część 22

          – Mówisz, że da się z tego żyć? – zapytał w końcu ojciec.

          – Tak, całkiem nieźle – przyznała.

          – Niektórzy magowie cieszą się szacunkiem i dobrą reputacją. – Starał się znaleźć pozytywy.

          – To bardzo wykształceni ludzie. Zasługują na szacunek – powiedziała czarodziejka.

          – Chyba nie wszyscy, bo różne rzeczy opowiadają.

          – Zapewniam cię, że wszyscy z Kolegiów. Przez te kilka lat zdążyłam się zorientować w temacie.

          – Młoda jesteś, na pewno jeszcze nie we wszystko cię wtajemniczyli – stwierdził.

          – Z pewnością wiem więcej od ludzi, którzy rozsiewają plotki.

          – Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Więc wkrótce ślub, tak? – zmienił temat. – Na pewno nie chcesz zostać?

          – Nie, być może jeszcze dziś wieczorem opuszczę miasto – odmówiła po raz kolejny, starając się ukryć rozczarowanie. Łudziła się, że rodzice będą z niej dumni, a odniosła wrażenie, że znów było zupełnie inaczej.

          – Gdybyś chciała zostać nawet na jeden dzień, to nie ma problemu – zapewnił ją.

          – Nie tym razem, bo mam jeszcze coś do załatwienia, ale skoro jest, jak jest, to przy następnej okazji tak zaplanuję podróż, bym mogła zostać trochę dłużej. – Uśmiechnęła się lekko.

          – Jak to „skoro jest, jak jest"? Jesteśmy twoimi rodzicami. Przecież nie mogłaś mieć o nas aż tak złego zdania. Na jakiej podstawie? W końcu sama powiedziałaś, że jesteś dorosła i przemyślałaś wiele rzeczy, więc...

          – Owszem – przerwała ojcu – ale wy też mogliście to przemyśleć i stwierdzić, że po takim numerze, jaki wywinęłam, nie chcecie mnie więcej widzieć. Nie mogłam mieć pewności, jak zareagujecie na mój widok. Przecież to oczywiste.

          – Kiedy przyjechałaś? – zapytał ojciec, ucinając kolejny temat.

          – Dzisiaj o świcie.

          – Może chcesz się przejść po okolicy? Kilku twoich znajomych jeszcze tu mieszka. W domu pewnie byśmy się zanudzili, dlatego proponuję ci spacer po mieście... Bez matki – dodał – ona niechętnie wychodzi.

          – Ja też wolałabym zostać – przyznała Veronika, po czym zaczęła wypytywać, co słychać u przyjaciół ojca.

          Ten temat okazał się dużo łatwiejszy.


          – Powinnam już iść – stwierdziła czarodziejka, gdy zbliżało się południe.

          – Wpadniesz jeszcze, gdy już załatwisz swoje sprawy? Może na obiad albo kolację? – zapytał ją ojciec.

          – Na kolację na pewno nie, a co do obiadu, postaram się, ale nie obiecuję.

          – Ale przed wyjazdem jeszcze do nas zajrzysz? – odezwała się matka.

          – Nie wiem, czy dam radę, ale zajrzę do was w drodze powrotnej. Pewnie nie wcześniej niż za kilka tygodni.

          – Do Averheim przecież jest blisko – powiedział zdziwiony ojciec.

          – Averheim to tylko przystanek. Cel, jak sądzę, jest dalej – wyjaśniła Veronika. – Zresztą z podróżami zawsze tak bywa. Gdy mają być krótkie, trwają długo i na odwrót, więc trudno cokolwiek zaplanować.

          – Mnie na szczęście zawsze jakoś udaje się zaplanować podróż. Zazwyczaj nie wybieram się daleko, więc może dlatego. – Uśmiechnął się.

          – Ja już zwiedziłam prawie całe Imperium. Ostatnio byłam w Talabheim, Hergig, a wcześniej ze swoim mistrzem podróżowaliśmy prawie przez rok bez przerwy.

          – Rok z mistrzem? Przekaż mu moje wyrazy szacunku – poprosił. – Może zaproś go tu kiedyś.

          – Jest bardzo zajęty. Nie sądzę, aby skorzystał. Mamy ręce pełne roboty, mało czasu na prywatne sprawy.

          – To czym ty się właściwie zajmujesz? – zapytał.

          – Ogólnie rzecz ujmując, to walką z Chaosem – odparła czarodziejka.

          – Co?! Jesteś magiem bitewnym? – nie dowierzał.

          – Nie – zaprzeczyła – poza tym nie ma żadnej wojny. Gdyby była, pewnie wzięłabym w niej udział, ale przecież Chaos i kultyści są wszędzie nawet w czasie pokoju. Chyba słyszeliście o tym w świątyni?

          – Ale od tego są łowcy czarownic – powiedział. – Czarodzieje zajmują się magią.

          – Zgadza się – potwierdziła – zajmujemy się magią I przy jej użyciu walczymy z wrogami Imperium.

          – Niektórzy mówią, że ta cała magia to Chaos – mruknął.

          – Czarodziej najlepiej wie, jak pokonać czarnoksiężnika – tłumaczyła, ignorując jego ostatnią wypowiedź.

          – Czarnoksiężnika? Szukasz czarnoksiężnika?! – uniósł się. – To przeklęci ludzie. Nawet zbliżanie się do kogoś takiego jest niebezpieczne, nie wspominając już o ich plugawych sztuczkach. – Pokręcił głową i spojrzał na córkę. – Przecież to ryzykowne.

          – Jak każda walka – skwitowała. – Ta przynajmniej jest w słusznej sprawie.

          – Dlaczego oni przyjęli kobietę do tego Kolegium? – Nie mógł tego zrozumieć. – Przecież, jeśli jest tak, jak mówisz, to wymaga jakiegoś...

          – Czego? – przerwała mu. – Chyba nie miecza dwuręcznego?

          – Nie wiem. Kogoś mniej wrażliwego niż kobieta. Mężczyzny.

          – Nie martw się. Świetnie sobie radzę – zapewniła go Veronika.

          – Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Słyszałaś to kiedyś? – zapytał poruszony.

          – Każdy musi jakoś umrzeć – odparła spokojnie. – To chyba nie jest najgorsza z opcji. Myślę, że lepiej tak, niż przez przypadek w ciemnym zaułku. Ja jestem bardzo zadowolona z tego, co robię. Jestem z tego dumna.

          – Mogą z ciebie zrobić kalekę – wyraził kolejną obawę.

          – To może się zdarzyć każdemu i wszędzie – powiedziała z westchnieniem.

          – Nie w przytulnym pałacyku. – Spojrzał na nią wymownie.

          – Jest jeszcze kwestia jakości życia. Nie zamieniłabym takiego na przytulny pałacyk. Przecież wiecie.

          – A co jest złego w pałacu?! – zapytał nieco podniesionym głosem.

          – Szczerze?

          – Nie jestem pewna – prawie szeptem odezwała się matka.

          – Myślę, że w pałacu może zrobić się bardzo nudno, a w mojej pracy mi to nie grozi – Veronika zwróciła się do ojca. – Przy okazji jest bardzo pożyteczna...

          – W takim pałacu jest zawsze dużo pracy – przerwał jej.

          – Proszę cię, nie każ mi wierzyć, że stawiasz pracę gospodyni ponad pracę osoby, która dba o dobro Imperium i skutecznie walczy z Chaosem.

          – Ja tylko mówię, że tam nie musi być nudno. To tylko przykład – wyjaśnił ojciec. – Przecież są tysiące różnych zajęć. Jesteś wykształcona, mogłabyś pracować jako skryba. W Nuln już nawet dopuszczają kobiety do samodzielnego prowadzenia spraw przed sądem.

          – Przepraszam cię, ojcze, ale czy ty siebie słyszysz? – zapytała zdumiona jego słowami. – Z całym szacunkiem, jestem magiem, ukończyłam studia w Kolegium Magii, a ty mówisz mi, że mogłabym być skrybą? Skrybą może zostać każdy, kto potrafi pisać i czytać.

          – Ty potrafisz, a taka praca z pewnością nie wiąże się z ryzykiem. Do tego na takiej sali sądowej zawsze dużo się dzieje – argumentował.

          – Wyobrażasz sobie czarodzieja, który pracuje jako skryba?! – podniosła nieco głos.

          – Nie unoś się – upomniał ją łagodnym tonem. – A co w tym złego?

          Powoli traciła wiarę w sens tej rozmowy.

          – Ja tylko twierdzę, że to mniej ryzykowne i może być ciekawe – ciągnął.

          – Nie wiem, co może być ciekawego w pracy skryby – rzuciła.

          – A książki? – zapytał ojciec. – Przepisując książki w bibliotece, mogłabyś poznawać mnóstwo interesujących miejsc i rzeczy, nie ruszając się przy tym z miejsca. Niczego ci nie narzucam, tylko mówię, co myślę.

          – Może zmieńmy temat – zaproponowała matka. – Tak miło nam się rozmawiało.

          – Powinnam już iść – oznajmiła Veronika, wstając.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top