martwiła, co z tym zrobić.

          – Ja przebiłbym go mieczem w świątyni.

          – Wygrałeś – roześmiała się. – Mam nadzieję, że zobaczę, jak obcinasz mu głowę.

          – To nie zawsze się udaje, chyba że... – Położył dłoń na klamce gotowy do wyjścia. – Po jego śmierci też się liczy?

          – Nie – pocałowała go – ale Marienburg to dobry pomysł. Choć nigdy tam nie byłam, czuję, że mogłoby mi się tam spodobać.


          Filip siedział na parapecie i wyglądał na zewnątrz przez otwarte okno.

          – Marcus wrócił z miasta i pytał o ciebie. – Odwrócił się w stronę Veroniki.

          Kobieta zatrzymała się i popatrzyła na niego nieco zaskoczona.

          – Dlaczego do mnie nie przyszedł? – zapytała.

          – Bo powiedziałem mu, że jesteś zajęta – odparł, posyłając Viktorowi prowokujące spojrzenie.

          Najemnik zmrużył oczy i zacisnął zęby, natomiast Filip wstał, nie spuszczając z niego wzroku.

          – Chodźmy na kolację. – Kobieta chwyciła Viktora za rękę i pociągnęła w stronę schodów, gdy ten zamierzał się odezwać. – Jestem strasznie głodna, później z nim porozmawiam.

          – Kiedyś skończy mi się cierpliwość do tego chłopaka – powiedział po drodze.


          W jadalnej izbie było kilkunastu gości. Jeden z nich od razu przykuł uwagę czarodziejki, ponieważ siedział sam na uboczu, a twarz ukrywał pod obszernym kapturem. Przed nim stał puchar, z jakiego zazwyczaj piło się wino.

          Kobieta odniosła wrażenie, że ją obserwował. Gdy spojrzała na niego, oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top