część 12
Po czterech godzinach czarodziejka zarządziła postój.
– Jak chcesz, idź sobie z nimi pogadać. Ja popracuję – powiedziała do Gerta.
– To znaczy? – zainteresował się.
– Mam nowe zaklęcia – ściszyła głos. – I nie opowiadaj wszystkim, co właśnie robię. – Wyciągnęła jeden z ostatnio zakupionych zwojów.
– Słyszałem, że znacie się na robocie – Gert zaczął rozmowę z najemnikami.
Hoefer przyglądał mu się bez słowa.
– A o co chodzi? – zapytał Ulrych.
– O wampiry – odparł. – Jesteście łowcami wampirów, tak?
– Tak – potwierdził mężczyzna.
– Macie doświadczenie, tak? – ciągnął Gert. – Może byście nas nieco wprowadzili w temat?
– A co chciałby pan wiedzieć? – włączył się Marcus.
– Mam na imię Gert – przedstawił się i uścisnęli sobie dłonie. – W zasadzie to chyba wszystko, ale najlepiej po kolei.
– Od samego początku? – upewnił się Hoefer. – Interesuje pana historia wampirów?
– Bardziej mnie interesuje, czy prawdą jest to, co mówią o Sylvanii i jakie są słabe punkty wampirów.
– Głowa – powiedział Ulrych. – Głowa, korpus, nogi i ręce. Wystarczy porządnie walnąć młotem. Owszem, są wytrzymałe, ale ulegają mej sile.
– Panu raczej chodziło o czosnek, wodę święconą i słoneczko – odezwał się Filip.
– Jak radzicie sobie z ich magią? – zapytała Veronika, odwracając się w ich kierunku.
– Nekromancką? – upewnił się Marcus.
– Jakąkolwiek. Miałam do czynienia z tym, którego szukamy i posługiwał się różnymi zaklęciami.
Hoefer ruszył w jej stronę.
– Cieszę się, że zaczęliśmy ten temat – przyznał. – Może o tym porozmawiamy?
– Jak radzicie sobie z magią? – powtórzyła pytanie.
– Ich zaklęcia, poza nekromanckimi, nie różnią się chyba niczym od tych, których używa się legalnie w Imperium. Nikt nie może stanąć naprzeciwko czarodzieja i powiedzieć, że sobie z nim poradzi. Unikamy takich sytuacji. Jeśli wampir na przykład chce kogoś spopielić ognistą kulą, to zrobi to, chyba że go nie widzi. Cała sztuka polega na tym, żeby nie wiedziały o naszej obecności. Jeśli już nas widzą, nie mogą wiedzieć, jakie mamy zamiary, kim jesteśmy...
– Wiecie gdzie go szukać? – zapytała.
– Gdybyśmy wiedzieli, kim jest, to znacznie ułatwiłoby nam zadanie.
– Dietmund von Carstein – powiedziała, przyglądając się rozmówcy.
– To musi być jakiś pomniejszy wampir – stwierdził – ale można to sprawdzić. Jest ktoś w Leichebergu, kto się tym zajmuje. Można się tego dowiedzieć.
– Tak po prostu wróci do siebie po tym, co nawyprawiał? Byłam przekonana, że i wampiry będą chciały urwać mu łeb za to, co zrobił w Nuln. Dziwi mnie sugestia, że mógłby tam wrócić. Ja na jego miejscu uciekałabym w przeciwnym kierunku.
– Może zdobył coś cennego, czym będzie chciał się wykupić. Poza tym, jeśli to pomniejszy gnojek, tam zawsze może gdzieś się ukryć. Są ruiny, wioski... – zamilkł na moment. – Być może te informacje dotarły już do Sylvanii, być może nie...
– Minęło sporo czasu – zauważyła.
– Trzeba najpierw ustalić, kto jest jego panem. Prawdopodobnie do niego się uda. Księcia pani zna? – zapytał Hoefer.
– Nie osobiście. – Uśmiechnęła się lekko.
– Oni mają tam swoją hierarchię. Książę nimi rządzi – wyjaśnił Marcus. – Więc czego on tu szukał?
– Porwał dziewczynę – zdradziła Veronika.
– Po co?
– Nie wiem – skłamała. – Zrobił to raz, ale ją uwolniliśmy. Potem zrobił to po raz kolejny.
– Gdzie ona teraz jest? – zapytał Hoefer.
– Z nim.
– Najwidoczniej to o nią chodzi – wywnioskował. – Może nie działał na własną rękę? Może ma mandat z góry?
– Na takie działania? – To według czarodziejki nie brzmiało logiczne. Poza tym wiedziała, że to nieprawda.
– Cel uświęca środki. Owszem, w pewnych kwestiach one są konserwatywne, ale jeśli to naprawdę wyjątkowa osoba... – Westchnął. – Więc ma to, po co przyszedł. Sporo zachodu jak na jedną kobietę. Widzieliście ją?
– To nasza znajoma – odparła.
– Możecie mi coś o niej powiedzieć?
– To Estalijka.
– To wszystko? Młoda, ładna?
– Młoda, mniej więcej w moim wieku. Może się podobać – potwierdziła Veronika.
– Zdarza się, że wampiry dużo czasu spędzają w podróży, by znaleźć sobie towarzyszkę wieczności – powiedział Hoefer.
– Myślę, że by się nadawała.
– W takim wypadku musi dojść do ceremonii zaślubin, zanim nastąpi przemiana – wyjaśnił. – Jeśli o to chodzi, to ona prawdopodobnie żyje.
– Nie chciał jej zabić. Gdy doszło do starcia, jego podwładni w ogóle z nią nie walczyli, uciekali przed nią. Nie chcieli nawet jej zranić.
– To potwierdza tę teorię. – Pokiwał głową. – Wiele ich było? Słyszałem, że...
– Kilkadziesiąt – odpowiedziała, zanim skończył.
– Słyszałem o setce.
– Sześćdziesiąt, może więcej – oszacowała, bo nikt ich tam nie policzył.
– A was?
– Kilkanaście osób.
– I czarodziej? – dopytywał.
– Owszem – potwierdziła.
– Magowie są silnymi sojusznikami – stwierdził. – To musi być wyjątkowa broń. – Gestem wskazał jej miecz.
– Lubię go – powiedziała.
– I z pewnością świetnie się nim pani posługuje... – Nieco inaczej zaczął jej się przyglądać.
Sprawiał wrażenie, jakby czegoś szukał, więc obserwowała go z uwagą.
– Tak? – zapytała, gdy ponownie spojrzał jej w oczy.
– Coś mi się wydawało.
– Cóż takiego? – Chciała się tego dowiedzieć.
– Wydawało mi się, że ktoś tu posługuje się magią – odpowiedział po chwili namysłu. – Co to? – Wskazał na zwój, który wcześniej studiowała. – Jeśli można wiedzieć – dodał.
– Zaklęcie – odparła jak gdyby nigdy nic.
Doszła do wniosku, że tym razem nie powinna ukrywać swojego talentu magicznego. W walce z wampirami należało użyć wszelkich dostępnych środków, a skoro ci ludzie mieli jej towarzyszyć, prędzej czy później to i tak by się wydało.
Marcus od razu się wyprostował. Był wyraźnie zaskoczony.
– Jeden czarodziej nie poradziłby sobie z tyloma wampirami – powiedziała.
Mężczyzna spojrzał w stronę pozostałych najemników. Gert ze zdumieniem patrzył na kobietę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top