~5~
Han obudził się ze świetnym humorem, uśmiechem na twarzy i ogólną chęcią do wstania z wygrzanego łóżka, które zazwyczaj przyciągało go z powrotem, będąc powodem nagminnych spóźnień i nieodrobionych prac domowych, które obiecał sobie robić wieczorem. Dzisiaj wiedział, że musi przekazać jeszcze śpiącemu koledze, wspaniałą wiadomość, a za parę godzin rozegra mecz, którym ekscytował się do granic możliwości, więc ze wstaniem nie było najmniejszego problemu.
-Lix, obudź się!- krzyknął do ucha ciemnowłosego, w tym samym czasie łapiąc za ramiona, aby lekko potrząsnąć nieprzytomnym ciałem. Nie odniosło to oczekiwanego skutku, co akurat dzisiaj nie zraziło chłopaka do dalszych działań, jednak nie było też niespodzianką po przygodach, które zafundowali sobie w nocy. Uznał, że da chłopakowi jeszcze parę minut snu, a sam zabrał się za porządkowanie bałaganu. Dodatkowo przed sprzątaniem doprowadził się do ładu, myjąc twarz i zęby, ubierając się oraz układając puszące się od farbowania włosy. Kiedy wszystkie podręczniki i zeszyty znalazły się na biurku, czyste ubrania ułożone trafiły do szafy, a te brudne wylądował w koszu na pranie, fioletowowłosy ponowił próbę wybudzenia Felixa.
Ta też skończyła się porażką, która tym razem nieco wyprowadziła z równowagi libero, zdającego sobie sprawę z tego, że naglący czas ani trochę nie ułatwia mu zadania. Po krótkim namyśle uśmiechał się pod nosem, rozglądając dookoła w poszukiwaniu odpowiedniej rzeczy. W głowie posiadał już szatański plan na idealną pobudkę.
Ze strasznym zgrzytem i trudem przesunął łóżko Felixa pod okno. Nawet rażące promienie jesiennego słońca nie były w stanie sprawić, że twarz śpiącego, chociażby drgnęła niezadowolona z ciepła i pieczącego uczucia. Han nie przejął się tym i pobiegł prędko do łazienki, aby napełnić butelkę po coli lodowatą wodą, a równo z zakończeniem czynności, skocznym krokiem wrócił na miejsce zbrodni i przystąpił do realizacji misji.
Ostrożnie, z początku powoli wylał zimną ciecz na twarz przyjaciela i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Po dosłownie sekundzie mokry Lee poderwał się w górę, wystraszony nagłym uczuciem zimna, a nie zdając sobie sprawy z tego, że jego łóżko zmieniło lokalizację, z całym impetem przywalił czołem w parapet. Starszy nie mógł pohamować śmiechu, dlatego prawdopodobnie cały akademik słyszał jego rechot, połączony z jękami bólu biednego, dociskającego dłonie do czoła Felixa.
-Trzeba było wstać, kiedy cię ładnie prosiłem- sprawca wypadku otarł drobne łezki z kącików oczu i usiadł na pościeli, w miejscu, którego nie dosięgnęła woda. Później lekko poklepał nogę drugiego, posyłając mu zadowolony uśmiech.- Dzień dobry Lixie.
-Nie dość, że głowa pęka mi przez wczorajszą noc, to jeszcze na to twoje dzień dobry nabiłem sobie guza parapetem. Lepszego przyjaciela nie mogłem znaleźć- mruknął obrażony, nawet nie odpowiadając na przywitanie. Zaczął pocierać obolałe czoło, na którym powoli rosła sporych rozmiarów wypukłość. Zaraz syknął rozdrażniony, zdając sobie sprawę z tego, że czynność ta przynosi mu tylko więcej bólu, dlatego wodził wzrokiem w poszukiwaniu chłodnego przedmiotu, którym mógłby obłożyć pulsujące miejsce.
-W pierwszej klasie stałeś sam, nawet nie znając języka i jakoś nie narzekałeś, że podszedłem do ciebie, bo inni się wstydzili- odrzekł Han, udając równie obrażonego co Felix, po chwili przypominając sobie o pytaniu, jakie miał zadać. - Tak swoją drogą, pamiętasz coś z wczoraj?
Ogromne, brązowe oczy, uważnie zlustrowały postać Jisunga, a następnie ich właściciel uśmiechnął się ledwo zauważalnie, ale krzywo z powodu bólu. Jakby zapomniał o swoim fochu sprzed paru sekund, pokiwnął głową, sprawiając tym, że szczęka Jisunga opadła niemal na samą ziemię.
-Wszystko?!- ponownie spytał niższy, na twarzy mając wymalowane czyste niedowierzanie. Jak miał wierzyć w słowa przyjaciela, skoro wydawało się, że wczoraj były momenty, w których kompletnie nie kontaktował, nie wiedział, co się dzieje i co robi? Twierdząca odpowiedź była dla fioletowowłosego niemożliwa, skoro Felix nie mógł być świadomy połowy rzeczy... -Nawet to jak Changbi-
-Kurwa, jesteśmy zgubieni... - jęk Felixa połączony ze złapanie się za głowę, przerwał wypowiedź chłopaka. Załamany zerwał się z łóżka, w pośpiechu wbiegając do łazienki, po raz drugi dzisiejszego dnia, sprawiając, że brwi Jisunga zmarszczyły się w irytacji.
-Jacy zagubieni? Poza tym nie przerywaj mi, kiedy coś mówię, szczególne, że dla ciebie usłyszenia tego, powinno być ważne- podążył za chłopakiem, stając w drzwiach, z założonymi rękami opierając się o ich framugę.-Changbin cię wczoraj p-
-Jisung, jest siódma.
Trzy słowa podziałały na chłopaka o wiele bardziej mobilizująco, niż prawie dwuletnie prośby i krzyki matematyczne, próbującej nauczyć Hana czegokolwiek. Zastygł w bezruchu z przerażoną miną i szeroko otwartymi oczami. Sekundy po tym oboje zaczęli biegać po pokoju, w ekspresowym tempie pakując rzeczy potrzebne do gry, bidony, których nawet nie zdążyli napełnić wodą, ubrania na zmianę i ręczniki, których potrzebowali w razie prysznica. Nie obeszło się bez przekleństw i wyzwisk, szczególnie gdy jeden pomylił swój strój z tym drugiego, przypadkiem stanął mu na gołą stopę, czy zabrał wcześniej przygotowane skarpetki.
Po paru minutach przepychania się w drzwiach i kłótni, który z nich powinien je zamknąć, biegli ile sił w nogach na miejsce zbiórki, mając w sobie cień nadziei na to, że nie oberwie im się aż tak mocno.
~~~
Changbin zawsze marzył o uroczej, niższej od niego dziewczynie, z którą mógłby w ukryciu przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi trzymać się pod stołem za ręce, wymieniać krótkie, ale czułe pocałunki na ich ulubionym filmie w kinie, czy przytulać bez powodu, oglądając tanie romansidło na kanapie, rozmawiając przy tym oraz śmiejąc się głośno z każdej bardziej tandetnej sceny.
Brzmiało to, jak wymysły rozmarzonej trzynastolatki, pragnącej znaleźć miłość swojego życia, sprawiając tym, że było to jeszcze bardziej denne niż produkcje o miłości od pierwszego wejrzenia czy nieszczęściu dwójki kochanków, rozdzielonych przez nieprzychylny los. Jednak właśnie tego potrzeba było maturzyście. Związku, w którym wszystko będzie jak z bajki, a nikt nie będzie w stanie tego zepsuć. Problem leżał w tym, że chłopak rzadko kiedy wylewnie okazywał swoje uczucia, a nawet jeśli ktoś sprawiał, że jego serce zabiło nieco szybciej, nigdy nie było to nic wielkiego, niezwykłego czy niespotykanego. Tylko w towarzystwie chłopaka, którego włosy ostatnimi czasy zmieniły swój kolor na brązowy, czuł, że puls przyspiesza, a do twarzy dochodzi więcej krwi, powodując, że staje się czerwona. Jednak dla tego zjawiska istniało bardzo proste i banalne wytłumaczenie.
Felix irytował go okropnie. Swoją nachalnością, nietaktownością i głupotą doprowadzał do stanu, w którym ze wstydu i zażenowania aż czerwieniały mu uszy. Na każdym ich spotkaniu nie mógł darować sobie głupawych tekstów, niedyskretnego wpatrywanie się w Seo czy "przypadkowych" gestów, dzięki którym mógł nieco zbliżyć się do chłopaka. I to wcale nie tak, że Changbin był przeciwny temu, że Felixowi mógłby spodobać się inny chłopak, nawet on sam. Po prostu nie pasował mu fakt, że nieustannie narzuca się, przekraczając tym jego strefę komfortu i przestrzeni osobistej. Był w stu procentach pewien, że nie mógłby zakochać się w osobie tej samej płci, dlatego nie wiedział, dlaczego drugi wciąż próbuje, mając świadomość tego, że i tak zostanie odrzucony. Mimo wszystko były też momenty, w których trzecioklasiście było szkoda młodszego. Nie ukrywając, spędził z nim dużo czasu, z czego większość osób raczej nie zdawała sobie sprawy. Sam na sam Felix zachowywał się nieco spokojniej, był bardziej opanowany i mniej energiczny. W jego oczach nadal dało się dojrzeć dziecięcą fascynację i ekscytację, ale jakby wstydził się wylewnie okazywać uczucia, mając przed sobą jedynie Changbina.
Jednak wracając do teraźniejszości, chłopak prawie całą noc rozmyślał nad jedną rzeczą, dopiero nad ranem zamykając oczy na dosłownie parę godzin. Jego orientacja była pewna. Fakt, że poza przyjaźnią z Felixem nie chce niczego więcej też. Dlatego zastanawiające było, co takiego popchnęło go i nie zahamowało w odpowiednim momencie, kiedy wczorajszej, a może już dzisiejszej nocy, pochylił się nad młodszym, spełniając jego prośbę.
Niby nic nieznaczący buziak, nietrwający nawet dwóch sekund. Najzwyklejsze dotknięcie się warg dwójki osób, które nie mogło być nazwane prawdziwym pocałunkiem. Jednak serce rozgrywającego biło po nim jak oszalałe przez następne pół godziny, a obraz zamkniętych, okolonych gęstymi rzęsami oczu Felixa, rumianych po alkoholu lub od bliskości ze starszym, piegowatych policzków i zaskakująco miękkich, również zaróżowionych ust, na długo pozostał w głowie Changbina.
Zawsze gdzieś z tyłu jego czaszki gryzły go nieprzyjemne myśli, w których obawiał się tego, że Felix jedynie robi sobie z niego żarty. Może był naprawdę dobrym aktorem, a chodziło mu o ośmieszenie starszego, ponieważ nie był zbyt miły? Może to, że dał się przekonać i za bardzo zaufał młodszemu, pozwalając sobie na tak odważny gest, było jego największym błędem?
Jego głowę nieustannie zaprzątały czarne scenariusze. Na szczęście głośne kroki, zdyszane oddechy dwóch chłopców i zdenerwowany głos Woojina przerwał mu, pozwalając odwrócić uwagę od złych myśli i poświęcić ją bardziej realnym sprawom. Na przykład takimi jak spocony, zestresowany, ślizgający się na wypolerowanych kafelkach Lee Felix i jego wielkie ślepia, w których Changbin dostrzegał niezrozumiały błysk nadziei.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top