~1~

Grupka nastoletnich uczniów, będących zespołem siatkarskim Liceum Sojin, stała przed budynkiem szkoły w nerwowym oczekiwaniu, któremu towarzyszyły ciągłe i nieustające westchnienia oraz sapnięcia. Rozglądali się dookoła w poszukiwaniu zapewne roztrzepanych i nieuczesanych czupryn dwóch spóźnialskich zawodników- Lee Felixa i Han Jisunga.

Mimo iż obaj wspólnie dzielili pokój w szkolnym akademiku, prawie nigdy nie potrafili wyrobić się na odpowiednią godzinę, zawsze przychodząc przynajmniej parę minut po umówionym czasie. Warto również dodać, że drzwi ich mieszkania, oznaczone numer sto dwanaście, umiejscowione były na parterze, a dojście do dziedzińca budynku, miejsca dzisiejszej zbiórki, zajmowało im około trzech minut.

Najstarszy z siatkarzy- Woojin, trzecioklasista pełniący funkcję zastępcy kapitana, był z natury spokojnym i bezproblemowym człowiekiem, który nie lubił żadnych awantur, kłótni czy napiętych sytuacji, unikając ich jak ognia. Teraz zdenerwowany tupał nogą, sprawiając, że uczucie niepokoju powoli ogarniało całą drużynę, a mocno rozgniewana mina, zwiastowała nadchodzącą burzę.

Umięśnione ręce chłopaka skrzyżowane były na piersi, zaciskając długie, smukłe palce na opalonych przez wakacyjne słońce przedramionach. Przez nerwy nie zwracał uwagi, na boleśnie wbijające się w skórę paznokcie. Drugoklasiści nieźle nagrabili sobie przez miniony tydzień, a teraźniejsza sytuacja tylko przypieczętowała, jak można było się spodziewać, ich marny los.

~~~

-Jeśli dzisiaj też odwalicie cokolwiek, co nawet w najmniejszym stopniu będzie niezgodne z regulaminem, a nauczyciele mogą was za to usadzić, nie zagracie w jutrzejszym meczu- głos niskiego bruneta był stanowczy i nieco szorstki, a małe oczy wodziły od postaci chudego libero, do wyższego o parę centymetrów Australijczyka. Przez zbyt intensywne wpatrywanie się w starszego, prędkość wypowiadanych słów, które wypadły ze zbyt kształtnych ust o wiele za szybko oraz wciąż nie do końca dopracowane umiejętności posługiwania się koreańskim, Felix nie zrozumiał dokładnie tego, co mówił.
Jisung zamarł i rzucił mu poddenerwowane, ukradkowe spojrzenie.

Obaj uważali, że są w drużynie dość znaczącymi graczami, a ich strata mogłaby kosztować wiele. Kolejną sprawą był fakt, że na treningi przychodziła zawsze ta sama liczba osób, a ławka rezerwowych zajmowała była tylko przez najmłodszego ze wszystkich Jeongina, który grając na pozycji rozgrywającego, mógł zastąpić jedynie Changbina.

- Na wasze miejsce wejdą wtedy Namyoun i Ganggyu, którzy przyszli na trening w środę, kiedy nie było was na miejscu- brwi obu chłopców, szczególnie nie do końca rozumiejącego, o co chodzi atakującego, powędrowały do góry.

Równocześnie spojrzeli na wymienionych wcześniej pierwszaków, dość niedyskretnie lustrując każdy ich szczegół, doszukując się rzeczy, które wskazywałyby na to, że faktycznie mogliby godnie zastąpić ich pozycje. Nieznani im chłopcy byli chudzi, mało atletyczni, a cienkie nogi trzęsły się jak galareta, przez co nawet Changbin nie był w stanie stwierdzić, czy jest to sprawka stresu, czy po prosty mają tak na co dzień. Jeden nich patrzył się na dosłownie wszystko, skacząc spłoszonymi oczami po suficie, ścianach, rozrzuconych na podłodze piłkach, czubkach własnych butów. Pomijał jednak postacie trzech, należących do drużyny graczy. Żaden z nich nie wyglądał, jak odpowiedni kandydat na zawodnika, a tym bardziej taki, który przyczyniłby się do wygranego meczu.

-Dopiero zaczynają- po sali jeszcze raz rozniósł się głos Seo, tym razem sprawiając wrażenie nie do końca przekonanego. Jednak decyzja zapadła już wcześniej.

-Tak jest, hyung- po ostatnim komentarzu głowa Jisunga energicznie pokiwała w przód i tył, wzbudzając tym puszyste, jak zawsze nieułożone włosy.

- A ty Lee?- rozgrywający przechylił głowę w oczekiwaniu na odpowiedź i lekko wydął dolną, bardziej pełną wargę. Czynność ta ponownie przykuła uwagę chłopaka, do którego skierował pytanie.

- Hyung, wiesz, że jeśli ty o coś prosisz, zawsze to zrobię- młodszy puścił niższemu oczko, jednak czarnowłosy odwrócił się na pięcie i udając odruch wymiotny, postawił pierwsze kroki w stronę wyjścia. Przypominając sobie o jeszcze jednej sprawie, zatrzymał się w półkroku.

- Wiąże się to z tym, że nie idziecie na dzisiejszą, szkolną imprezę. Jutrzejszy wyjazd przewidziany na siódmą rano, dlatego macie być żywi i trzeźwi- następnie nie oglądając się, zostawił drugoklasistów samych, nawet nie racząc spojrzeniem zaskoczonych i zszokowanych buzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top