~15~
Od ostatnich wydarzeń minął okrągły tydzień, w którym Felix i Changbin nie zamienili ze sobą ani jednego słowa.
Unikali się jak tylko mogli, a kiedy ich spojrzenia przypadkowo spotkały się na szkolnej stołówce czy korytarzu speszeni odwracali wzrok.
Seo okropnie martwił się o stan bruneta.
Na jego twarzy rzadko witał uśmiech, oczy miał podkrążone i smutne. Mówił jakby mniej, a apetyt zmalał mu dziesięciokrotnie.
Nie pojawił się na żadnym treningu, co było informacją o podłym humorze nastolatka i być może załamaniu, bo co, jak co, ale Lee Felix nigdy nie opuścił ani jednego dnia ćwiczeń.
Changbin nie wiedział jakie emocje targają atakującym, ani jakie jest jego dokładne samopoczucie, lecz pewnym było, że jest źle. Bardzo.
Miał juz dawno porozmawiać z drugoklasistą.
Uniemożliwiały mu to jednak obawy, strach i sam chłopak.
Kiedy czekał na niego przed klasą ten jak najszybciej wychodził drugim wejściem i szedł z nauczycielem pomagając nieść książki oraz przeróżne rzeczy do pokoju grona pedagogicznego.
Na obiedzie siadał przy najbardziej zatłoczonym przez uczniów stoliku, czy też nie przychodził w ogóle, zapewne się głodząc.
Starszy kilkukrotnie próbował zacząć rozmowę, kiedy młodszy wracał do i wychodził z pokoju, ale on od razu zatrzaskiwał drzwi lub zaczynał iść szybkim krokiem w przeciwnym kierunku.
Nie chciał konfrontacji z Changbinem, czego starszy nie mógł zrozumieć. Przecież nawet nie wiedział o co chodzi rozgrywającemu, czego dokładnie od niego chce, a krótka rozmowa na pewno by go nie zabiła. Przynajmniej fizycznie.
We wtorek, czyli ósmego dnia po poróżnieniu się dwóch chłopców, maturzysta nie wytrzymał. Chciał wziąć sprawy w swoje ręce i zakończyć całą tą zagmatwaną historię.
Gdy tylko wstał wyszedł, nie zważając na to, że nadal jest w piżamie.
Błyskawicznie przebiegł pół szkoły, nie zwracając uwagi na zmęczenie, które dawało o sobie znać złośliwie gryząc w płuca i przyspieszając bicie serca.
Chociaż może biło szybko z innego powodu?
Nie pukając wkroczył do pokoju, o takim samym numerze, jak ten alarmowy i rozejrzał się.
Na szczęście przebywał tam pożądany osobnik, który leżał na swoim łóżku wpatrując się tępo w szary sufit.
Kiedy zobaczył Changbina wystraszył się nie na żarty. Serce zaczęło bić sto razy szybciej i doprowadzało do twarzy tyle krwi, że dorodny pomidor mógłby się przy nim powstydzić.
Otworzył usta, ale nie miał pojęcia czy powinien coś powiedzieć. Nawet gdyby chciał zapewne nie dałby rady.
Starszy już brał głęboki oddech, chcąc zacząć wypowiedź, którą przygotowywał sobie od paru dni (z pomocą Chana i Minho).
Zawarte były w niej wszystkie rzeczy jakie chciał przekazać Felixowi i oczywiście przeprosiny, ponieważ chyba nigdy w życiu nie miał tak wielkich wyrzutów sumienia, a jego poczucie winy było ogromne. Bardzo chciał naprawić lub chociaż zachować relacje z chłopakiem, bo nie wyobrażał sobie życia bez niego.
Oczywiście nie mogło być dnia bez niespodzianki.
Changbin zdąrzył wypowiedzieć tylko imię chłopaka, kiedy z łazienki wyszedł Jisung.
Zawinięty w różowy szlafrok, we wzorki podobne do koszulki Australijczyka, z przymkniętymi oczami mył sobie zęby. Zamarł na widok rozgrywającego.
Szok na jego twarzy szybko zastąpiła złość i oburzenie.
Co on tutaj robi!?
-Zostaw mojego Felixa!- krzyknął, plując przy tym śliną z pastą.
Twarz trzecioklasisty ubrodzona była małymi, białymi kropelkami miętowej piany. Jedna z nich wpadła mu nawet do oka niebezpiecznie szczypiąc.
-Hej! Co ty...
-Panu już podziękujemy, do widzenia- Han kulturalnie wypchnął chłopaka przed drzwi, zaraz je zakluczając. Odetchnął z ulgą i podszedł do Australijczyka.
-Wiesz, w sumie to kiedyś muszę z nim porozmawiać- nieśmiało zaczął Felix z wyrazem twarzy zupełnie wypranym z uczuć.
-Na pewno nie w takiej sytuacji. Powinien przyjść do ciebie z bukietem kwiatów, czekoladkami i całować ci stopy. Pfff. Jeszcze sobie tutaj bezczelnie wchodzi, kiedy ja zażywam kąpieli i myśli, że wszystko będzie dobrze. Co za pajac!
-Ale wiesz, że nie mogę tak....
-Cicho, cicho, cicho, ja się wszystkim zajmę. Ty już się lepiej nie martw.
Problemem było tylko to, że Felixa okrponie martwiło to, co tym razem wymyśli jego współlokator.
***
Jisung szedł korytarzem nie zwracając większej uwagi na to, że w klasach jakie mijał nadal trwają lekcje.
Nie dość, ze zdenerwował go poranny najazd menagera drużyny na ich pokój, to przed chwilą dostał wiadomość od kuzyna rozgrywającego, który prosił o spotkanie.
Przez to musiał zerwać się z angielskiego, a tak się składało, że zawsze był i będzie to jego ulubiony przedmiot.
Wychodząc po schodach na dach, głowił się o co chodzi tym razem.
Planował zachować spokój i normalnie pogadać z nowym uczniem, ale mimo wszystko jego trzęsące ręce były okropnie mokre od potu, oznajmiając mu, że bardzo się denerwuje.
Starszy chłopak pozbawiał go pewności wszystkim co robił, a każdy jego gest Han uważał za aż nadto perfekcyjny.
Onieśmielał samym wyglądem, a charakter nie pomagał w odzyskaniu odwagi.
Myśląc tak, nie zauważył ostatniego schodka i poślizgnął się wpadając w silne ramiona, które ledwo co zdołały go złapać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top