część 53

          Po chwili z zajazdu wyszedł Jose, a za nim Gert.

          – Zbieramy się – zarządził i ruszył w stronę swojego wierzchowca. – Poradzisz sobie? – Zatrzymał się przy czarodzieju. – Jak się czujesz? Potrzebujesz pomocy?

          – Dam radę – zapewnił go Estalijczyk, mocując do siodła torby, które magowie zabrali ze sobą do środka.

          Veronice zrobiło się przykro i z żalem popatrzyła na narzeczonego. Czuła się okropnie, była ciężko ranna, a on bardziej troszczył się o jakiegoś znajomego niż o nią. Przynajmniej takie odniosła wrażenie.

          Sprawniejszą ręką, z wielkim wysiłkiem, sięgnęła do swojej torby. Chciała wyjąć płaszcz, by się nim okryć.

          – Zostaw. Pomogę ci – powiedział Gert, gdy zauważył, co robiła.

          Zarzucił na jej plecy okrycie, a na głowę założył kaptur. Wiedział, że nie chciała być kojarzona z takimi wydarzeniami i zamierzała ukryć twarz.

          – Dziękuję... Jestem gotowa.

          Gdy chwyciła lejce w prawą rękę, z bólu w oczach stanęły jej łzy.

          – Dobrze. Nie traćmy czasu. Jedziemy – zdecydował.


          Podążając za nim, dotarli do eleganckiej dzielnicy willowej. Budynki były tam stosunkowo nowe. Gert na przełaj przez trawnik podjechał pod jeden z domów. Zsiadł z konia i ruszył do drzwi.

          Wszyscy zatrzymali się w ogrodzie.

          – Pomożesz mi? – Veronika zwróciła się do Alexa, który cały czas był w pobliżu.

          – Oczywiście – odparł i zeskoczył z wierzchowca. – Najpierw noga – zasugerował, stojąc już przy niej.

          Złapał ją, gdy zsunęła mu się w ramiona. Ból był tak silny, że jęknęła.

          – Przepraszam – powiedział.

          – To nie twoja wina. To te cholerne wampiry.

          – Musi boleć. Dzięki temu wiemy, czego należy unikać. – Uśmiechnął się do niej.

          – Już nigdy nie zjem śniadania w zajeździe przy bramie – zażartowała.

          Alex, nie wypuszczając jej z rąk, ruszył w stronę domu. Gert stał przy drzwiach i przyglądał się temu z niezadowoleniem.

          – Pierwsze piętro, pierwsze drzwi na prawo – poinstruował najemnika, gdy ten wnosił jego narzeczoną do środka.


          Wewnątrz panował zaduch. Wszystkie drzwi, w przeciwieństwie do okien, były pootwierane.

          Alex zaniósł Veronikę do wskazanego pomieszczenia. Była to przestronna i jasna sypialnia z dużym łóżkiem. Pościel wyglądała na bardzo drogą.

          – Posadź mnie tam – poprosiła, wskazując fotel.

          – Powinnaś się położyć – stwierdził.

          – Jestem brudna. Nie będę tak kłaść się do łóżka.

          – Twojego chłopaka chyba stać na nową pościel – zauważył.

          – Najpierw doprowadzę się do porządku – upierała się.

          – Jak chcesz to zrobić? – zapytał, nadal trzymając ją na rękach.

          – Poproszę kogoś o pomoc – wyjaśniła. – Puścisz mnie wreszcie?

          Ostrożnie posadził ją tam, gdzie chciała.

          – Zaczekam, dopóki nie zostaną wyznaczone nowe zadania i ktoś, kto będzie cię chronił – powiedział, po czym podszedł do okna i otworzył je szeroko. – Przyda się przewietrzyć.

          W tym czasie kobieta prawą ręką zsunęła z głowy kaptur i zaczęła zdejmować płaszcz.

          – Ciężko poprosić o pomoc, co? – zapytał dość zuchwale jak na najemnika.

          – Już cię dziś prosiłam – przypomniała.

          – Racja. – Założył ręce na piersiach, nie ruszając się z miejsca.

          Czarodziejka przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale był przystojny. Na oko nie miał jeszcze trzydziestu lat. Czarne, nieco rozmierzwione włosy i wyzywające spojrzenie niebieskich oczu nadawały intrygujący wyraz jego opalonej twarzy.

          – Niezła kolekcja – stwierdził i skinął na barek. – Wódka mogłaby nieco uśmierzyć ból.

          – Z przyjemnością się napiję, jeśli zechciałbyś mi nalać.

          Podszedł do trunków i kolejno otwierał karafki, wąchając ich zawartość.

          – To wygląda nieźle. – Wybrał w końcu i wlał do sporego kieliszka.

          Przyniósł go Veronice, a ona od razu duszkiem wypiła połowę. Palenie alkoholu na moment przyniosło jej pewną ulgę, zagłuszając inne odczucia.

          Z korytarza doszedł ją głos Gerta. Prawdopodobnie pokazywał Jose jego pokój. Alex, odnosząc karafkę, napił się z niej, po czym zamknął ją i odstawił na miejsce. Potem skierował się do wyjścia. Stanął w otwartych drzwiach, patrząc na korytarz.

          Czarodziejka odłożyła płaszcz na ziemię i syknęła, na co towarzyszący jej mężczyzna gwałtownie zwrócił się w jej stronę.

          – Mówiłem, że należy się położyć.

          – Jesteś z Nuln? – zapytała, próbując odwrócić swoją uwagę od bólu.

          – Nie – odparł krótko.

          – A skąd?

          – Znikąd... Jestem najemnikiem. Nie mam domu, nigdzie nie wracam.

          – Skądś jednak pochodzisz. Gdzieś się przecież urodziłeś.

          – Tak, ale nie ma o czym gadać. I nie ma się czym chwalić... A ty? Urodziłaś się tu?

          – Nie. Pierwszy raz jestem w Nuln. Wczoraj przyjechałam. – Uśmiechnęła się lekko.

          – No to witamy w mieście. Mówię to w imieniu poddanych panującej tu Księżnej-Elektorki. Miałaś pecha. Podwójnego pecha, bo to stało się w dzień... Dziwne. Mnie to wygląda na egzekucję. Wampiry, które wyłażą w blasku słońca, żeby zabić dwie osoby, kiedy nocą mordują dziesiątki, mniej ryzykując... Podejrzana sprawa. Chyba powinienem zażądać podwyżki.

          – Nie wiem, czy to podejrzane, czy nie. Zastanowię się nad tym później, gdy ktoś mi pomoże i poczuję się lepiej... – przerwała, słysząc zbliżające się kroki.

          Jeden z najemników zajrzał do środka, po czym przeniósł wzrok na Alexa.

          – Wszystko w porządku? – zapytał go nowo przybyły, na co odpowiedzią było tylko skinienie głową.

          Mężczyzna wszedł do sypialni i wyprostowany stanął przed Veroniką.

          – Jestem dowódcą tej grupy - zaczął, nie patrząc jej w oczy. – W razie jakichkolwiek problemów dotyczących moich ludzi, proszę zgłaszać się do mnie. Jeśli chodzi o skuteczność, ręczę za nich. To najlepsza grupa, z jaką współpracowałem. Nie jesteśmy jednak jeszcze dotarci i nie chciałbym, żeby czyjś brak ogłady zaważył na ogólnym wizerunku.

          – Na razie nie zauważyłam żadnych braków – skłamała.

          Zachowanie Alexa pozostawiało wiele do życzenia. Był zbyt swobodny i traktował ją jak znajomą. Dla niej nie stanowiło to problemu, jednak zdawała sobie sprawę, że mało który pracodawca tolerowałby coś takiego.

          – Proszę wybaczyć, ale jestem ranna i nie mam teraz do tego głowy.

          – Pani narzeczony już wyszedł – oznajmił.

          – Wyszedł? – Bardzo się zdziwiła.

          – Tak, pojechał po czarodzieja. Dopóki nie wróci, ja zajmę się pani ochroną.

          – Czy ktoś mógłby przynieść tu moje rzeczy? – zapytała.

          – Oczywiście – odparł dowódca i natychmiast zlecił to podwładnemu, po czym obaj opuścili sypialnię.

          Gdy została sama, znalazła pozycję, w której ból był najmniej dokuczliwy. Zamknęła oczy. Nie zareagowała w żaden sposób, gdy najemnik przyszedł z jej bagażami. Nie miała siły ani ochoty na jakiekolwiek rozmowy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top