część 5
Z zajazdu Veronika udała się prosto do domu Gerta. Zapukała i już zamierzała wejść, gdy narzeczony otworzył jej drzwi.
– Nareszcie – powiedział z ulgą. – Nic ci nie jest?
– Nie. Dlaczego miałoby mi coś być?
– Bo jeszcze go nie złapali. – Rozejrzał się, chwycił ją za rękę i wciągnął do środka.
– Mógłbyś dyskretnie wyjąć nóż ze studni, czy to niemożliwe? – zapytała ściszonym głosem, chociaż w pobliżu nikogo nie było.
– Możliwe, ale jak dyskretnie? Teraz?
– W zasadzie może być i niedyskretnie. To już nie ma znaczenia – stwierdziła.
– Trzeba tam wsadzić drabinę, ktoś tam musi wejść...
– Poproś kogoś, dobrze? Ja się potem zajmę tym przedmiotem. Trzeba z nim zrobić porządek raz na zawsze. Dasz mi jakiś młotek i rozwalę to na kawałki.
– Dobrze – zgodził się. – A na wszelki wypadek każę zabudować studnię.
– Po co?
– W razie czego będzie można załatwiać takie sprawy dyskretnie – wyjaśnił. – To będzie bardzo praktyczne.
– Jak skończę, chciałabym z tobą porozmawiać.
– Świetnie. Czekałem na to – powiedział, niczego nie podejrzewając.
Gdy Gert wyszedł na zewnątrz, udała się do sypialni, by spakować wszystkie swoje rzeczy. Po tym zajrzała do kuchni, gdzie Nellie zajmowała się gotowaniem.
– Dzień dobry – przywitała się z nią czarodziejka.
– Dzień dobry – odpowiedziała dziewczyna. – Na kolację będzie...
– Nie będzie mnie dzisiaj na kolacji – przerwała jej Veronika. – Zmieniłaś zdanie i nie wracasz już do zajazdu?
– Gert ci nie mówił? Zaproponował mi pracę. Chce, żebym zajęła się waszym domem. Obiecał, że dobrze sprzeda zajazd.
– Tak? – Czarodziejka była trochę zaskoczona tymi informacjami.
– Yhm, jednak nie wiem, czy długo tu zostanę – powiedziała Nellie.
– Chyba ci się poszczęściło. Gert to fajny facet. – Uważnie obserwowała swoją rozmówczynię.
– Tak, ale ja nie wiem, czy ta praca to jest to, co bym chciała w życiu robić. Na pewno nie jest gorsza od tego, co było.
– Tu jest chyba znacznie lepiej. On cię nie będzie traktował jak służącą. Ładny dom, miasto...
– Tam byłam szefową – zaznaczyła.
– Może i tu będziesz. Nie masz męża, prawda? – zapytała Veronika.
– Nie. – Energicznie pokręciła głową. – Jak się znajdzie odpowiedni, to będę miała. Jak nie, to nie.
– Podoba ci się Gert?
– To fajny facet – odparła bez zastanowienia. – Przecież wiesz.
– Zgadza się.
– Myślę, że każdej dziewczynie by się spodobał – ciągnęła. – Może z wyjątkami... Niektóre pewnie wolą mieszkać w pałacu. Skąd to pytanie?
– Zwykła ciekawość – odparła czarodziejka.
– Dziwne. To twój narzeczony i pytasz mnie, czy mi się podoba... – zamilkła na moment. – Nas nic nie łączy – zadeklarowała trochę przestraszona.
– Dlaczego? – zapytała Veronika, co wprawiło jej rozmówczynię w osłupienie.
– Przysięgam...
– Rozumiem. A gdyby był wolny?
– Ale nie jest. – Dziewczyna była wyraźnie zdenerwowana. – Nie mam pojęcia. Nie za bardzo wiem, o co chodzi w tej rozmowie – przyznała.
– Nie przejmuj się – uspokoiła ją czarodziejka. – Nie ma tu podtekstów.
– To strasznie dziwna rozmowa. – Odetchnęła z ulgą, jednak jej spojrzenie zdradzało niepewność.
– Przepraszam, może nie powinnam pytać. Zresztą i tak znałam odpowiedź, więc...
– Aż mi się gorąco zrobiło – powiedziała Nellie i szerzej otworzyła okno.
– Veroniko! – doszło je wołanie gdzieś z góry.
– Jestem w kuchni! – odpowiedziała kobieta.
Po chwili w drzwiach stanął Gert.
– Masz? – zapytała go narzeczona.
– Mam. – Pokazał coś owiniętego materiałem.
Położył to na progu i popatrzył na nią pytająco. Skinęła głową, więc z siłą przydepnął zawiniątko nogą.
– Cholernie twarde – stwierdził.
Veronika sięgnęła po tłuczek, który wisiał na ścianie. Zdjęła go i podeszła do noża, więc Gert odsunął się o krok. Zamachnęła się i uderzyła. Po pierwszym razie pękł, po kolejnych rozpadł się na kawałki. Był już bezużyteczny i nie do naprawienia.
– Może to spalmy – zaproponował.
– Nie wiem, czy będzie się palić, ale można spróbować – zgodziła się.
– Zaraz zobaczymy – powiedział, wrzucając go do pieca.
Oboje przez chwilę obserwowali, co dzieje się z bronią.
– Dzisiaj wyjeżdżam – powiedziała kobieta, patrząc w ogień.
Gert wyprostował się i zwrócił w jej stronę.
– Dokąd? – zapytał nieco zmienionym głosem.
– Mam coś do załatwienia – odparła.
– O tym chciałaś ze mną rozmawiać?
– Tak – potwierdziła – między innymi.
– Może pójdziemy do salonu? – zaproponował.
– To dobry pomysł.
– Napijesz się czegoś? – zapytał, gdy dotarli na miejsce. Był niezwykle spięty.
– Wina.
Podszedł do barku i nalał do dwóch kieliszków. Gdy podał jej jeden, podziękowała i usiadła na fotelu. Powtarzała sobie, że nie może zmienić zdania. Wierzyła, że to jedyna właściwa decyzja. Powinna była ją podjąć znacznie wcześniej.
Gert duszkiem wypił wino, po czym sobie dolał i zajął miejsce naprzeciwko narzeczonej.
– Tak jak już mówiłam, dzisiaj wyjeżdżam – przeszła do sedna.
– Z twoich słów wnioskuję, że nie chcesz, bym ci towarzyszył.
– Zgadza się – potwierdziła.
– A gdybym nalegał? – zapytał, wpatrując się w nią.
– To bez sensu.
– Yhm... – Spojrzał w kieliszek. – No dobrze... – powiedział po chwili. – A ta druga sprawa?
– Chciałam ci podziękować za wszystko. Za pomoc...
– Nie ma za co – przerwał jej.
– Dużo przeszedłeś, ryzykowałeś...
– Ty też – znów wszedł jej w słowo.
– Tak, ale to była moja sprawa, a nie twoja – powiedziała.
– Ależ oczywiście, że była moja. Jak najbardziej, skoro ty byłaś w to zamieszana.
– No tak, ale tak nie powinno być. Nie powinnam nikogo mieszać w swoje sprawy... – zamilkła na moment. – Już nie będę tego robić.
– Nic się nie stało. Najważniejsze, że jesteśmy cali i zdrowi – stwierdził.
– Cieszę się, że tak myślisz. – Wymusiła uśmiech.
– Bez względu na to, czy bylibyśmy razem, czy nie, te wampiry i tak by się tu zjawiły, a tak może ten uczynek w przyszłości jakoś zaowocuje. Wiesz, przechyli szalę. Myślę, że w sumie całkiem nieźle nam poszło, chociaż niepotrzebnie w pewnym momencie poniosły nas emocje. Sądzę, że z czasem się dotrzemy.
– Raczej nie.
– Wiem, ty zawsze byłaś pesymistką, ale ja...
– Nie będziemy mieli okazji – przerwała jego wywód.
– Jak już mówiłem, ja zawsze jestem dobrej myśli. – Zdawał się jej nie słuchać. – Było za dużo chętnych do dowodzenia, za dużo różnych opcji. Estela, Alex, w końcu ty, ja, krasnolud ze swoimi pomysłami rozwalania ścian stodoły. Każdy chciał pomóc, coś wnieść, ale to okazało się błędem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top