część 39
– Idę się umyć. Skorzystam ze studni – oznajmiła Veronika, gdy skończyła oporządzać swojego rumaka.
– Zmienię Ediego. Pewnie jest zmęczony – powiedział jej narzeczony.
– Jak uważasz...
– Jak uważasz? A jakbym nie poszedł, to co? On przecież stoi w drzwiach. – Gert był oburzony.
– Kobiety nie widział? Chyba trochę przesadzasz – skwitowała, po czym zwróciła się do czarodzieja. – Będziemy musieli wartować dwójkami. Ty na jednej warcie, ja na drugiej. Koncentruj się na zawirowaniach magii.
– Jasne – zgodził się.
– Pamiętaj, że on może być niewidzialny.
Wychodząc, zabrała swoje rzeczy. Zostawiła je na parterze i poszła się odświeżyć. Stanęła za studnią, by Gert nie miał do niej więcej pretensji.
Gdy wracała do wieży, Edgar nadal stał w drzwiach oparty o futrynę. Jego obecność w tym miejscu zaskoczyła kobietę. Spodziewała się zobaczyć tam narzeczonego. Ten jednak wraz Jose był jeszcze przy koniach.
– Wezmę pierwszą wartę – oznajmiła, patrząc na czarodzieja.
– Z kim będziesz wartować? – Gert zwrócił się do niej.
Widać było, że miał kiepski humor.
– Bez różnicy, ale podejrzewam, że z Edim, bo wygląda na to, że śmiertelnie się na mnie obraziłeś – odpowiedziała.
– Szkoda, że nie ma dla ciebie znaczenia, czy ktoś cię ogląda, czy nie – zaczął.
– Trzeba było go zmienić. Jestem zmęczona, chciałam się tylko umyć. – Nie miała ochoty dłużej dyskutować na ten temat, więc zeszła na dół.
Wkrótce po tym zjawił się Gert.
– Połóż się. Ja wezmę pierwszą wartę – powiedział do przyjaciela, który bez słowa udał się na piętro.
Veronikę zaniepokoił fakt, że nie wracał.
– Czy oni tu zejdą? – zapytała narzeczonego.
– Nie wiem, czy czarodziej zejdzie. Chyba jej nie zostawi.
– To są jakieś kpiny. – Zdenerwowała się. – Jeśli wampir na nich napadnie, gdy będą tam spali, to co? Może wleźć oknem. Takie wartowanie mija się z celem. Chodźcie tu! – krzyknęła.
Niemal natychmiast na schodach pojawił się Edgar z pochodnią w ręku.
– Mam nadzieję, że zamierzacie nocować na dole – powiedziała, na co on jej przytaknął.
– Ja będę tutaj! Nie mogę zostawić jej samej! – usłyszała głos maga.
– Nie zamierzasz spać?! – zapytała, starając się zachować spokój.
– Zamierzam!
– Położysz się przy niej, tak?! Ona jest nieprzytomna! Wampir wlezie do środka, poderżnie ci gardło i ją zabierze! Tak będziesz jej pilnował?! – Pokręciła głową. – Jose, po to mamy warty, żebyśmy mogli patrzeć, czy bezpiecznie śpicie! Nie możesz tam zostać!
– W takim wypadku sprowadzę konia na dół, albo ją odwiążę i zniosę! – oznajmił. – W zasadzie tak będzie najlepiej!
– Pewnie będzie jej wygodniej! – rzuciła złośliwie.
– Na pewno! Edi, pomożesz mi?
Edgar bez słowa, kręcąc tylko głową z rezygnacją, wrócił do czarodzieja.
Veronika stanęła przy drzwiach i skoncentrowała się na magii. Wszystko zdawało się być w porządku. Gert usiadł w progu.
– Cofnij się trochę, żeby cię nie dostrzegł, gdyby się zjawił – poprosiła go.
– A było mi tak wygodnie – powiedział, po czym wstał i oparł się od środka o futrynę.
Wkrótce zjawili się pozostali, niosąc nieprzytomną dziewczynę. Przygotowali sobie posłania na korytarzu, Jose zapalił świecę i położyli się spać.
– Odeszłaś chociaż poza zasięg jego wzroku? – zapytał po jakimś czasie Gert.
– Byłam po drugiej stronie studni.
Mężczyzna wyjrzał na zewnątrz.
– Po drugiej stronie czego? Równie dobrze mogłabyś wbić w ziemię halabardę i za nią się schować – stwierdził.
– Byłam przekonana, że ty tu stoisz.
– Naprawdę dla ciebie to nie ma żadnego znaczenia? Nieważne, czy ktoś na ciebie patrzy, czy nie? Czy jesteś z kimś związana, czy nie?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jak ktoś patrzył, to patrzył. Też mi wielka sprawa... Nie wiedziałam, że to powód, żeby robić aferę.
– To jest naturalne, że kobieta się zasłania jakąś kotarą, kocem...
– Przecież tu nie ma takich warunków. Zrobiłabym to, gdyby były.
Gert pokręcił głową.
– Nie zrobiłam tego na oczach Ediego – tłumaczyła. – Zresztą to twój przyjaciel. Chyba by mnie nie podglądał, nie uważasz?
– Nie zrobiłaś niczego, by mu to uniemożliwić...
– Proszę, nie przesadzaj. Każdy podglądacz mógłby używać twoich argumentów. Tam była dziurka od klucza, więc skorzystałem z okazji i patrzyłem. Poza tym naprawdę byłam przekonana, że ty tu stałeś – powiedziała zupełnie szczerze.
– Wkurzyłem się i byłem ciekaw, co zrobisz... Jestem rozczarowany – przyznał, po czym głęboko odetchnął. – Przyjmijmy, że w twoim dotychczasowym życiu tak się jakoś dziwnie złożyło, że nigdy to nie stanowiło żadnego problemu.
– Nauczono mnie, by nie stanowiło to problemu.
– To stanowi problem, kochanie. Pamiętaj, że nie jesteśmy w Kolegium, a to nie jest żadne skrajne szkolenie. To jest nasze życie i tu jesteśmy my... Chciałem tylko powiedzieć, że mogłaś sobie nie zdawać sprawy z tego, jak taka nieskromność może wpłynąć na mężczyznę, który darzy cię uczuciem. Teraz już wiesz i proszę cię, żebyś nigdy więcej tego nie robiła... Przepraszam, że nie byłem wyrozumiały dla tych twoich doświadczeń i nauk, które wyniosłaś z Kolegium. Zapomniałem, że przez jakiś czas przebywałaś w innym świecie. Nie powinienem był się tak unosić... – przerwał, słysząc kroki za plecami.
– Nic nie widziałem – zapewnił go przyjaciel. – Możecie się już zamknąć?
– Z przyjemnością się zamkniemy. Prawda, kochanie? – Kobieta zerknęła na narzeczonego. – Temat został wyczerpany po trzykroć.
– Przepraszam – powiedział Gert. – Idź już spać.
– Dziękuję – mruknął Edi i zawrócił.
Veronika skoncentrowała się na swoim zadaniu. Przez jakiś czas nie wyczuwała działania żadnych zaklęć, jednak nagle coś się zmieniło. Magia skumulowała się za nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top