część 47
W końcu na schodach pojawiło się kilku oprychów, którzy nieśli Gerta, trzymając go za nogi i ręce. Szarpał się, próbując się uwolnić, ale mimo to wyciągnęli go na zewnątrz.
Veronika obserwowała tę scenę w osłupieniu.
– Całkiem, całkiem – skwitowała Greta.
– Ja go znam – przyznała czarodziejka, powoli przenosząc wzrok na znajomych.
Nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej tak się wstydziła.
– Ja też chyba gdzieś go widziałem – odezwał się Klaus.
– Przyjechał ze mną – wyjaśniła Veronika.
– To twój ochroniarz? – zapytał.
– Mój narzeczony – wyznała, co wywołało niekontrolowany wybuch śmiechu jej kompanów.
Kobieta napiła się wódki i głęboko odetchnęła. Dla niej to nie było zabawne.
– Chyba powinniśmy coś zrobić – zasugerował Klaus, gdy nieco się opanowali.
Przed karczmą nikogo nie było.
– Przestań wierzgać, gnoju! Zaraz cię wykastrujemy! – usłyszeli groźby z boku budynku. – Najpierw połamiemy ci łapy za to, że pchnąłeś Gretę.
– Zapłacę! – próbował ratować się Gert.
– Jasne, zapłacisz nam za drugą rękę. – Rozległ się śmiech kilku mężczyzn. – Najpierw na ciebie naleję...
Veronika i jej znajomi weszli w zaułek. Unieruchomiony przez oprawców Gert leżał rozciągnięty na ziemi. Jeden z oprychów stał nad nim i właśnie rozpinał rozporek.
– Panowie, możemy przerwać? – zaczęła czarodziejka.
– Dajcie spokój, chłopaki – odezwał się Klaus. – My go znamy.
– To macie kłopot – rzucił jeden z drabów. – Pchnął moją koleżankę. Skoro jest waszym kumplem, też oberwiecie.
– To też jest nasza koleżanka – zaznaczyła Veronika.
– A to mnie nie obchodzi – mruknął.
– Co ty nie powiesz – zirytowała się czarodziejka. – Ode mnie też dostaniesz – zwróciła się do narzeczonego.
– W takim wypadku zapraszamy do nas – powiedział mężczyzna.
– Myślę, że powinniśmy to przedyskutować – zasugerował strażnik. – Pracujemy w jednym miejscu i nie powinniśmy tworzyć zbędnych napięć.
– My lubimy napięcia – usłyszał w odpowiedzi. – Lubimy je rozwiązywać.
– Chyba rozładowywać – poprawiła go Greta.
– Nie bądź taka mądra, bo na zawsze oszpecę ci buźkę – zagroził oprych, patrząc na nią złowrogo.
W pobliżu zaczęli gromadzić się ludzie ciekawi dalszych zdarzeń.
– Panie mogą zamknąć oczy – powiedział ten, który rozpinał spodnie.
– Zostawcie go, bo będziecie mieli ze mną do czynienia! – od strony ulicy doszedł ich stanowczy głos kobiety.
Veronika odwróciła się i zobaczyła karocę, z której właśnie wysiadała Jednooka Angela.
– Wybacz, szefowa – odezwał się jeden z oprawców. – Nic mu nie jest. – Przyjacielsko poklepał swoją ofiarę. – To tylko nieporozumienie.
Gert wstał z ziemi, otrzepał swój płaszcz i niepewnie ruszył w stronę narzeczonej.
– Pójdę do pokoju – bąknął, mijając ją.
– Bardzo dobrze – warknęła.
Gdyby potrafiła zabijać wzrokiem, byłby martwy. Nigdy wcześniej nie była na niego tak wściekła.
– Miło było wszystkich poznać – rzucił do zebranych i machnął ręką.
– Chwileczkę – zatrzymała go Angela. – Coś nam się chyba należy za uratowanie tego i owego.
– Jasne – zgodził się, po czym sięgnął po pieniądze i zaczął liczyć.
– Na pewno wystarczy – stwierdziła Jednooka i wyjęła mu z ręki sakiewkę.
– Jestem pewien. – Posłał jej wymuszony uśmiech.
– Mnie również było miło – pożegnała go kobieta.
– Zapraszamy następnym razem! – krzyknęła za nim Greta.
– Nie mów tak, bo przyjdzie – upomniała ją czarodziejka.
– Dobrze wyglądasz – Angela zwróciła się do Veroniki, podchodząc do niej.
– Dziękuję – odparła. – I dziękuję za pomoc.
Kobiety uścisnęły sobie dłonie na powitanie.
– Na pewno byście sobie poradzili. – Uśmiechnęła się. – Co słychać?
– Dziś przyjechałam. Zamierzałam cię jutro odwiedzić.
– To się nie godzi. Mam być ostatnia? – zapytała Jednooka. – Kiedy konkretnie mam się ciebie spodziewać?
– Może około południa – zaproponowała Veronika.
– Lepiej byłoby po południu. O piątej tam, gdzie zwykle – zdecydowała Angela po chwili namysłu. – W południe to ja zazwyczaj śpię – dodała. – Nie rozrabiać mi tu – powiedziała do swoich podwładnych, po czym wróciła do powozu i odjechała.
– No to się popisał ten twój narzeczony – stwierdziła Greta.
– Jak cholera. – Na twarzy czarodziejki pojawił się grymas niezadowolenia. – Muszę się napić. Chodźcie – zaproponowała.
Veronika wróciła do zajazdu nad ranem. Po cichu weszła do izby, rozebrała się i położyła obok Gerta. Gdy ją objął, gwałtownie odrzuciła jego rękę.
– Pozwól mi – wyszeptał.
– Precz – warknęła.
– Pozwól mi się zrehabilitować – poprosił.
– Mam cię gdzieś.
Jego ręka znów jej sięgnęła, a ona ponownie ją odepchnęła.
– Na zgodę... – wymruczał jej do ucha. – Przecież prędzej czy później musimy się pogodzić.
– Nic nie musimy. – Usiadła i spojrzała na niego. – Nie dość, że narobiłeś mi wstydu, to jeszcze zepsułeś mi wieczór.
– Po prostu byłem ciekaw...
– Jeśli byłeś ciekaw, trzeba było iść ze mną – przerwała mu. – Zaprosiłam cię.
– Wtedy zachowywałabyś się inaczej.
– Przesadziłeś. Myślisz, że dobrze się bawię, widząc typa w kapturze? Nie wiedziałam, czy to nie ten morderca i czy tym razem nie przyszedł po mnie. A poza tym narobiłeś mi wstydu – wyrzuciła mu ponownie. – I kiepsko byś skończył, gdybyśmy nie wyszli.
– Najwyżej by mnie poturbowali. – Wzruszył ramionami. – Trzeba było się nie wtrącać. Panowałem nad sytuacją.
– I to jak panowałeś! – uniosła się. – Właśnie ktoś miał cię olać.
– Od tego się nie umiera – odparł lekko.
– Zapamiętam na drugi raz. – Skrzywiła się z obrzydzeniem i położyła się tyłem do narzeczonego.
– Więcej tego nie zrobię – obiecał. – Muszę przyznać, że zachowywałaś się poprawnie. Uspokoiłem już swoją zazdrość i więcej tego nie zrobię. Nigdy, przenigdy... Śpisz? – zapytał, ponieważ się nie odzywała.
– Próbuję – warknęła.
– Więc słyszałaś, co mówiłem?
– Tak – potwierdziła – słyszę, że coś tam gadasz.
– Wierzysz mi?
– Teraz to nie ma znaczenia, Gert. Jestem na ciebie wściekła.
– Wiem – powiedział z westchnieniem. – Dlatego chciałem coś z tym zrobić.
– Wybacz, ale nie zamierzam sprawiać ci teraz przyjemności.
– A sobie? – zapytał nieśmiało.
– Sobie jak najbardziej. Będę spała.
– A tak, pewnie jesteś zmęczona... Plecy masz odkryte. Poprawię koc. – Delikatnie ją okrył. – Śpij dobrze, kochanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top