część 74

          Po chwili do zajazdu weszli Estalijczycy. Usiedli przy osobnym stole, co wprawiło narzeczonych w zdumienie.

          Veronika zaniosła im kanapki.

          – Proszę, skoro nie zechcieliście z nami zjeść – powiedziała, stawiając talerz między nimi. – Smacznego.

          – Wybacz. Myślałem, że to wasze – wyjaśnił mag. – Dziękuję.

          – Tylko nie siedźcie za długo – zasugerował Gert.

          Jose skinął głową i wziął swoją towarzyszkę za rękę. Wpatrywał się w nią z uśmiechem na twarzy.


          Po szybkiej kąpieli narzeczeni położyli się spać. Byli bardzo zmęczeni, a czasu na odpoczynek pozostało im niewiele.


          Veronikę obudziło walenie do drzwi.

          – Kto tam? – zapytała zaspana.

          – Kaspar – usłyszała w odpowiedzi. – Już czas. Wszystko jest gotowe.

          – Mógłbyś być tak miły i zamówić dla nas śniadanie?

          – Oczywiście – zgodził się ochroniarz.

          Czarodziejka podziękowała mu i spojrzała na narzeczonego. Jeszcze spał, więc lekko go szturchnęła.

          – Co się dzieje? – poderwał się gwałtownie.

          – Jedziemy na wampiry – wyjaśniła.

          Gert popatrzył na nią, wytrzeszczając oczy.

          – Nie możesz mnie budzić w ten sposób – powiedział po chwili. – Zamiast „dzień dobry, kochanie", ty mi od razu o wampirach. Nie wiem, czy mnie coś w kostkę nie gryzie.

          Kobieta zaczęła się śmiać.

          – Dzień dobry, kochanie. – Uśmiechnął się krzywo. – Też ci tak kiedyś zrobię.

          Gdy tylko się ubrała, wyciągnęła ze swojej torby zapiski Dietmunda von Carsteina. Otworzyła okno i postawiła w pobliżu metalową misę, która stała pod stołem. Nad nią podpaliła pamiętnik.

          Narzeczony bez słowa obserwował jej poczynania. Zanim skończyła, wyszedł, by porozmawiać z krasnoludami, które gościły w zajeździe.


         W głównej izbie siedziała większość najemników. Jeden ze stołów był zastawiony. Veronika upewniła się, że to ich śniadanie, po czym zajęła miejsce. Przez okno zobaczyła Gerta dyskutującego z krasnoludem.

         – Jose i Estela już wstali? – zapytała Kaspara.

         – Tak – potwierdził – są na zewnątrz.

         – A Alex?

         – Tutaj go nie widziałem.

         – Jego koń jest w stajni – wtrącił jeden z ochroniarzy.

         – Mogę go poszukać – zaoferował Kaspar.

         – Nie trzeba, dziękuję – odparła z uśmiechem i zabrała się za jedzenie.


          Po posiłku skierowała się do stajni, po drodze witając się z krasnoludami, które nadal rozmawiały z Gertem.

          Alex spał na sianie. Podeszła do niego, kucnęła i delikatnie go szturchnęła. Nieoczekiwanie chwycił ją za rękę i wyprowadził w jej stronę atak nożem. Cudem udało jej się go uniknąć. Mężczyzna popatrzył na nią zupełnie przytomnie i opadł na posłanie. Dopiero wtedy zdołała uwolnić rękę z jego uścisku.

          – Dzień dobry – powiedział, jakby nic się nie stało.

          – Zaraz ruszamy – poinformowała go, starając się ukryć zdenerwowanie. – Jedziesz z nami na północ?

          – Tam są wampiry – przypomniał.

          – Wiem. Chcemy je znaleźć w dzień. Dobrze by było, gdybyś wskazał miejsce, w którym ostatnio je widziałeś. Nawet jeśli się ukryły, dotrzemy do nich po śladach. Jest ich wiele, więc to nie będzie trudne... – przerwała, nie widząc żadnej reakcji z jego strony. – Jedziesz z nami?

          Milczał. Po chwili oczekiwania Veronika odwróciła się i ruszyła do wyjścia.

          – Pojadę z wami – powiedział, gdy już opuszczała stajnię. – Chciałaś coś jeszcze.

          – Słucham? – Zatrzymała się i spojrzała na niego.

          – Chciałaś coś jeszcze – powtórzył, wstając i otrzepując ubranie z siana.

          – Nie rozumiem.

          – Nie przysłałaś tu nikogo... Nie darzysz mnie sympatią, więc powinnaś tu kogoś przysłać z zapytaniem – stwierdził.

          – Mylisz się.

          – Nie sądzę... Teraz co najwyżej mogę się zastanawiać, dlaczego zmieniłaś zdanie. Przestraszyłem cię?

          – Nie – skłamała – chociaż to było nienormalne. Przyznam, że jeszcze żaden mężczyzna, którego budziłam, nie zareagował w taki sposób. Gratuluję oryginalności.

          Alex się uśmiechnął.

          – Jesteś jeszcze młoda... – zaczął, ale wyszła na zewnątrz, nie czekając na ciąg dalszy.


           Gert stał sam pod zajazdem obok ławki, na której leżały bagaże.

          – Gdzie byłaś? – zapytał, gdy narzeczona zbliżyła się do niego.

          – W stajni, obudzić Alexa – odparła, po czym podeszła do swojego konia i zaczęła przytraczać rzeczy do siodła.

          – Chcesz mi o czymś powiedzieć? – zaczął po chwili milczenia.

          – O czym? – Zerknęła na niego.

          – Dlaczego?

          – Chciałam się dowiedzieć, czy z nami jedzie – wyjaśniła. – Uznałam, że mógłby się przydać.

          – Czy on jest przystojny? – Zbliżył się do niej.

          – Jest... Dotrzemy do miejsca, gdzie ostatnio je widział, a potem ruszymy po śladach.

          Gert dziwnie jej się przyglądał.

          – Rozumiem, że wampiry cię teraz nie interesują – stwierdziła, dostrzegając to.

          – Krasnoludy z nami nie pojadą – oznajmił. – Uważają, że to samobójstwo. Zawracają do kopalni. Chętnie dokopią wampirom, ale... Na nic by się zdała ta ofiara. Nam też odradzają podróż w tamtą stronę. Chyba wzięły mnie za fanatyka. – Skrzywił się.

          – A powiedziałeś im, że w dzień wampiry płoną pod wpływem słońca? Że wystarczy je wykopać? – zapytała nieco zmartwiona.

          – Nie doszedłem do tego momentu.

          – Szkoda. Od tego trzeba było zacząć.

          – Chodźcie z nami, trzeba kopać? – w jego głosie pojawiła się nuta ironii.

          – Tak. – Skinęła głową. – Trudno. Będziemy musieli sobie sami poradzić. Skoro nie chcą, to nie. Na pewno użyłeś swego czaru. Ja tutaj nic nie wskóram.

          – No tak. Z krasnoludami raczej nie – zgodził się Gert.

          – Co to miało znaczyć?

          – Są odporne na wdzięki ludzkich kobiet – wyjaśnił narzeczonej.

          – Gdzie one są? – Zamierzała udowodnić, że zdoła je przekonać.

          – W środku. Szykują się do drogi.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top