część 13

          Po chwili Hoefer przyklęknął obok Veroniki i spuścił wzrok na jej dekolt. Powoli wyciągnął rękę. Cofnęła się, choć wiedziała, że chodziło mu o pierścień, który nosiła na łańcuszku.

          – Tak nie robimy – upomniała go.

          – To nie to, o czym pani myśli – zapewnił ją lekko zmieszany. – Skoro już pani zaczęła ten temat, należy to wyjaśnić.

          – Legitymować się przed wami nie zamierzam – oznajmiła.

          – Musimy sobie ufać – powiedział.

          – Ja was nie znam. I tak powiedziałam wam wiele. Zdecydowałam się na to tylko dlatego, że usłyszałam, że jednak doceniacie wartość magów w takiej walce.

          – Ale ma znaczenie, jaką magią posługuje się czarodziej i czy robi to legalnie – zaznaczył.

          – Tak, ale nie jesteście upoważnieni do tego, by mnie sprawdzać, a ja mam już tego powyżej uszu.

          – Więc jak rozwiązać ten problem? – zapytał Marcus.

          – Możemy się rozstać, ale przypominam, że to pan szukał ze mną kontaktu.

          – Owszem – przyznał.

          – Nie będę machać papierami. Niech moje czyny mówią za siebie. Ja walczyłam z tymi wampirami i to powinno wam wystarczyć.

          – Cień – powiedział po chwili. – Zgadłem?

          Twierdząco skinęła głową, a on znów spojrzał na swoich towarzyszy. Ci zdawali się być podnieceni zaistniałą sytuacją. Gert odsunął się od nich na bezpieczną odległość.

          – Macie z tym jakiś problem? – zwróciła się do nich Veronika. – Jeśli tak, to żegnam.

          – Nie, tylko dobrze by było zobaczyć ten papier – odezwał się Ulrych.

          – Może dobrze, może niedobrze – rzuciła lekko zirytowana.

          – W zasadzie to rozwiałoby wszelkie wątpliwości – dodał Filip.

          – Sama pani rozumie, że my mamy podstawy, by mieć wątpliwości – Ulrych starał się mówić łagodnie.

          – Jakie? – zapytała. – Wyciągałam trupy z ziemi? Zrobiłam coś przeciwko wam? Jakie wy macie powody do podejrzeń?

          – Jeśli ktoś coś ukrywa, podejrzenia są uzasadnione – odparł najemnik.

          – Wiem o was wszystko? Mnie nikt wcześniej nie pytał, czy posługuję się magią, więc niczego nie ukrywałam.

          – Ale teraz już to wiemy...

          – No i? – przerwała Ulrychowi. – Gdybym robiła coś nielegalnego, nie przyznałabym się, że potrafię czarować. To chyba logiczne, nie uważacie?

          – Chyba, że ktoś zgadłby, że posługuje się pani magią i przyznałaby się pani, mówiąc, że nie chce pokazać papierów – powiedział Filip. – My faktycznie nie mamy prawa, by panią legitymować.

          – Ale mamy iść tam razem – odezwał się Ulrych.

          – Ja was nie prosiłam o towarzystwo – przypomniała. – Wasz przywódca...

          – Zgadza się – Hoefer wszedł jej w słowo.

          – Mnie o to prosił – dokończyła.

          – Tak miało być – zwrócił się do pozostałych najemników. – Dobrze, że przynajmniej tyle wiemy... – Przeniósł wzrok na czarodziejkę. – Nie chciałem pani urazić.

          Sięgnęła do torby i wyjęła z niej swoje dokumenty, po czym mu je podała. W pośpiechu je rozwinął i przeczytał. Potem złożył je i oddał.

          – Proszę, by to zostało między nami – powiedziała, patrząc na mężczyzn.

          – Zostanie – obiecał Marcus.

          Ulrych uderzył się w pierś, a Filip skinął głową.

          – Skoro są papiery, wszystko gra. Jest super – stwierdził najmłodszy z mężczyzn. – Jeżeli o mnie chodzi, to już wszyscy wszystko wiedzą. Reszta się nie liczy. To znaczy, chciałem powiedzieć, że ci, którzy powinni wiedzieć, już wiedzą, a inni się nie dowiedzą.

          – Muszę się rozruszać – oznajmił Ulrych i odszedł na ubocze.

          – Zajrzę do koni – powiedział Filip.


          Gert podszedł do Hoefera, nie spuszczając z niego wzroku.

          – A pan jaki sekret skrywa? – zapytał.

          Mężczyzna zerknął na niego, po czym na chwilę zamknął oczy.

          – Wiem, że nie każdy potrafi wyczuć zaklęcie albo rozpoznać maga – ciągnął Gert.

          – Tak, potrafię to – przyznał Marcus. – Oprócz umiejętności unikania bezpośredniego kontaktu z wampirami, to również bywa przydatne, zwłaszcza gdy ożywiają zwłoki. – Sięgnął do szyi i wyciągnął łańcuch, na którym zawieszony był srebrny kruk - symbol boga śmierci. – Byłem kapłanem Morra.

          – Jak to? – Gert był zaskoczony tym wyznaniem. – Nie można przestać być kapłanem.

          – Można, a nawet trzeba, jeśli chce się coś zmienić. Świątynia nie toleruje pewnych zachowań. Kapłani Morra przeklęli Sylvanię i w zasadzie na tym skończyła się ich rola. Rzucili klątwy i liczą na to, że wampiry prędzej czy później zostaną ukarane. Tymczasem ludzie giną, a tam mają miejsce straszne rzeczy, bluźnierstwa – uniósł się. – I nie tylko tam. Przecież to się przenosi na Imperium. Zresztą, do cholery, to przecież nadal jest część Imperium. A to, co działo się w Nuln? Jak można pozostać obojętnym na coś takiego i spokojnie zbierać liście z grobów? – Podchodził do tematu bardzo emocjonalnie. – Potrafię wyczuć magię. Potrafię dotknięciem sprawić, żeby ożywieniec padł. Posiadam też jeszcze kilka innych darów od Morra, na przykład takich jak Wizja przyszłości. Nie chwalę się tym... – zamilkł na moment. – Zazwyczaj ludzie uważają, że kapłan, który opuścił świątynię, stracił wiarę albo został z niej wygnany za jakieś przewinienia. W moim przypadku to drugie jest prawdą. Wydalono mnie za nieposłuszeństwo. Ale jak można przestać wierzyć w śmierć?

          – Byliście już w Sylvanii? – zapytała czarodziejka.

          – Tylko Helmut... To silne przeżycie. Filip jest z nami od niedawna. To zdolny chłopak, szybki i nie brak mu odwagi. Nie robi tego jeszcze... Nie robi tego z powołania. Myślę, że, jak to się mówi, to go kręci. Ulrych ma do załatwienia sprawę osobistą. Wampiry wymordowały mu rodzinę. Nie wie, który konkretnie za to odpowiada, więc postanowił zabić ich jak najwięcej. Helmut z kolei szuka jednego, ale to też jakiś wypierdek. Takie ciężko znaleźć, gdyż zazwyczaj na posługach wędrują po Sylvanii albo po świecie. Te kły nie należą do Filipa. To nasz wspólny dorobek. Nie jest to moja pierwsza drużyna.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top