część 2

          Ze snu wyrwał ją szczęk oręża. Czujnie omiotła spojrzeniem okolicę. Dostrzegła ćwiczących nieopodal najemników. Zauważyła też, że kilka kroków od niej siedział ich dowódca. Znów się w nią wpatrywał.

          – Dzień dobry – powiedział, gdy ich spojrzenia się spotkały.

          Wstał i podszedł do niej.

          – Jak się czujesz? – zapytał.

          – Świetnie – odparła apatycznie.

          – Nie ma jeszcze południa, ale dobrze, że się obudziłaś. – Zostawił ją na chwilę.

          Śledziła go wzrokiem, gdy zmierzał w stronę ogniska. Po chwili wrócił z niewielką miską.

          – To pomoże ci szybciej wrócić do zdrowia – powiedział.

          Nie widząc żadnej reakcji, kucnął obok niej, postawił sobie miskę na dłoni opartej na kolanie i łyżką zamieszał to, co było w środku. Potem zaczął ją karmić. Tym razem była to zupa mocno pachnąca ziołami.

          Gdy skończyła, znów z troską otarł jej usta chusteczką. Jego zachowanie było dla niej kompletnie niezrozumiałe.

          Uśmiechnął się, gdy na niego spojrzała.

          – Nienawidzisz nas, prawda? – zapytał po chwili.

          – Ciebie – przyznała szczerze.

          – To dobrze. – Pokiwał głową. – Oni tylko wykonują rozkazy.

          – Żaden z nich nie skrzywdził nikogo mi bliskiego.

          – O to chodzi... – Westchnął.

          – Dlaczego mnie o to pytasz?

          – Chciałem wiedzieć – odparł, patrząc jej w oczy. – Kiedy rzucił w ciebie nożami... Wiesz, że mam ochronę przed magią? Nie mógł mi nic zrobić, ale kiedy trafił ciebie, poczułem tę siłę, która przebiła twoje ciało. Po raz pierwszy od dawna poczułem, że żyję. Poczułem strach. Tak jakby to we mnie zanurzyły się te ostrza... Poczułem to co ty... I bałem się. Bałem się, że nie przeżyjesz. Nie rozumiem dlaczego. To strasznie dziwne uczucie... Pewnie życzysz mi jak najgorzej, ale w tamtym momencie odniosłem wrażenie, że coś nas połączyło. Jakby te noże przeszły jednocześnie przez nas oboje, krew się wymieszała i... – zamilkł na moment, nie odrywając od niej wzroku. – Trudno to opisać... Od tamtej pory nie mogę przestać o tobie myśleć. Mam wrażenie, że czegoś od ciebie chcę, tylko jeszcze nie wiem czego. Chciałbym ci pomóc i jednocześnie... Gdzieś w głębi serca liczę na to, że mi wybaczysz, chociaż rozum podpowiada, że przy pierwszej lepszej okazji poderżniesz mi gardło. Tylko akurat to jest nieistotne... – urwał. – To dziwne. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem.

          – Śmierć jest nieistotna? – zapytała.

          – Wszyscy umrzemy. – Wzruszył ramionami.

          – Oczywiście i wszystkim normalnym zależy na tym, by stało się to jak najpóźniej.

          Popatrzył na swoich ludzi.

          – Nam najwyraźniej nie. Gdyby tak było, nie zajmowalibyśmy się tym. Tobie chyba też nie za bardzo. Są ważniejsze rzeczy, prawda?

          – Tak – potwierdziła – ale śmierci nie szukam.

          – Ale prowokujesz ją – zauważył.

          – Nie, tylko wykonuję swoją pracę.

          – Zawsze można zmienić pracę – powiedział.

          – Nie mogłabym tego zrobić nawet, gdybym chciała.

          – Dlaczego? – zapytał. – Zabiliby cię, gdybyś postanowiła żyć inaczej?

          – Życie czarodzieja jest ściśle określone i właśnie tak ma się toczyć. Z Kolegium się nie odchodzi.

          – Nie musiałabyś porzucać Kolegium – stwierdził.

          – Pełniąc służbę dla Imperium, do jakiej jestem zobowiązana, zawsze będę narażać się na niebezpieczeństwo.

          – Chodziło mi tylko o to, że gdybyś chciała, mogłabyś bardziej zadbać o swoje życie i zdrowie.

          – Tak – zgodziła się z nim - ale wtedy nie mogłabym wykonywać swojej pracy w pełni.

          – Więc to, co robisz, jest ważniejsze od życia – podsumował.

          – Nie twierdzę inaczej.

          – Przed chwilą mówiłaś, że każdy dba o to, żeby żyć jak najdłużej – przypomniał. – W twoim przypadku to nie jest priorytetem.

          – Nie jest, ale dbam o to.

          – Potrzebujesz czegoś? – zmienił temat.

          – Chyba nie – odparła po chwili namysłu.

          – Mogę posłać kogoś do miasta.

          Spojrzała na niego zaskoczona.

          – Z tego bym skorzystała – przyznała.

          – Długa lista zakupów? – Uśmiechnął się lekko.

          – Nie chodzi o zakupy... – Pokręciła głową i skrzywiła się, czując ból. – Chodzi o wiadomość – wyjaśniła. – Zdaję sobie sprawę z tego, że nie życzysz sobie, by ktoś mnie tu znalazł... Myślę, że moi towarzysze będą mnie szukać. Jeśli mówisz prawdę i zamierzasz mnie uwolnić, chciałabym przekazać im wiadomość, by czekali na mnie w Averheim. W innym wypadku możemy się mijać latami.

           – Zgoda.

          Po raz kolejny ją zaskoczył. Nie liczyła na taką odpowiedź.

          – Jeżeli chcesz, mogą nawet przyjechać tutaj, ale znajdą śmierć, jeśli będą szukać zemsty – ostrzegł ją.

          – Niech zaczekają w Averheim... – zdecydowała.

          – To ma być długa wiadomość? Pytam, bo nie wiem, czy trzeba ją spisać – wyjaśnił.

          – Tak by było najlepiej. Chcę, żeby list dotarł do konkretnej osoby.

          – Jak się czujesz?

          – Jak kobieta z kilkoma dziurami po nożach.

          – Nie wiem, jak to jest. – Uśmiechnął się. – Biorąc pod uwagę, że nie ograniczasz się do krótkich odpowiedzi, wnioskuję, że czujesz się w miarę dobrze. Jeśli chcesz, możesz mi teraz podyktować ten list.

          Skinęła głową, więc wstał i skierował się do swojego bagażu, by po chwili wrócić z pergaminem, kałamarzem i piórem.

          Usiadł wygodnie i popatrzył na nią, gdy był gotowy.

          – Droga Angelo – zaczęła Veronika. – Wpadłam w poważne kłopoty i straciłam kontakt ze swoimi towarzyszami. Gdyby zjawili się w mieście, przekaż im, proszę, żeby czekali na mnie w zajeździe, w którym ostatnio się zatrzymaliśmy. Niech czekają na mnie cierpliwie, to może trochę potrwać. Jak tylko uda mi się dotrzeć do miasta, odwiedzę cię. Jeszcze jedno. Oto rysopis mężczyzny, o którym rozmawiałyśmy: wysoki, szczupły brunet, brązowe oczy, ostre rysy twarzy, bez zarostu, zadbany, około czterdziestu lat. Wiem już, dlaczego to zrobił. Pozostała tylko kwestia znalezienia go. Pozdrawiam i dziękuję.

          Gdy skończyła dyktować, spojrzał na nią pytająco.

          – Podpisz „Veronika" – poprosiła i podała adres Jednookiej.

          – Masz piękne imię. Potrzebujesz czegoś jeszcze? – zapytał, składając list.

          – Może jakichś mikstur leczniczych. Jeśli w Averheim rezyduje czarodziej z Kolegium Światła, pewnie będzie można u niego dostać coś dobrego. To wszystko.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top