część 25
Po zakończeniu rozmowy czarodziejka udała się do swojego apartamentu. Drzwi były zamknięte, więc zapukała.
– Kto tam? – usłyszała głos Gerta.
– To ja – odpowiedziała.
– Już? – zapytał zdziwiony. – Idę.
Gdy jej otworzył, w środku zobaczyła jeszcze więcej kwiatów.
– Chyba kogoś poniosło – stwierdziła, rozglądając się.
– To był mój pomysł – przyznał z dumą i zabrał od niej pakunki.
– Fantastyczny. – Uśmiechnęła się.
Po tym jak odłożył zakupy na fotelu, wrócił do Veroniki i klęknął przed nią.
– Żyć bez ciebie nie mogę, miłuję cię nade wszystko – zaczął. – Pójdę z tobą wszędzie i zrobię, co każesz, tylko zostań moją żoną. – Sięgnął do kieszeni po aksamitną chusteczkę. Rozwinął ją i wyjął z niej złoty pierścionek.
Kobieta wyciągnęła rękę w jego stronę, by mógł jej go założyć.
– To znaczy tak – powiedziała, dostrzegając niepewność w jego spojrzeniu.
Wyraźnie uradowany Gert wstał i namiętnie pocałował swoją narzeczoną.
– Ślub o piątej – oznajmił podekscytowany. – Potem wrócimy tutaj. Kolacja, wino. Muzyki i tańców nie będzie. Kazałem wymienić pościel na jedwabną. Przyniosą też więcej świec. Będziemy musieli uważać, żeby nie spalić zajazdu. – Uśmiechnął się.
– Ja też mam dla ciebie nowinę.
– Będziemy mieli dziecko? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Proszę cię, bądź poważny – upomniała go. – Na mieście spotkałam krasnoluda, który według wizji Marcusa ma nas zaprowadzić do celu. Wkrótce wypływa...
– Słucham? – przerwał jej zaniepokojony – Dokąd?
– Do Averheim.
– Nie może! Gdzie on jest? – zapytał zdenerwowany.
– Myślę, że już na statku – powiedziała. – Spokojnie, dogonimy go. Marcus poszedł teraz do niego, żeby się z nim umówić na miejscu.
– A on zmierza do Sylvanii, tak?
– Pewnie tak – odparła bez przekonania. – Chyba jest oddany walce z wampirami.
– Super – mruknął. – Brakowało nam fanatyka.
– Powinniśmy z nim płynąć, ale biorąc pod uwagę te kwiaty na korytarzu, po prostu nie prześpimy którejś nocy po drodze. Nie możemy tego zawalić, to bardzo ważne – zaznaczyła. – Chyba rozumiesz?
– Nie zmienię godziny ślubu, ale mogę zatrzymać statek. Czuję się na siłach to zrobić. – Patrzył na nią z determinacją.
– Gert, uspokój się. Nie odwołuję ślubu – zapewniła go.
– Na pewno?
– Niczego nie odwołuję – powtórzyła – ale nie wiem, co jeszcze się wydarzy.
– Jak to nie wiesz, co się wydarzy? To już niedługo. Co ma się wydarzyć? Trzeba się dowiedzieć, czy mają tu jakieś lochy. Powinienem cię zamknąć.
– Nie możesz, bo muszę się przygotować. Gdzie się spotkamy? – zapytała.
– To znaczy? – Popatrzył na nią w skupieniu. – O nie, nic z tego. – Pokręcił głową.
– Miałeś mnie nie oglądać przed ślubem – przypomniała.
– Możesz mi przewiązać oczy – zaproponował. – To powinno wystarczyć. Nie chcę, żebyś jechała przede mną albo za mną. Nie zgadzam się na drugi powóz. Zaraz by gdzieś skręcił... To tylko przesądy. Nic się nie stanie. Poza tym możesz na wierzch narzucić płaszcz.
– Chyba troszeczkę przesadzasz – stwierdziła.
– Ja przesadzam? Wcale nie przesadzam. Po prostu dmucham na zimne. – Pocałował ją i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Obiad. Pójdę powiedzieć, że mogą już podawać.
– Zjemy na dole? – zapytała.
– Nie, tutaj będzie przyjemniej. To zły pomysł? Jak chcesz możemy zjeść na dole, ale nie spuszczę cię z oczu.
– Tu będzie dobrze – zdecydowała.
– I tak zaraz postawię pod drzwiami Filipa i Helmuta – zażartował, po czym wyszedł.
Veronika przeszła do sypialni i rozpakowała zakupy. Jeszcze raz dokładnie obejrzała suknię i dodatki. Potem przykryła wszystko, by narzeczony nie zobaczył tych rzeczy przed ślubem.
– Pójdę się przygotować – powiedziała po obiedzie.
– Chyba na to za wcześnie. Jest jeszcze sporo czasu – stwierdził Gert. – Myślałem, że trochę posiedzimy... Jak to zrobimy? – zapytał.
– Pojedziemy osobno. Ty pierwszy. Zaczekasz na mnie na miejscu.
– Dobrze – zgodził się – ale masz wyjść zaraz po mnie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Powinieneś być tam znacznie wcześniej, by trochę się podenerwować – zażartowała.
– Już się denerwuję – zapewnił ją. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
By nie przeszkadzać narzeczonej, Gert poszedł do apartamentu Marcusa. Gdy kobieta została sama, od razu zabrała się za przygotowania.
Skończyła przed czasem i stanęła przy oknie. Przez chwilę obserwowała, jak pracownicy zajazdu wnoszą do środka jakieś skrzynki. Potem wyjęła ze swojej torby pergamin z nowym zaklęciem i zaczęła się uczyć.
Przerwało jej pukanie do drzwi.
– Kto tam? – zapytała.
– Twój narzeczony, Gert – usłyszała w odpowiedzi. – Idę na dół. Powozy już czekają.
– Świetnie.
– Powinnaś zaraz wyjść. Jeśli się nie zjawisz, zdążę jeszcze po ciebie przyjechać i cię zabrać – powiedział.
– Dlaczego miałbyś tu przyjeżdżać i mnie zabierać? Myślisz, że sama nie trafię? – zapytała, podchodząc do drzwi. – Nie obawiaj się, kochanie. Znam w Streissen każdy zakamarek – zapewniła go.
– Faktycznie... Tak czy inaczej, idę powiedzieć kapłanowi, który na nas czeka, że ślub się odbędzie... A, podałem twoje imię i nazwisko.
– To niedobrze – stwierdziła.
– Chyba musi wiedzieć, komu udziela ślubu.
– Lepiej by było, żeby nie wiedział – mruknęła pod nosem. – Czy to wysokiej rangi kapłan? – zapytała głośniej.
– Nie, ale może znać twoich rodziców.
– Mam nadzieję, że nie zna, bo jeśli dowiedzą się, że brałam tu ślub... – Zdenerwowała się.
– Uspokój się. Żartuję – powiedział Gert – ale zapewniam cię, że wszyscy się dowiedzą, jeśli mnie wystawisz. Idę.
– Nie szantażuj mnie, bo tego nie lubię – rzuciła.
– Idę – powtórzył, po czym doszedł ją odgłos oddalających się kroków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top