część 12

          Veronika była wstrząśnięta. Tego się nie spodziewała. Patrzyła na list, nie mogąc się ruszyć. Gdy zdołała nad sobą zapanować, pokręciła głową i spojrzała na Marcusa, powoli składając pergamin.

          – Nie czytałem – powiedział, przyglądając się jej z wyraźnym niepokojem.

          Uśmiechnęła się krzywo i ponownie pokręciła głową.

          – Coś zabawnego? – zapytał niepewnie.

          – Bardzo. – Drżącą dłonią podała mu list.

          Popatrzył na nią zdziwiony i zaczął czytać. Co chwilę zerkał na czarodziejkę. Ta powoli zsunęła z palca pierścionek zaręczynowy, po czym schowała go do kieszeni.

          – Przykro mi. – Hoefer oddał jej pergamin.

          Veronika zmięła go i wrzuciła do torby.

          – Kiedy ruszamy? – zapytała nienaturalnie spokojnym głosem, podnosząc się z krzesła. – Wy jeszcze jesteście ranni, tak?

          – Nie na tyle, by opóźniać wyjazd – stwierdził.

          – Dobrze, więc rano – zdecydowała czarodziejka. – Dzisiaj mam jeszcze parę spraw do załatwienia. I co z tymi najemnikami? Podejmij decyzję. Chcę dać im odpowiedź. Niech nie czekają, jeśli nie ma na co.

          – Teraz? – Bacznie jej się przyglądał.

          – Dzisiaj. Zatrzymali się poza miastem, więc chciałabym to załatwić przed zamknięciem bram.

          – Modlisz się do Ranalda? – zapytał.

          – Zdarza się – przyznała.

          Wyciągnął z kieszeni monetę.

          – Decyzje podejmuję samodzielnie – powiedziała, widząc, że mężczyzna chce zdać się na los.

          – Więc ją podejmij, bo ja nawet ich nie widziałem. – Z wyraźną ulgą schował szylinga.

          – Uważam, że potrzebujemy ochrony i ufam im na tyle, by skorzystać z ich usług.

          – Dobrze. – Skinął głową. – Wierzę, że masz największą rolę do odegrania w naszej misji i wierzę w ciebie oraz twoje decyzje – zadeklarował.

          – Dostrzegam pewien problem. Gdy Ulrych z Filipem dowiedzą się, że to oni stali za napaścią w zajeździe, może być kiepsko. Chyba będziesz musiał to z nimi załatwić. Możemy im o tym nie mówić albo przekonaj ich, żeby dali na wstrzymanie. Nie o to chodzi, żebyśmy mieli w grupie jakieś spięcia.

          – Powiem im – zdecydował po krótkim namyśle. – Będą musieli pamiętać o tym, że wszyscy mamy coś ważnego do zrobienia... Cieszę się, że cię widzę w tak dobrej formie.

          – Ja też się cieszę, że was widzę. Cieszę się, że Gertowi nic nie jest.

          Przez chwilę uważnie jej się przyglądał.

          – Nie będę histeryzować – powiedziała. – Jestem wściekła, ale nie mam teraz na to czasu. - Pokręciła głową i ruszyła do wyjścia, zabierając swoje rzeczy. – Muszę coś załatwić, więc przez jakiś czas nie będzie mnie w zajeździe.

          – Zaczekaj. – Zatrzymał ją przy drzwiach. – Dokąd idziesz?

          – Mam rzeczy tego czarnoksiężnika. Muszę je zabezpieczyć – wyjaśniła.

          – Nie możesz być sama. Nie zapominaj o tym, proszę. A potem?

          – Pojadę do nich – odparła.

          – Moglibyśmy wszyscy tam pojechać – zaproponował Marcus. – Jutro ruszylibyśmy stamtąd, chyba że miałabyś coś jeszcze do załatwienia w mieście.

          – Chciałam zrobić zakupy, ale w zasadzie to nie jest konieczne... Zbierajmy się – postanowiła. – Chociaż nie, coś muszę załatwić sama. – Nie mogła z nimi jechać do siedziby gildii, a zamierzała spotkać się z Angelą. – Myślę, że w dzień nic mi nie grozi, a to dyskretna sprawa, jak się domyślasz.

          – Nie wiem, o czym mówisz, ale to nieważne. Przyzwyczaiłem się do tego, że nie o wszystkim mnie informujesz.


          Veronika zajęła pokój i napisała listy do trzech różnych magów z Kolegium Cienia. Jeden z nich był zaadresowany do Patriarchy. W miarę możliwości zaszyfrowała wiadomość o zdradzie Casimira. Wskazała też, gdzie mają szukać szczegółów sprawy na wypadek, gdyby nie wróciła ze swojej misji. Dokładnie opisała zaistniała sytuację i tę notatkę postanowiła zostawić wraz z rzeczami zdrajcy w banku.

          Gdy skończyła, opuściła zajazd, zabierając ze sobą bagaże. Bez problemu znalazła posłańca, który miał zawieźć wiadomość do Altdorfu do jednego z magów. Potem pojechała do banku, a stamtąd do Angeli. Podziękowała jej za pomoc i poprosiła o przesłanie pozostałych listów. Zależało jej na tym, by wiadomości zawiozły na miejsce dwie zaufane osoby. Miały jechać oddzielnie.


          Po wszystkim wróciła do zajazdu. Hoefer i pozostali czekali na nią przed budynkiem gotowi do drogi. Bez słowa dosiedli wierzchowców i ruszyli w stronę bramy.


          Veronika czuła złość, która narastała z każdą chwilą. Napisane przez Gerta słowa natrętnie do niej wracały.

          – Miałem możliwość go powstrzymać, ale nie zdołałem. – Z zamyślenia wyrwał ją Filip. – Pierwszy raz mi się to zdarzyło.

          Dopiero wtedy zauważyła, że był przygnębiony.

          – Ważne, że żyjecie – powiedziała.

          – A teraz będziemy razem podróżować... – Pokręcił głową.

          – Jakby co, trucizna była sprawką zabójcy Helmuta – zaznaczyła.

          – Co za różnica? – zapytał.

          – Nie dostrzegasz? – Spojrzała na niego. – Ja nie będę wkładać ich do jednego worka, bo ci najemnicy uratowali mi życie. – Zaczynała zdawać sobie sprawę, że nie była obiektywna, ale nie zamierzała się do tego przyznawać.

          – Zabili naszego towarzysza, a nas zmasakrowali – wtrącił Ulrych.

          – Tylko jeden z nich – poprawił go Filip.

          – Uważasz, że to dobry pomysł? – Veronika zwróciła się do Marcusa.

          – Ty podjęłaś decyzję – odpowiedział.

          – Tak, podjęłam decyzję, ale nie chcę spięć. Gdyby do takowych doszło...

          – Wiemy, po co jedziemy – przerwał jej Ulrych – a po zakończeniu sprawy umowa przestanie obowiązywać i bogowie oddadzą nam sprawiedliwość.

          Czarodziejka miała poważne wątpliwości, czy to był dobry pomysł, ale doskonale wiedziała, że nie byliby w stanie znaleźć tak licznej, wprawnej w walce grupy gotowej udać się do Sylvanii.

          – Powinniśmy zwerbować kogoś, kto tam był – powiedziała do Hoefera.

          Ten skinął głową, zgadzając się z nią, że potrzebowali osoby z doświadczeniem na miejsce Helmuta.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top