część 56

          – Zostawię was teraz – oznajmiła, gdy opuścili budynek.

          – Weź powóz – zasugerował Gert. – Chyba że chcesz, żebym pojechał z tobą?

          – Nie, nie chcę – odmówiła. Nie czuła się zbyt pewnie w zaistniałej sytuacji, jednak wolała nie dopuścić do kolejnego spotkania narzeczonego z Angelą.


          Zanim wsiadła do karocy, upewniła się, że w środku nikogo nie ma. Podała adres domu księżnej gildii i kazała się tam zawieźć. Na miejscu poprosiła woźnicę, by na nią zaczekał.


          Drzwi otworzyła służąca. Veronika przywitała się z nią, przedstawiła i powiedziała, że ma pilną sprawę do pani Angerer. Służąca wpuściła ją do środka i wskazała miejsce, gdzie czarodziejka miała zaczekać.

          Po chwili na schodach pojawiła się Jednooka w szlafroku. Wyglądała na zaspaną, a jej fryzura pozostawiała wiele do życzenia.

          – Niech zgadnę – zaczęła – orki otoczyły miasto i żądają, żebyśmy się poddali.

          – Gorzej – powiedziała Veronika. – Dzień dobry.

          – Gorzej? W takim wypadku wybaczam, że mnie obudziłaś.

          – Przepraszam, że przychodzę o tej porze, ale nie mam wyjścia. Muszę zaraz wyjechać, a sprawa jest bardzo pilna.

          – Chodźmy do salonu – zaproponowała Jednooka, wskazując drogę.


          Gdy zamknęły za sobą drzwi, czarodziejka opowiedziała znajomej o szczegółach i ustaleniach Marcusa. Pominęła sprawę mistrza i poprosiła, by Angela zleciła poszukiwania mordercy.

          – Nawet jeśli go nie znajdziemy, to i tak kosztuje – zaznaczyła szefowa gildii. – I powiedz mi jeszcze, co mam z nim zrobić, gdy już go będziemy mieli?

          – Gdyby były dowody na to, że to zrobił i trafiłby przed sąd, to już oni by wykonali odpowiedni wyrok.

          – Znalezienie odpowiednich dowodów i naprowadzenie śledczych też wymaga pewnych zabiegów – stwierdziła księżna.

          – Zdaję sobie z tego sprawę.

          – Czasami to może kosztować więcej, niż pozbycie się kogoś – powiedziała Angela.

          – Gdyby to miało być bardziej skomplikowane, lepiej się go pozbyć – zdecydowała czarodziejka. – Ostatecznie chodzi o to samo.

          – W zasadzie tak.

          – Nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć, kim jest ten człowiek i dlaczego to zrobił.

          – Tego też można się dowiedzieć – zapewniła szefowa gildii. – Po starej znajomości pięćdziesiąt za odnalezienie go, drugie tyle za załatwienie sprawy. Nie będę tego komplikować. Czy coś jeszcze?

          – Nie, to chyba wszystko.

          Na prośbę znajomej czarodziejka opowiedziała jej o zwyczajach Helmuta.

          – Więc to mogło się zacząć już w zajeździe – wywnioskowała Jednooka. – Mógł tam nawiązać kontakt z kimś, kto go wyciągnął na zewnątrz.

          – O tym nie pomyślałam – przyznała Veronika. – Trzeba porozmawiać z barmanem... Jak tylko będę mogła, przyjadę dowiedzieć się, jak to wygląda – powiedziała, przekazując Angeli pieniądze. – Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłam i dziękuję za pomoc.

          – Interesy to interesy. – Nie czuła żalu, patrząc na sakiewki ze złotem.


          Gdy Veronika dotarła do zajazdu, w głównej izbie zastała Ulrycha i Filipa siedzących przy stole w towarzystwie krasnoluda. Gert opierał się plecami o bar.

          Czarodziejka podeszła do najemników i przywitała się z nimi.

          – Czy Helmut umawiał się z kimś, rozmawiał, czy może z kimś wychodził? – zapytała.

          – On nigdy z nikim nie gadał – powiedział Filip. – Rozmawiał z tobą kiedyś?

          – Nie – zaprzeczyła, po czym ruszyła w stronę schodów.

          Narzeczony dołączył do niej po drodze.

          – Marcusa jeszcze nie ma? – zwróciła się do niego.

          – Jest – odparł.

          – Jak to? Już? – zdziwiła się. – Załatwił pogrzeb?

          – Poszliśmy do świątyni. Tam poprosił, żeby zajęli się pochówkiem, zapłacił i to wszystko.

          – Więc możemy już jechać, tak?

          – Chyba tak. W sumie czekaliśmy na ciebie – powiedział Gert, otwierając drzwi do ich pokoju.

          – Ja jestem prawie gotowa. Mam tylko kilka rzeczy do spakowania.

          – Chciałbym z tobą porozmawiać przed wyjazdem – zaczął. – To może trochę potrwać.

          – Dobrze, tylko powiem Marcusowi, że wróciłam. – Zostawiła narzeczonego w izbie i wyszła.


          Hoefer zaprosił czarodziejkę do środka.

           – Będą go szukać. Jeśli go znajdą, spróbują się dowiedzieć, dlaczego to zrobił. Zostanie ukarany – poinformowała go.

          – To dobra wiadomość. Ile to kosztowało?

          – Sto sztuk złota.

          Marcus na chwilę zamknął oczy.

          – Naturalnie wszystko ci zwrócę – zadeklarował. – Część mogę już teraz.

          – Później, przy okazji.

          – Wieczorem w zajeździe – obiecał. – Muszę to jeszcze omówić z chłopakami. Niestety pewnie i tak nie będę miał całości, ale od razu zapłacę tyle, ile mogę.

          – Nie spieszy się – zapewniła go. – Nie myśl o tym na razie. Ja sobie poradzę.

          Veronice zależało na ewentualnej pomocy Hoefera bardziej niż na tych pieniądzach. Liczyła się z tym, że sama będzie musiała szukać zabójcy Mekela. W takiej sytuacji zdolności Marcusa mogłyby się okazać nieocenione.


          Gert stał przy oknie, gdy wróciła do ich pokoju.

          – Już jestem – powiedziała i zaczęła się pakować.

          – Możesz chwilę z tym zaczekać? – poprosił, więc odłożyła torbę. – Sprawa wydaje się być poważna. To może mieć związek...

          – Wiesz o czymś? – zapytała zaniepokojona.

          – Nie, ale mam takie przeczucie. Najpierw twój mistrz, teraz Helmut. To dwie osoby, które są z nami związane. Nie wierzę, że to przypadek.

          – Mekel z nami nie podróżował – zaznaczyła.

          – Podążał tą samą drogą.

          – Jak setki innych osób – wtrąciła.

          – W mieście są tysiące osób, a zginął właśnie Helmut.

          – Na razie wygląda to na przypadek – powiedziała, choć nie była o tym przekonana. – Niewiele mnie łączyło z Helmutem, a z Mekelem ostatnio nie miałam kontaktu.

          – Spotkałaś się z nim tuż przed jego śmiercią, a z Helmutem podróżowałaś.

          – Tak – potwierdziła – ale jeśli to miałoby mieć związek ze mną, to...

          – Twój mistrz się z tobą spotkał – przerwał jej. – Ktoś mógł go śledzić. Może czegoś od niego chciał. Zakładam, że nie tylko wbić mu nóż. Z pewnością istnieje wiele różnych powodów. Czegoś od niego chciał i może uważać, że ten Mekel przekazał to nam, a konkretnie tobie.

          – To dlaczego Helmut nie żyje? – zapytała.

          – Może był łatwym celem, bo był sam. Zabijając go, osłabił naszą grupę.

          – Ale ja też chodziłam sama, więc gdyby chodziło o mnie, chyba byłoby już po wszystkim – powiedziała.

          – Może nie nadarzyła się okazja. Może ktoś cały czas nas śledzi... Jak jutro zginie Filip, też będziesz wierzyła, że to przypadek? Morderca po prostu jest ostrożny.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top