~2~
-Dlaczego Changbin musi być dla mnie taki wredny?- pytanie po raz dziesiąty rozbrzmiało w pokoju, a Felix wykrzywił swoją piegowatą twarz w grymasie, dodatkowo przepełniając go dziecięcym nierozumieniem z odrobiną smutku.
- Może dlatego, że cię nie lubi, twoje marne teksty na podryw uważa za żałosne, a sam fakt tego, że tak oczywiście na niego lecisz, jest trochę za bardzo niewygodny? Przynajmniej dla niego?- westchnienie wyrwało się z ust Jisunga, a jego ciało ułożyło poprzecznie na twardym materacu, w końcu znajdując odpowiednią pozycję. Wolał nie owijać w bawełnę i od razu powiedzieć przyjacielowi, jaki jest jego punkt widzenia. - Poza tym myśli, że się z niego nabijasz.
Zupełnie nie wiedział, co było na tyle wyjątkowe, aby Seo Changbin zawrócił w głowie jego współlokatora. Nie był wysoki, niesamowicie przystojny czy też nad wyraz inteligentny. Jedynym, co wyróżniało go spośród tłumu dokładnie takich samych nastolatków, był ogromny talent i zapał do gry- takie przynajmniej było skromne zdanie Jisunga. Chociaż może jeszcze styl ubierania się, ponieważ outfit rozgrywającego zawsze składał się z czarnych ubrań. Dziwiło go jeszcze to, że trzecioklasista nie był obiektem westchnień tylko i wyłącznie Felixa. Spora ilość dziewczyn zawsze zjawiała się na każdym meczu drużyny, dopingując Seo, ale również resztę chłopców. Można powiedzieć, że każdy z nich był popularny wśród płci przeciwnej, która lgnęła do wysportowanych ciał, zupełnie nie interesując się resztą licealnych kandydatów na chłopaka, którzy skupiali się jedynie na nauce.
Jednak zakochanie Lee było zupełnie inną, o wiele głębszą sprawą, która ciągnęła się od sporego kawałka czasu.
Ówczesny blondyn, ponieważ dokładnie w tym momencie farbował włosy na ciemnobrązowy, czekoladowy kolor, co chwilę zmieniał obiekty westchnień, bardzo szybko tracąc zainteresowanie każdym z nich. Raz była to urocza i drobna ekspedientka z marketu obok, raz przystojny student spotykany podczas treningu na siłowni, a czasem jedna z idolek lub piosenkarek, których chłopak nawet nie był w stanie poznać, czy zobaczyć na żywo.
Coś zmieniło się podczas pierwszego tygodnia szkoły, kiedy Han i Felix po zapoznaniu się ze sobą, wspólnie uczestniczyli w rekrutacji do szkolnego klubu siatkówki. Po rozgrzewce, podstawowych ćwiczeniach i prostym sprawdzianie umiejętności mieli rozpocząć grę. Wtedy właśnie na boisko po raz pierwszy wszedł Changbin, wywołując tym u Felixa dosłowny paraliż kończyn i parusekundowe zatrzymanie akcji serca, które następnie wywinęło w jego piersi fikołka, bijąc z dwukrotnie szybszym tempie. Po minucie wpatrywania się w jeszcze nieznajomego, Lee krzyknął do Jisunga, który znajdował się raptem dwa metry dalej, najgłośniej jak potrafił: "Stary chyba się w nim zajebałem".
To wydarzenie można uznać za początek dość skomplikowanej i dziwacznej relacji, do której Changbin nawet nie chciał się przyznać. Należy jednak dodać, że głośny, niosący się echem krzyk, od razu nieznośnie zaatakował uszu trzymającego piłkę Changbina. Następnie zaserwowana, niedelikatnie trafiła w twarz Felixa, pozwalając go z nóg, prawie tak samo, jak osoba, która nadała rotacji i prędkości okrągłemu przedmiotów, tyle tylko, że mentalnie.
Od tego czasu Felix nie dawał spokoju, nieustannie próbując zdobyć chłodne, opierające się serce. Każda próba zawsze kończyła się porażką, jednak zdeterminowany nastolatek nie tracił zapału. Jisung kompletnie nie pojmował stanu, w jakim znajduje się jego kolega, może dlatego, że nigdy nie zaznał uczucia, jakim było zakochanie. Nawet nie ukrywał, że naprawdę bardzo chciał dowiedzieć się, co tak naprawdę znaczy prawdziwa miłość. Do tego jego usta ani razu nie spotkały się z wargami należącymi do innej osoby, czym jak na razie pochwalił się jedynie Felixowi. W zasadzie dla Jisunga bez znaczenia było, czy będzie to chłopak, dziewczyna, osoba znana mu lub nie, czy ten ktoś odwzajemni jego uczucia, czy będzie to miłość jednostronna. Po prostu chciał zakochać się ten pierwszy, wyjątkowy i ponoć najbardziej znaczący raz, aby przekonać się, jakie uczucia kierują kimś, będącym nie tylko pod wpływem zauroczenia.
Z zamyślenia wyrwał go trzask drewnianych drzwi oraz widok szczerzącego się od ucha do ucha przyjaciela. Nawet nie wiedział, kiedy zniknął w ciasnej łazience, zapewne brudząc większość jej powierzchni przy czynności, którą zapowiedział już parę dni wcześniej. Nie mógł doczekać się odpowiedniego dnia na wyjęcie papierowego kartonika z dwoma tubkami w środku oraz miniatutową buteleczką zawierającą odżywkę.
- Wyglądam przepięknie, nie?- młodszy zarzucił włosami koloru ciemnej czekolady, spoglądając na odbicie swojej sylwetki w szybie. Liczył na pozytywną odpowiedź, ponieważ zafarbował włosy impulsywnie, nie będąc do końca pewnym koloru, który mógł okazać się nieodpowiedni. Zdenerwowany i podekscytowany jednocześnie, zaciskał dłonie, czując, jak opuszki jego palców podszczypuje trema.
-Prezentujesz się wspaniale- w odpowiedzi otrzymał kiwanie głową i szczerą odpowiedź fioletowowłosego przyjaciela. Teraz ciemne, dopiero co wysuszone kosmyki ułożone w staranną fryzurę niemal błyszczały w świetle dwóch lampek nocnych, dających białe światło, które w całości oświetlało mały pokój. Wszystko byłoby wręcz idealnie, jednak cały efekt psuła stara, nieco przymała koszulka, którą Felix zakładał tylko do farbowania włosów, mając zbyt duży sentyment, aby się jej pozbyć. - Wyrzucisz ją kiedyś?- starszy zaśmiał się i wskazał palcem na ubrudzoną część garderoby.
Felix wywrócił oczami i zdjął z siebie, podarowany przez babcie świąteczny prezent. Wyrzucił go do tyłu, zaszczycając Jisunga widokiem nagiego torsu, na którym rysowały się kontury delikatnie odznaczających się mięśni. Wszystko byłoby w porządku, gdyby stara koszulka spadła na ziemię.
Oczywiście kolej rzeczy nie chciała, aby potoczyło się to tak prosto. Zamiast tego zawisła na twarzy niskiego, czarnowłosego rozgrywającego, który bez pukania wszedł do pokoju obarczonego numerem sto dwanaście, mając na celu, pochwalę swojego adoratora i drugiego, leżącego na łóżku chłopaka.
Hanowi po raz pierwszy, dane było zobaczyć zarumienionego Felixa. Cały czerwony uciekł do łazienki, zakluczając się, a do uszu dwójki pozostałej w pokoju, nie doszedł żaden, nawet najcichszy dźwięk. Changbin stał dokładnie w tym samym miejscu, że zmarszczonymi brwiami, ściągając zawisłą na jego twarzy koszulkę, aby odezwać się dopiero po ciężkiej chwili milczenia.
-A temu co? Zachowuje się tak, jakby nie grał, ze mną w jednej drużynie od ponad roku i nie przebierał się w tej samej szatni trzy razy w tygodniu- mruknął pod nosem, dodając krótko, że mają nie spóźnić się na zbiórkę, a następnie opuścił progi pokoju młodszych kolegów, grzecznie przepraszająco za najście.
Mimo wszystko na jego policzka również widoczne były rumiane plamy, które nie mogły umknąć bystrym oczom Hana. Rozpogodził się i zaczął zastanawiać, skąd u opanowanego, wiecznie chłodnego Seo taka, a nie inna reakcja, ale szybko porzucił tę myśl, wracając na ziemię. Nie mógł zapominać o Yongboku.
-Już sobie poszedł- nie wiedział, czemu szepcze przez dziurkę od klucza, ale Felix nadal nie opuścił łazienki, zaczynając go poważnie martwić. Raczej nie brał pod uwagę możliwość takiej, jak sprzątający przyjaciel, a zawał z powodu spotkania z Changbinem również nie mógł wchodzić w grę. Zniecierpliwiony chwycił leżąca na biurku linijkę, umiejętnie przekręcając zamek, niemal od razu uchylając drzwi. W wypełnionej po brzegi wannie w dużej ilości piany i pary, głaszcząc gumową kaczkę, wylegiwał się Felix. Zaskoczony przeniósł spłoszony wzrok na włamywacza. Po paru chwilach uśmiechnął się do skołowanego Hana, który nie miał bladego pojęcia, dlaczego drugi kąpie się już o dziewiętnastej, kiedy za oknami nie zdążyło zrobić się ciemno. Dopiero pytanie, które zadał Felix, rozjaśniło wszystkie wątpliwości i ukazało jego plany na dzisiejszy wieczór i noc.
- To co, gotowy na balangę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top