oo2 Panie Potter, ostatnie ostrzeżenie
Dzisiejsze sklepienie w Wielkiej Sali wyglądało doprawdy imponująco. Choć właściwie, czy kiedykolwiek nie wyglądało imponująco? Nie wydaje mi się. Bialutkie obłoczki sunęły po błękitnym niebie. Jedne się łączyły, drugie rozdzielały. Jeszcze inne ścigały się, które pierwsze znajdzie się na końcu pomieszczenia.
Harry siedział przy stole razem z Ronem i Hermioną. Wziął do buzi kawałek bułki, uparcie ignorując zalotne spojrzenia, jakie rzucał mu Malfoy ze stołu Ślizgonów. Miał już go po dziurki w nosie, jeśli dotychczas jeszcze nie miał. Blondyn od dwóch tygodni przysiadał się do niego na wszystkich zajęciach, które mieli razem i próbował na różne sposoby skraść jego serce.
— Czemu ten eliksir działa tak długo?! I kto wpadł na ten durny pomysł "rozkochania" we mnie Malfoya? — zadawał sobie te i jeszcze więcej pytań.
Odpowiedź na ostatnie dosłownie już do niego leciała. Puchacz Freda Weasley'a szybował prosto w jego stronę. Wylądował tuż obok talerza Neville'a i wysunął do Harrego nóżkę z małym liścikiem. Gdy Gryfon odwiązał wiadomość, sowa wzbiła się w powietrze i zniknęła mu z oczu.
— Spodziewasz się listu? — spytał Ron przeżuwając kanapkę z szynką.
— Nie specjalnie — przyznał tamten i otworzył zawiniątko. Rozprostował pergamin i zaczął czytać.
Cześć Harry!
Mamy nadzieję, że fretkowa niespodzianka bawi Cię równie mocno jak nas. Tylko zabezpieczajcie się!Mikstura powinna przestać działać gdzieś po drugim lub trzecim tygodniu. Długość trwania tej fazy zależy od Twojej atrakcyjności i masy ciała Draco.
Polecamy się na przyszłość!
Fred i George
PS: Jak mu minie, to niestety nie będzie niczego pamiętał.
Harry ze złością ścisnął papierek w dłoni. Jego minę przypominającą Dumbledore'a, gdy ktoś obrazi miętówki, zauważyła Hermiona.
— Coś się stało? — spytała z nutą troski. Gryfon niezbyt lubił, gdy mówiła do niego w ten sposób. Brzmiało to, jak gdyby był małym dzieckiem, którym trzeba się opiekować.
— Tak — powiedział piorunując ją spojrzeniem — Wiecie kto stoi za tą sprawą z Malfoyem i eliksirem miłosnym?
— Kto? — spytał Ron z niezidentyfikowanym czymś w buzi.
— Fred i George
Rudzielec parsknął śmiechem. Zapomniał jednak, że w swojej jamie będącej postrachem dla wszystkiego, co jadalne, miał jeszcze niepołknięte coś. Zaczął się krztusić zatykając dłonią usta. Gdy jego organizm się uspokoił, wydusił rozbawiony:
— Tak myślałem
— Doprawdy? — zdziwił się brunet — To czemu nic nie powiedziałeś, gdy próbowałem odkryć kto to zrobił?
— Wybacz, stary, ale zabawnie było patrzeć, jak robisz swoje dochodzenia.
— Nie, nie było! — obruszył się.
— Mocz goblina na mojej twarzy też nie był zabawny, a ty jakoś się śmiałeś!
Hermiona słuchała ich wymiany zdań, przelatując wzrokiem od jednego do drugiego, jak piłeczka pingpongowa w mugolskiej grze sportowej.
— Czasem się zastanawiam co robicie w wakacje, gdy nie ma mnie z wami. Teraz mam już odpowiedź.
— Nie czuj się jakaś odcięta, Mionka. Jak chcesz, to poproszę moich braci, by i ciebie polali goblinimi sikami — rzucił Ron z żartem w głosie.
— Te atrakcje zatrzymajcie dla siebie.
Nagle Harry poczuł zapach ekskluzywnych, męskich perfum i dotyk zimnych rąk oplatających go od tyłu. Spiął się na całym ciele.
— Cześć Potty — mówił znajomy głos.
— No nie! Czym ja znowu zawiniłem, powiedz mi Merlinie! — rozpaczliwie obrócił głowę, chcąc upewnić się, czy to aby napewno jasnowłosy Ślizgon, a nie jakieś jego halucynacje. Nie było to dobrym posunięciem, bo ten — korzystając z okazji — pocałował go w odsłonięty policzek. Pytanie na temat halucynacji uzyskało przeczącą odpowiedź.
Potter wstał szybko i odsunął od siebie Dracona. Posłał przyjaciołom przepraszające znaczenie i szybkim krokiem wyszedł z sali. Mając nadzieję, że jego adorator go nie dogoni, pobiegł do dormitorium. Mógł mierzyć się z Lordem Voldemortem, dementorem, czy nawet Rogogonem Węgierskim, ale nie z zakochanym w nim Malfoyem.
—
— Co teraz mamy? — spytał Ron zawieszając się na jego ramieniu. Harry szedł właśnie mało znanym korytarzem, by uniknąć konfrontacji z "prześladującym" go blondynem. Zachowanie Ślizgona było co najmniej dziwne i krępujące.
— Obrona Przed Czarną Magią ze Snapem. — odpowiedział i powoli ruszył w stronę odpowiedniej sali. Przygotował się na nieuniknione spotkanie z Draco, bo tę lekcję mieli ze Ślizgonami.
Gdy zadzwonił dzwonek, dwaj chłopcy rzucili się biegiem do miejsca w którym mieli zajęcia. Severus Snape nie tolerował nie tylko szamponu, ale i spóźnień.
Na szczęście, zdążyli na czas i szybko zajęli miejsca. Ron, jak zwykle, usiadł z Hermioną, a Harry sam w ławce obok. Niestety jego samotność nie trwała długo, bo mistrz w utrzymywaniu idealnej fryzury przysiadł się obok. Nie było to dla Gryfona niczym nowym, bo Malfoy ostatnio ciągle tak robił, ale miał nadzieję, że tym razem sobie odpuści. Chyba śnisz — mówi mu życie.
Wojnę można prowadzić na kilka sposobów. Ci dwaj prowadzili ją jednak w najciekawszy sposób z jakim miałam do czynienia. Draco przybliżał się do Wybrańca i kładł głowę na jego ramieniu, a on odsuwał się i odtrącał go ręką. W pewnym momencie nie wytrzymał i szepnął sfrustrowany:
— Daj mi spokój!
Snape momentalnie zwrócił ku chłopakowi zimne spojrzenie i powolnym krokiem sunął do niego jak nietoperz.
— Panie Potter — wycedził z drwiącym uśmieszkiem na twarzy — Jestem w stanie zrozumieć, że pana i pana Malfoy'a łączą doprawdy bliskie relacje, jednakże może mógłby pan zaprosić go na randkę po lekcjach, a nie przeszkadzać mi w prowadzeniu Obrony Przed Czarną Magią? Kto ale kto, lecz akurat pan powinien wiedzieć jak niebezpieczne są obecne czasy i jak ważne jest się przed nimi bronić.
Harry poczuł jak pieką go policzki i spojrzał profesorowi w oczy zaciskając szczęki.
— Minus pięć punktów dla Gryffindoru — powiedział Severus, a Gryfoni wydali z siebie jęk zawodu — Cisza! — wszyscy natychmiast umilkli — A teraz, panie Potter, proszę mi odpowiedzieć na pytanie. Do czego służy zaklęcie patronusa i co należy zrobić, by zadziałało ono poprawnie?
Harry ucieszył się w duchu, że chociaż w tym przedmiocie Snape nie zrówna go z podłogą.
— Zaklęcie patronusa to zaklęcie odganiające dementora. By zadziałało jak należy, trzeba przywołać do siebie najszczęśliwsze wspomnienie. — odpowiedział, lecz nawet jeśli nauczyciel był zadowolony z odpowiedzi, nie dał tego po sobie poznać.
— Masz szczęście — rzucił w końcu — I proszę nie przeszkadzać mi już więcej w prowadzeniu lekcji, chyba, że Gryffindor nie dba o to, kto w tym roku wygra Puchar Domów.
Wybraniec chciałby mu odgryźć, że ktokolwiek wygra, napewno nie będzie to Slytherin, ale trzymał język za zębami.
Nagle Draco potrząsnął głową, a jego wzrok się zmienił - wróciła dawna kpina na wszystkich i wszystko. Wróciła fretka i Harry pierwszy raz się z tego ucieszył. Ślizgon przez chwilę marszczył brwi zastanawiając się dlaczego siedzi z tym głupim Gryfiakiem, a potem syknął:
— Odsuń się ode mnie, Bliznowaty. Ta ławka nie należy tylko do ciebie.
— Kiedy to...
Nauczyciel OPCM odwrócił się gwałtownie.
— Panie Potter, ostatnie ostrzeżenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top