część 35
Przeszukując ciało i bagaż, czarodziejka nie znalazła żadnych magicznych przedmiotów. W torbie była księga z zaklęciami, sakiewka z dwudziestoma sztukami złota, kilkoma srebrnikami i miedziakami, ubrania, dokumenty na inne nazwisko, krótki sztylet, według Gerta idealny do ataku od tyłu, flet, przybory do golenia, skórzane rękawice oraz dwie skrzyneczki, a w nich maści.
W końcu sięgnęła po nóż, którym został zabity Mekel. Był długi o wąskim ostrzu. Kobieta dostrzegła na nim symbole Cienia, co wskazywało na to, że należał do jednego z magów z jej Kolegium. Nie przypominała sobie, by widziała wcześniej tę broń.
– Zawodowiec – stwierdził Gert, stając obok narzeczonej. – To nóż zabójcy – dodał szeptem.
– Z pewnością nie szewca – odparła.
– Szewc używa takiego krótkiego, z szerokim ostrzem i zaokrąglonym... – przerwał, gdy spojrzała na niego krytycznym wzrokiem.
Ulrych i Filip, używając swojej broni i rąk, wykopywali grób. Bez odpowiednich narzędzi praca ta była ciężka i czasochłonna.
Veronika wytarła nóż i zawinęła go w płótno. Nie mogła pojąć tego, co się stało. Magowie z jej Kolegium byli przecież wobec siebie wyjątkowo lojalni. Najprawdopodobniej doszło do zdrady, chociaż istniało jeszcze jedno wytłumaczenie. Gdyby jej mistrz złamał zasady, mogłaby go spotkać taka kara.
Postanowiła jeszcze raz przejrzeć jego rzeczy. Tym razem szukała zakazanych symboli. Dokładnie sprawdziła jego ubrania, jednak nie znalazła niczego podejrzanego. Na ciele miał tatuaże świadczące o przynależności do Kolegium Cienia, a na szyi na łańcuszku srebrny symbol Sigmara.
Gdy tylko skończyła, Marcus, który najwyraźniej na to czekał, zbliżył się do zwłok i zaczął się modlić.
– Nie podoba mi się to – Veronika powiedziała szeptem do narzeczonego.
– Nie dziwię się.
– Sama miałam ochotę coś mu zrobić po naszym ostatnim spotkaniu w Streissen – przyznała – ale bez przesady. Nie rozumiem, jak mogło do tego dojść.
Gert rozejrzał się.
– Co w nim takiego nadzwyczajnego? – zapytał cicho.
– To czarodziej. Z pewnością był czujny.
– Ktoś go jednak zaskoczył.
– Owszem. – Spojrzała w stronę zwłok. – Chyba nie chcę wiedzieć kto i dlaczego... Na tym zakończmy tę rozmowę.
– Może jednak powinnaś się tym zainteresować? – zasugerował.
– Może powinnam – przyznała niechętnie i wtedy uświadomiła sobie, że nie wzięła pod uwagę jeszcze jednej ewentualności.
Tej zbrodni mógł się dopuścić ktoś z zewnątrz. Ktoś, kto chciał rzucić podejrzenie na jednego z nich, bo zależało mu na niepokoju w Kolegium. Tak, z pewnością takich było wielu.
Veronika cieszyła się, że pod jej drzwiami w zajeździe stał wartownik. Całą noc była w izbie i w razie czego miała alibi. Szkoda, że w tym czasie nie było z nią Gerta.
– Odpocznij – zaproponowała narzeczonemu. – Wygląda na to, że trochę tu zostaniemy. Pójdę jeszcze raz obejrzeć ślady, a ty się prześpij.
– Z przyjemnością – odparł i już po chwili rozkładał na trawie koc.
Czarodziejka udała się w miejsce, gdzie znaleźli Mekela. Zastanawiała się, czy to w ogóle możliwe, by ktoś z jej Kolegium po dokonaniu takiej zbrodni zostawił swój nóż w ciele ofiary. To byłoby wielce nieroztropne. Doszła też do wniosku, że zabójcą musiał być ktoś, kogo znał jej mistrz. Obcemu najprawdopodobniej nie dałby się tak podejść.
Żadnych śladów nie znalazła, więc ruszyła z powrotem. Postanowiła przejrzeć księgę Mekela. Liczyła na to, że może tam znajdzie coś, co naprowadzi ją na jakiś trop. To, nad czym aktualnie pracował, mogło mieć związek z jego śmiercią.
– Długo jeszcze? – zapytał ją Helmut stojący przy drodze. – Jakieś wozy zbliżają się od strony Averheim.
– Jeszcze kopią – powiedziała, nie zatrzymując się. – Nie wiem, ile to potrwa.
Gdy tylko otworzyła księgę, karty zaczęły się spopielać. Czym prędzej ją zamknęła, by nie uległy całkowitemu zniszczeniu. Niestety nie potrafiła ominąć tego magicznego zabezpieczenia.
W okładce znalazła ukryte dokumenty jakiegoś Klausa i list do Johana z Hergig bez dokładnego adresu.
Złamała pieczęć i przeczytała go:
Drogi Johanie,
Myślę, że sprawy, o których rozmawialiśmy mogą zacząć toczyć się własnym rytmem. Nic nie stoi na przeszkodzie. O wynikach informuj mnie regularnie. Sprawa wymaga cierpliwości i delikatności.
Powodzenia.
Treść listu nic nie mówiła Veronice, więc ponownie przeszukała rzeczy. Wyglądało na to, że niczego nie przeoczyła, bo i tym razem nic nie znalazła.
Gdy skończyła, przyłączyła się do najemników kopiących grób.
– Chyba gotowe – stwierdził w końcu Ulrych, prostując się.
Hoefer zerknął na przygotowane miejsce i skinął głową na potwierdzenie.
Filip sięgnął po swój koc i rozłożył go na ziemi. Wraz z Ulrychem położyli na nim zwłoki, zawinęli je i obwiązali liną. Potem przenieśli je do grobu.
Kobieta obserwowała to z boku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Choć skrzętnie to ukrywała, była naprawdę wstrząśnięta. Przeszło jej przez myśl, że i ona pewnie tak skończy. Dobrze będzie, jeśli znajdzie się ktoś, kto ją pochowa.
Gdy wozy kupieckie były w pobliżu, przerwali zakopywanie ciała. Na szczęście karawana nie zatrzymała się i bez przeszkód mogli zakończyć pracę.
Po wszystkim Marcus zmówił modlitwę, prosząc Morra, by przyjął zmarłego do swoich ogrodów.
– Cholerne czasy. Nie można człowieka pochować z właściwymi honorami – przerwał milczenie Ulrych, gdy przy rzece zmywali z siebie ziemię.
– I tak miał szczęście – odparł Filip, jakby czytając w myślach Veroniki. – Ciekawe, jak my skończymy... W Sylvanii.
– Wypluj te słowa – warknął Ulrych. – Nie zamierzam tam zostawać na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top