część 19

          – Lepiej wracajmy, zanim zaczną nas szukać – zasugerował po jakimś czasie, uśmiechając się jak dzieciak, który właśnie coś zbroił.

          Rozglądając się, wyszli z wody, a potem pospiesznie się ubrali.

          – Mam nadzieję, że przekonałaś się do kąpieli w rzece. – Viktor zerknął na Veronikę.

          – Ja nie unikam kąpieli, tylko nie chcę pływać – odparła. – Kąpiele są bardzo przyjemne.

          – Zwłaszcza w dobrym towarzystwie – dodał.

          – Zazwyczaj preferuję samotność.

          – A co jest przyjemnego w samotnej kąpieli? – zapytał.

          – W trakcie można się zrelaksować, odpocząć, pomyśleć... – Ruszyła w kierunku obozu.


          W pobliżu lasu paliły się dwa ogniska. Z jednego korzystał kucharz, a z drugiego Hoefer i jego towarzysze. Reszta trzymała się w pewnej odległości, gdyż pogoda dopisywała i nie trzeba było grzać się przy ogniu.

          – Muszę porozmawiać z Marcusem – powiedziała czarodziejka i skierowała się w stronę byłego kapłana.


          Hoefer wstał, gdy się zbliżyła.

          – Możemy pogadać? – zapytała i odeszła na bok, gdy się zgodził. Nie chciała, by ktoś ich usłyszał. – Wyczuwasz magię, prawda? – zaczęła, gdy byli już sami.

          – Tak mi się wydaje – odpowiedział niepewnie.

          – Jak to ci się wydaje?

          – Tak – spojrzał na jej pierścień – wyczuwam.

          – Biorąc pod uwagę, z kim mamy do czynienia, powinniśmy być czujni. Mówię o Casimirze – doprecyzowała, dostrzegając niezrozumienie na twarzy Marcusa. – Doszłam do wniosku, że powinniśmy wartować w nocy na zmianę.

          – Ty nie musisz. Niczego nie zaniedbamy – zapewnił ją.

          – Nie o to chodzi. – Pokręciła głową. – Miałam na myśli nas dwoje. Jak sądzę, jako jedyni jesteśmy w stanie wyczuć magię. Za parę dni będziemy okropnie niewyspani, ale nie widzę innego wyjścia. Tak robiłam z moim towarzyszem, czarodziejem, gdy mieliśmy do czynienia z wampirem.

          – O tym nie pomyślałem i przyznaję, że to świetny pomysł, ale ten mój dar chyba nie jest zbyt rozwinięty. Nie wiem, czy w porę zdążę was ostrzec.

          – Rozumiem, jednak obawiam się, że nie mamy innego wyjścia – powiedziała. – Nie dam rady czuwać bez przerwy.

          – Postaram się sprostać – zadeklarował.

          – Koncentruj się na tym – poradziła mu. – On może podejść tu, używając czaru niewidzialności, więc jedynie zaburzenia w eterze mogą świadczyć o tym, że się zbliża... Którą wartę weźmiesz? – zapytała. – Dla mnie to bez różnicy.

          – W takim układzie wezmę pierwszą – zdecydował.


          Czarodziejka usiadła przy swoich rzeczach na uboczu, sięgnęła do torby po zwój z zaklęciem i zaczęła się uczyć. Mniej więcej po kwadransie kucharz skończył gotować i głośno to wszystkim oznajmił. Najemnicy od razu ruszyli w jego stronę z miskami. Viktor natomiast stanął przed Veroniką, która zdawała się nie dostrzegać poruszenia w obozie.

          – Czas na kolację – powiedział.

          – Zaraz – odparła, nie odrywając wzroku od tekstu.

          – Dobrze, zaczekają.

          – Kto ma czekać? Na co? – zapytała zaskoczona, patrząc na niego.

          – Pozostali. Aż skończysz.

          – Dlaczego ktoś ma na to czekać? – Nie rozumiała, ale złożyła pergamin. – Dlaczego ktoś miałby czekać, aż ja skończę? Z czym? Z kolacją?

          – Owszem – potwierdził, uśmiechając się. – Skończyłaś? – Wyciągnął rękę do kobiety, a gdy się podniosła, zaprowadził ją do swoich ludzi i wskazał miejsce wśród nich.


          – Thomas, opowiedz nam coś – Viktor zwrócił się do jednego z mężczyzn, gdy byli w trakcie posiłku.

          Ten po chwili zastanowienia spełnił prośbę dowódcy, przedstawiając zebranym żołnierską historię. Opowiadał tak dobrze, że kompani słuchali go z zainteresowaniem, od czasu do czasu dowcipkując. Butelka z wódką zaczęła krążyć między nimi, co wprawiło wszystkich w jeszcze lepszy nastrój.

          Gdy Thomas skończył, swoją opowieść zaczął następny.


          – Muszę się położyć – Veronika wyszeptała do Victora, by nie przeszkadzać pozostałym.

          – Zostań – poprosił – będzie miło.

          – Nie wątpię, ale ja naprawdę muszę się położyć.

          – Źle się czujesz? – zaniepokoił się. – Jest jeszcze wcześnie. Wczoraj kładłaś się znacznie później. Nie wyspałaś się?

          – Nie martw się. Wszystko jest w porządku – zapewniła go, posyłając mu uśmiech.


          – Twoja kolej – wyszeptał Marcus, lekkim szturchnięciem przerywając sen Veronice.

          – Już wstaję – powiedziała przytomnie. – Jesteś wolny.

          – Co się dzieje? – zapytał Viktor, który leżał obok niej.

          – Nic – odparła. – Śpij.

          Usiadł i rozejrzał się.

          – O co chodzi? – Nie dostrzegł niczego niepokojącego.

          – Mam wartę – wyjaśniła, wstając.

          – Nie musisz trzymać warty. Dobrze rozstawiłem straż – zapewnił ją.

          – Czy twoi ludzie są w stanie wyczuć magię?

          – Nie – zaprzeczył.

          – No właśnie. A ja jestem i dlatego będę czuwać. Ten zdrajca może tu podejść nawet niewidzialny. Pozabija ich wszystkich, zanim się zorientują. Zaufaj mi, nie ma innego wyjścia. Śpij.

          – Trzeba to załatwić jak najszybciej. – Wstał i od razu ruszył w stronę rzeki.


          – Chyba nic się nie dzieje – powiedział do czarodziejki Marcus, który czekał na nią na uboczu. – Nie wiem, czy odważyłby się zaatakować nas na otwartym terenie.

          – A dlaczego nie? Nie widzę problemu. Nawet ja byłabym w stanie to zrobić – stwierdziła.

          – W takich chwilach nie mogę się doczekać, kiedy dotrzemy do Sylvanii – przyznał, lekko się uśmiechając.

          – Dlaczego? – zapytała.

          – Wampiry nie są niewidzialne.

          – Mogą być – zauważyła.

          – Ale nie muszą, a on z pewnością będzie. Wampiry nie spodziewają się nas i tu mamy pewną przewagę.

          – Żebyśmy wiedzieli, gdzie siedzi ten Dietmund... – Westchnęła. – Moglibyśmy go zaskoczyć, a tak musimy szukać.

          – Masz jakieś rzeczy, które do niego należą?

          – Niestety nie przy sobie. Gdybym wiedziała... – Pokręciła głową. – Nie pomyślałam o tym.

          – Trudno. Położę się – powiedział, po czym poszedł w kierunku swojego posłania.

          Czarodziejka odprowadziła go wzrokiem. Zauważyła, że Marcusa nie obchodziła sytuacja, jaka się wyklarowała. Zdawał się nie widzieć problemu w tym, że Viktor i jego ludzie towarzyszyli im w podróży do Sylvanii. Być może wierzył, że tak właśnie miało być albo zwyczajnie było mu to obojętne.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top