część 14
– No to już wszystko jasne – powiedział Gert. – Widzę, że to dla pana trudne wyznanie, więc może coś na rozluźnienie. Masz jeszcze tę butelkę? – zwrócił się do Veroniki.
– Tak, jeszcze nie wypiłam. – Sięgnęła do torby i podała ją Marcusowi. – Gert pojedzie z nami.
– A ty czym się zajmujesz? – zapytał go Hoefer.
– Wstyd się przyznać... To nie jest żadna tajemnica, ale kiedy tak tu stoję i słucham o waszej przeszłości, to po prostu mi głupio... Ja i mój przyjaciel prowadzimy pewną działalność gospodarczo-handlową. Sprzedajemy sadzonki oraz kwiaty cięte. Trochę do Nuln, trochę do Averheim...
Czarodziejka skutecznie ukrywała rozbawienie.
– Nie ma się czego wstydzić – stwierdził Marcus.
– Gert towarzyszył mi podczas ostatniej wyprawy i okazał się niezwykle skuteczny – dodała kobieta.
– Więc potrafisz coś jeszcze. – Hoefer popatrzył na niego z zainteresowaniem.
– Tak, miecz noszę nie od parady – pochwalił się. – Wychowałem się w rodzinie szlacheckiej, gdzie oprócz czytania, pisania i brania udziału we wszelkiego rodzaju rozrywkach, obowiązkiem była nauka fechtunku.
– Świetnie. – Pokiwał głową z uznaniem. – Skoro nie uciekłeś na widok wampira, to możesz się na coś przydać. Zresztą potrzebny nam będzie ktoś elokwentny na wypadek, gdybyśmy wpadli.
– To znaczy? – zapytał Gert.
– Ktoś, kto będzie umiał dogadać się z arystokratą – wyjaśnił Hoefer.
– Idealnie się do tego nadaje – powiedziała Veronika.
– Ale z wampirem? – dopytywał Gert, nieco się krzywiąc.
– Tak – potwierdził Marcus. – Uważają się za arystokratów i noszą się jak arystokraci. Jeśli masz takie umiejętności, moglibyśmy zajść dalej niż zazwyczaj.
– Spokojnie – czarodziejka zwróciła się do Gerta. – Dogadasz się z każdym oprócz mnie.
– Z tobą też się dogaduję. Może – powiedział do Marcusa – o ile to nie będzie ten wampir, który nam uciekł.
– Tak, z nim to już nikt z nas się nie dogada – poparła go.
– Nienawidzi nas. Tak szczerze, osobiście. I ma ku temu powody – wyjaśnił, na co kobieta się uśmiechnęła.
– A cóż takiego mu uczyniliście? – zainteresował się Hoefer. – Chodzi o tę dziewkę?
– Nie – zaprzeczyła Veronika. – Ukrył się w pewnym grobie. Znaleźliśmy to miejsce, ale nie zdążyliśmy go wykopać, zanim przemienił się w jakiegoś szczura czy coś podobnego. Uciekając, zostawił tam wszystkie swoje rzeczy, ubrania. Zwiał nam przez jakąś dziurę.
– Żałosne – skwitował Gert.
Marcus z uśmiechem pokiwał głową.
– Nie musimy jechać do Sylvanii, jeśli chcecie go zabić – stwierdził. – Z pewnością zjawi się prędzej czy później.
– Z pewnością – zgodziła się z nim kobieta. – Jestem o tym przekonana, ale nie mam ochoty na to czekać... Poza tym jest tam nasza znajoma.
– Dziwne... – zaczął Hoefer. – Strasznie dużo zamieszania i to, że mi się śniłaś... Przepraszam, pani mi się śniła.
– Proszę mi mówić po imieniu – zaproponowała. – A co to był za sen?
– Po Imperium niewiele łazi wampirów, a jeśli już, chowają się na tyle skutecznie, że w zasadzie to nie wiadomo, gdzie są. Mówi się, że są w każdym mieście, ale nie można wejść do każdego domu i przetrząsnąć każdej piwnicy. To, co się działo ostatnio, było jawne i było wiadome, że jeden wampir uciekł. W zasadzie to nie jeden. Wojsko złapało jeszcze trzy niedobitki... Tak, uciekł, porywając kobietę i z tego, co się dowiedziałem, był tym, który przemieniał. Chciałem poprowadzić chłopców, żeby go znaleźć i zwróciłem się do Morra o wskazówkę. Zobaczyłem nas w Sylvanii... To wszystko.
– A zajazd? – zapytała.
– To przeznaczenie... Wiedziałem, że się spotkamy. Zostało mi coś z kapłana. Co ma być, to będzie.
– Nieważne co będzie, byle na końcu ten wampir był całkiem martwy – powiedział Gert.
– Ta wskazówka właśnie do tego miała doprowadzić.
– Kogo konkretnie widziałeś w tej Sylvanii? – zainteresowała się.
– Nas – odparł.
– Tylko? – zdziwiła się.
– To była wskazówka, nie wizja przyszłości. Ty i Sylvania. Reszta zależy od tego, komu się to śniło – tłumaczył.
– Więc wcale nie musimy tam jechać – podsumował Gert.
– Może tam będzie łatwiej niż poza Sylvanią – zwróciła się do niego. – Tam chyba nie będzie się nas spodziewał.
– Ale tam nie będziemy mieli żadnego wsparcia – zauważył.
– A jakie my mieliśmy wsparcie? – zapytała. – Proszę cię.
– W mieście można przynajmniej wmieszać się w tłum – powiedział.
– Nie wiem. Przypomnij sobie, co zrobili ze mną w zajeździe przed wyjazdem. Weszli, zaczęli strzelać i tyle.
– To była misja samobójcza – stwierdził Gert.
– Nieważne. Stać ich było na to... Nie możemy siedzieć i czekać, aż on skądś wylezie i zaatakuje.
– Ja nie sugeruję, że mamy siedzieć i czekać – wyjaśnił. – Zastanawiam się tylko, czy ta interpretacja jest właściwa. Czy na pewno mamy jechać do Sylvanii?
Oboje popatrzyli na Marcusa, po czym Gert przeniósł wzrok na kobietę.
– Powiedziałeś, że potrafisz znaleźć konkretną osobę – zwróciła się do Hoefera.
– Wizje nigdy nie są bardziej precyzyjne od tej, którą otrzymałem – zdradził.
– W porządku, ale gdyby druga sugerowała to samo, moglibyśmy założyć, że to słuszny kierunek. Czy możemy się dowiedzieć, gdzie konkretnie jest ta dziewczyna? – zapytała Veronika.
– Poproszę Morra o wskazówkę w tej sprawie – zadeklarował Marcus. – Myślę, że to się zbiega. Skoro on ma ją, a my szukamy jego...
– Nie znam się na wizjach i nie chcę niczego podważać, ale warto by było się upewnić, biorąc pod uwagę, na co się zamierzamy – powiedziała.
– Nie mogę niczego obiecać – zastrzegł. – Wizje zsyłane przez boga to łaska. Nie można jej oczekiwać ani wymagać. Można jedynie prosić... I nie można łask nadużywać, ale jeśli to jest istotne, zrobię to.
– Myślę, że ta wyprawa może mieć więcej sensu niż poprzednia – stwierdził Gert. – Wtedy mieliśmy kiepskie przygotowanie.
– Chyba powinniśmy już jechać – zauważyła czarodziejka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top