~33~
-Mmmmm- słysząc ciche mruczenie, Changbin podniósł głowę znad swojego podręcznika. Nadal trzymając w dłoni zielony zakreślacz, zlustrował wzrokiem osobnika wydającego irytujący dźwięk.
-Podasz mi żółty?- nie odwracając oczu, wystawił dłoń w bok, swoją wypowiedź kierując do Chana. Razem z Woojinem siedział na sąsiadującym z tym Changbina łóżku, starając się zaprojektować plakat, tym samym przywłaszczając sobie wszystkie mazaki, kredki i cienkopisy, jakie chłopcy posiadali w pokoju, a ich ilość i tak nie była wystarczająca. Za parę dni we wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych miały odbyć się dni otwarte. Liczyli, że kolorowy, estetyczny i ciekawy plakat przyciągnie wzrok paru nowych graczy. Już za kilka miesięcy spora część drużyny, którą w większości tworzyli właśnie trzecioklasiści, kończyła szkołę, co za tym idzie, grę w siatkówkę. Zespół pozostałby wtedy niekompletny, klub prawdopodobnie rozwiązany, dlatego starali się, jak tylko mogli.
W chwili kiedy najniższy z pomieszczenia trzymał już w dłoni marker i mógł spokojnie powrócić do zaznaczania najważniejszych informacji, potrzebnych mu do przygotowania się do próbnej matury, jego uszy ponownie zaatakował denerwujący dźwięk. Chwilę próbował skupić się na czynności, ale mruczenie nie ustawało. Żyłka na jego skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować, a mięśnie ostrej linii szczęki drgnęły nieznacznie, mocno się napinając.
-Przymkniesz się w końcu, czy nie?- warknął, starając się nie za brzmieć nazbyt ostro, bo nie stało się jeszcze nic na tyle złego, aby się unosić. Jednak po znudzony i obojętnym spojrzeniu, jakie rzucił mu Minho oraz kolejnym o wiele głośniejszym i bardziej denerwującym pomruku, miał wielką ochotę cisnąć grubym zbiorem zadań z chemii, który odłożył na biurko, prosto w twarz kuzyna.-Ja pierdole, Minho. To nie jest śmieszne. W przeciwieństwie do ciebie chce zdać i dobrze napisać egzaminy.
-Myślę- przyznał w końcu brunet, z szerokim, łobuzerskim uśmiechem na ustach przypatrując się czarnowłosemu, jednocześnie wpychając do buzi garść ostrych czipsów, należących do jego ulubionych. Granie na nerwach i dokuczanie niższemu, zawsze sprawiało mu satysfakcję, a to, jak łatwo dało się go sprowokować, było dla niego okrutnie zabawne.- Przytyło ci się Binnie.
-W takim razie myśl ciszej- Changbin puścił uszczypliwą uwagę mimo uszu, szukając w spisie treści odpowiedniego tematu, mając w planach ponownie przeczytanie jego tekstu.
Mimo chwili spokoju, którą wyjątkowo otrzymał od Minho, jęknął cicho, pozwalając twardemu materacowi swojego łóżka, spotkać się z obolałymi po treningu plecami. Po dzisiejszym, ciężkim dniu miał dość dosłownie wszystkiego. Dwie biologie, kartkówka z angielskiego, zadane przez panią Kang wypracowanie i oczywiście próbne, jak i te właściwe matury, które nadchodziły wielkimi krokami, przysparzając wszystkim trzecioklasistom załamań nerwowych. Ciężki trening w tym wypadku był dla niego oderwaniem od przytłaczającej rzeczywistości i mimo zmęczenia, które po sobie zostawił, pozwalał na chwilę zapomnienia o narastających obowiązkach i przyprawiającej o mdłości rutynie.
Oczywiście istniał jeszcze jeden, najbardziej dający się we znaki problem. Aktualnie rzucał w niego kawałkami ziemniaczanych przekąsek, specjalnie głośno przy tym mlaszcząc. Był nim Lee Minho. Rano miał wyjątkowo dobry humor, nie dając Seo chwili spokoju, cały dzień chichrając się głupio, przy wszystkim, co robił, obrzucając Changbina zgryźliwymi uwagami lub irytując dokładnie tak, jak w tym momencie. Teraz stał się bardziej ponury, ale nadal pozwalał sobie grać na nerwach biednego rozgrywającego.
W pomieszczeniu ponownie zapanowała kojąca cisza, przerywana zduszonymi westchnieniami, cichym chichotem Chana lub Woojina lub skrobaniem długopisu o pogryzmolone kartki papieru.
-O co ci chodzi? Chcesz nam coś powiedzieć i nie wiesz, jak zwrócić na siebie uwagę? Coś się stało?- po kilkuminutowej przerwie, poczynania Minho wznowił się i przyciągnęły uwagę kapitana, który w połowie czujnym, w połowie groźnym wzrokiem, przyglądał się jego twarzy, której oczy wbite były w śnieżnobiały sufit. Miał dziwne przeczucie, dotyczące tego, że tym razem Minho nie robi sobie głupich żartów i coś naprawdę go gryzie, dlatego również im, a szczególnie Binowi, dotkliwie dogryza już od popołudnia.
-Po prostu myślę- powtórzył się, ale mimika, z jaką słowa wpłynęły z wąskich ust nie była w stanie zdradzić, co dokładniej siedzi w jego głowie.
-Stało się coś złego?
Minho podparł głowę na dłoni, poprawiając się na dywanie, na którym zmuszony był się położyć. Changbin rozłożył notatki na swoim posłaniu, uniemożliwiając mu zajęcie tego miejsca.
-Nie mam pojęcia, co zrobić na święta. Został tylko miesiąc, matka chce, żebym jechał do niej do Japonii, ale Jisung... - urwał, szybko spoglądając na Changbina, ponieważ jak na razie tylko on był świadomy związku dwóch chłopców.-Zostaje tutaj, a nie chce, żeby był sam. Nie poleci przecież do Malezji, a jeśli Felix nie pojedzie do domu, Changbin na pewno weźmie go do siebie.
Chan spuścił nogi na podłogę, czując jak z powodu pory roku i lekko uchylonego okna, lodowata temperatura posadzki wywołuje nieprzyjemne dreszcze oraz gęsią skórkę na jego ciele.
-Rozmawiałeś z nią o tym? Z Jisungiem też?-przechylił głowę w bok, a burza złocistych loczków przysłoniła mu pole widzenia, dlatego zmuszony był ogarnąć je do tyłu.
-Z mamą tak. Ustaliliśmy, że jeśli chce i sobie poradzę, mogę zostać tutaj na stałe. Planowaliśmy, że kupię bilet i przylecę przed Bożym Narodzeniem, spędzimy razem trochę czasu, zabiorę koty i wrócę. Nie przemyślałem tylko tego, co z nimi zrobię, dlatego teraz się nad tym zastanawiałem- ta wypowiedź spowodowała na twarzy Changbina niedowierzanie.
-Czyli od pół godziny przeszkadzałeś nam, bo martwisz się o swoje kotki? I to jest takie ważne?
Chan ucieszył rozgrywającego machnięciem ręki, a kiedy jego buzia nadal się nie zamykała, obrzucił go dyscyplinującym spojrzeniem. Seo burknął coś niezrozumiałego pod nosem, następnie milknąc, ale nic sobie z tego nie robiąc, Chris ponownie zapytał.
-Poza zwierzętami i tym, że będzie ciężko, kiedy zostaniesz, w czym widzisz problem?- prawie niezauważalnie wzruszył ramionami, marszcząc lekko grube brwi. Pod naciskiem dłoni Woojina na jednym z barków, odwrócił głowę w jego stronę.
-Chciałbyś siedzieć w akademiku na święta?-najstarszy zabrał głos, tym samym powodując na twarzach reszty smutne, zrozumiałe wyrazy. Ta Chana poprzedzona była krótkim i przelotnym westchnieniem zdziwienia.
-Dlatego nie mam pojęcia co zrobić, bo nawet nie chciałbym jechać do Japonii i przedstawiać Jisunga jako mojego chłopaka. Mama prędzej by mnie zabiła, niż zaakceptowała, taki związek- smętnie skwitował Minho, uprzedzając propozycję, która w tym samym momencie zrodziła się w głowach reszty z obecnych w pokoju.
-Czyli jesteście razem?-Chan ponownie nie krył zaskoczenia, ale zaraz jego blade policzki rozjaśnił szeroki uśmiech, pokazując tym samym urocze dołeczki, będące powodem zazdrości sporej liczby osób.-Szybko, ale to było do przewidzenia.
Minho prychnął, kręcąc głową i ponownie ułożył się na podłodze, zakładając ręce za kark. Ostatni już raz wydał wkurzający dźwięk, a nie chcąc znowu podejmować tematu swoich rozterek, wpadł na zacznie lepszy i ciekawszy pomysł.
-Skoro ja mam Jisunga, Changbin Felixa, to teraz trzeba znaleźć kogoś wam staruchy. Nie sądzicie, że ładnie wyglądalibyście jako para? Kim Woojin i Bang Chan... Jak to nazwać Binnie?- odchylił się do tyłu, czekając na poparcie z jego strony.
-Jasne, że by pasowali. Na treningach i tak sprzeczają się, jak stare małżeństwo, więc wydaje mi się, że nie zrobiłoby to większej różnicy- najniższy od razu podłapał, o co chodzi, a po całym dniu traktowania, jakie zagwarantował mu Minho, nie ukrywał, że miał ogromną ochotę na chwilę droczenia się z przyjaciółmi.
-Przestańcie!- krzyk Chana, który ostatecznie zabrzmiał o wiele wyżej oraz soczyste rumieńce, które pojawiły się na policzkach milczącego Kima, wywołały jedynie gromki śmiech kuzynostwa, który nie miał końca przez jeszcze długi czas.
Minho ponownie odzyskał humor, na nowo zajadajac się czipsami. Changbin prawie zdecydował się podjąć ryzyka, związanego z zaproszeniem na święta grupki chłopców z drużyny. W sumie zdecydował, że przynajmniej nad tym pomyśli. Jeszcze nie dzieląc się tą informacją z nikim, chciał najpierw spytać o zgodę mamy, która i tak miała na głowie małego psa, dziecko jego starszej siostry, która wyjechała na wakacje, a już niedługo trzy spasione koty Minho, przywiezione przez niego z kraju kwitnącej wiśni.
A/N
Powoli zbliżamy się do końca :'))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top