część 40
Wracając z łaźni, Veronika spotkała na korytarzu Zygmunta. Czekał tam, by poinformować ją, że dyliżans do Averheim odjeżdża już następnego dnia. W związku z tym od razu dała mu pieniądze, by mógł zarezerwować dla siebie miejsce.
Gdy weszła do izby Viktora, ten siedział na parapecie odwrócony tyłem do okna.
– Stęskniłeś się? – zapytała, omijając talerze, które stały na podłodze przy drzwiach. – Nie siedź tam, bo cię zastrzelą.
Nie odpowiedział, ale ruszył w jej stronę. Usiadła na łóżku, a on zajął miejsce obok niej.
– Zaczekaj. – Uniósł nieco rękę, gdy zamierzała się odezwać.
W skupieniu sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej sakiewkę.
– Zamknij oczy – poprosił.
Gdy to zrobiła, po chwili chwycił ją za dłoń i poczuła coś chłodnego na nadgarstku.
– Możesz otworzyć – powiedział.
Veronika spojrzała na Viktora, który obserwował ją z niepewnością, po czym przeniosła wzrok na bransoletkę, którą przed chwilą jej założył.
– Bardzo dziękuję – powiedziała, oglądając prezent. – Z jakiej to okazji?
– Bez okazji. Po prostu chciałem sprawić ci przyjemność. – Pochylił się i pocałował ją.
– Udało ci się – przyznała z uśmiechem. – Jest śliczna, dziękuję.
– Wiem, że to tylko złoto, ale większość ludzi ceni jego blask, więc pomyślałem, że to nie najgorszy dowód moich uczuć – wyznał, patrząc na jej dłoń. – Najpierw pomyślałem o pierścionku, ale na to chyba jest jeszcze za wcześnie.
– Świetny wybór. Na co dzień nie noszę biżuterii, ale z tą bransoletką nie będę się rozstawać – obiecała i pocałowała go w usta.
– Chciałaś coś powiedzieć – przypomniał jej.
– Tak, chciałam ci opowiedzieć o planie.
– Więc słucham. – Usiadł przodem do niej, a ona wzięła go za rękę. – Na pewno będziemy rozmawiać o planie? – zapytał z uśmiechem.
– Tak – potwierdziła i pokrótce przedstawiła mu pomysł, na który wpadli z Marcusem minionej nocy.
– Brzmi nieźle – przyznał, gdy skończyła.
– Wszyscy wjechalibyśmy do miasta i zatrzymalibyśmy się w zajeździe. Potem powinniśmy się rozejrzeć, obejrzeć mury, policzyć strażników. Gdy już zbierzemy niezbędne informacje i dopracujemy szczegóły, umówimy się z resztą ludzi, by rozproszeni czekali na nas z końmi w pobliżu zamku. Po wszystkim dołączymy do nich i szybko opuścimy miasto. Trzeba to zrobić, gdy bramy będą otwarte.
– Jeśli podniosą alarm, to nie wypuszczą nas z miasta. Straż będzie w pełnej gotowości – zauważył.
– Więc uważasz, że konie powinny czekać na nas poza miastem?
– To zależy, czy podniosą alarm, czy nie. Można by się dowiedzieć, kto za to odpowiada i pozbyć się go wcześniej, ale to trochę komplikuje sprawę.
– Nawet bardzo – stwierdziła. – Pomyślałam, że mogłabym posłużyć się magią, by umożliwić nam wyjście. Kiedyś wyczarowałam smoka i udało mi się dzięki temu wykończyć kilkudziesięciu kultystów za jednym zamachem. Myślę, że i w tym przypadku może się okazać użyteczny.
– Skoro dysponujesz takimi możliwościami, chyba nie mamy się nad czym zastanawiać – skwitował.
– Niestety mamy, bo żaden wampir tego smoka nie zobaczy. Żeby to zaklęcie odniosło skutek, ofiara musi go widzieć i wierzyć, że to prawdziwy smok....
– Jak to ma nam pomóc opuścić miasto? – przerwał jej.
– Wcześniej myślałam o zamku i strażnikach, którzy tam pracują, ale faktycznie można by go użyć do torowania drogi. Dzięki niemu dotarlibyśmy do bramy.
Viktor zamyślił się na chwilę.
– Nie będę miał żadnej kontroli nad tym, co się dzieje. I gdzie w tym wszystkim miejsce dla wojowników? – zapytał. – Co my mielibyśmy robić?
– To nie jest plan, tylko luźny pomysł – zaznaczyła. – Spodziewam się, że ruszy za nami pościg i najpóźniej w drodze do Imperium dojdzie do walki. Wtedy twoi ludzie bardzo by nam się przydali.
Mężczyzna pokiwał głową.
– Pomysł jest niezły – przyznał.
– Gdybyśmy zdecydowali się na jego realizację, twoi ludzie potrzebowaliby ubrań typowych dla mieszczan, żeby nie rzucać się w oczy, gdy będą na nas czekać.
– Mają, co trzeba – zapewnił. – A jak zamierzasz dostać się do zamku?
Veronika popatrzyła na Viktora i wzruszyła ramionami.
– Ostatecznie moglibyśmy zagrać tych kupców do końca i po prostu wjechać tam razem z ochroną – powiedziała bez przekonania.
– Tak – uśmiechnął się – wtedy stanęlibyśmy przed wampirem i mielibyśmy możliwość załatwienia go od razu. To mi się podoba.
– Wolałabym zrobić to po cichu. Gdyby udało nam się wejść niepostrzeżenie... – zamilkła i spojrzała na niego. – Potrzebujemy małej ołowianej szkatułki.
– Po co? – zapytał zdziwiony tym stwierdzeniem.
– Na twój medalion. Ołów blokuje działanie magicznych przedmiotów – wyjaśniła. – Gdyby był w niej zamknięty, mogłabym rzucić na ciebie zaklęcie i nikt by cię nie widział, a kiedy przestałoby działać lub nie byłoby ci już potrzebne, mógłbyś go założyć i wampiry nie zrobiłyby ci krzywdy swoją parszywą magią – tłumaczyła podekscytowana. – Dzięki temu byłbyś w miarę bezpieczny, a do środka dostałbyś się niezauważony, o ile oczywiście będzie tam naturalny cień. Bez tego się nie uda.
– Dobry pomysł – przyznał. – Tam podzielimy się zadaniami i uderzymy jednocześnie. Ja zajmę się wampirem.
– Są dwa wampiry – przypomniała. – Do tego trzeba się zająć dziewczyną i brakuje nam trzeciej osoby. Nie wiem, kto z nami pójdzie.
– Brak ochotników? Wezmę kogoś ze swojej drużyny.
– Nie chodzi o ochotnika, tylko o osobę idealną do tego zadania. Wszyscy twoi ludzie mają żołnierską przeszłość? – zapytała.
– Nie – zaprzeczył.
– Czy któryś z nich był skrytobójcą?
– Nic mi o tym nie wiadomo. A co to ma do rzeczy? – zainteresował się.
– Ktoś taki byłby idealny. Wspominałam już, że kogoś takiego nam brakuje. Chodzi o to, żeby poruszać się cicho, ukrywać, skradać – wyjaśniła. – Skrytobójca to potrafi, a do tego wie, co robić z bronią.
– Gdybyśmy mieli mundury tamtejszej gwardii, może te umiejętności nie byłyby aż tak istotne. – Popatrzył na nią pytająco. – Oczywiście musielibyśmy unikać mieszkańców, ale moglibyśmy swobodniej poruszać się po zamku.
– To będzie można zdobyć na miejscu. Ciekawe, czy ci w lochach mają mundury. Jeśli tak, można by było zdjąć je z nich – powiedziała. – Od tego byśmy zaczęli.
– Zapytaj krasnoluda.
– Tak zrobię – zapewniła go. – Dziękuję, bardzo mi pomogłeś. Wszystko zaczyna nabierać właściwego kształtu. – Uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek. – Jeśli nie masz innych planów, moglibyśmy teraz pójść na zakupy.
– Czas dobry jak każdy inny – stwierdził, sięgając do swojej torby po listę niezbędnych rzeczy, którą wcześniej przygotował.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top