IX "Pisanie lewą noga po pijaku"

Był początek grudnia i okres przedświąteczny, gdzie wszyscy nauczyciele byli już myślami w swoich domach, przy świątecznym stole. W rezulacie rzadko robili testy sprawdzające, zadawali niewiele zadań domowych - w ogólności ich wymagania co do uczniów były dość skromne.

Dzięki temu Draco miał więcej czasu dla siebie i postanowił wykorzystywać go na odpoczynek przy obiecującym, mugolskim romansie.

Od niedawna zaczął czytać lektury napisane przez niemagicznych pisarzy, ponieważ przewertował już wszystkie dobre książki autorstwa czarodziei.

Ku jego zaskoczeniu, opowiadania tego gorszego gatunku człowieka nie były takie złe, jakie spodziewał się, że będą. Dzięki nim, wzbogacił swoją wiedzę na temat mugolskiego świata i zaczął czuć do nich odrobinę mniej pogardy.

Czytanie miało jeszcze jeden, dużo istotniejszy plus - maskowało jego tęsknotę za towarzystwem Pottera.

Wśród Ślizgonów miał garść przyjaciół, ale z większością z nich zadawał się tylko dlatego, ponieważ nalegał na to jego ojciec. Żadnych z tych osób w rzeczywistości nie lubił, ponieważ nieustannie rozmawiali o pieniądzach, Czarnej Magii i wojnie.

Odstępstwem była Pansy oraz Blaze, niemniej jednak Zabini nieustannie się gdzieś wymykał, a Parkinson zamęczała go dziewczęcymi plotami.

Choć na początku ich przymusowej współpracy nienawidził czasu spędzanego z Gryfonem, potem zaczął go cenić. Może i brunet był nader irytujący, ale wprowadzał do jego życia kontrastu, szczypty nowych wrażeń.

Jakkolwiek, Potter to wciąż Potter.

Wybraniec, nad którym wszyscy się pochylają, który ma mnóstwo przyjaciół, który ma bajkowe życie i któremu Ślizgon bardzo zazdrości. Dlatego symulował przed sobą, że nie zatęsknił za nim nawet na sekundę.

Wszystko szło należycie, dopóki czytanie romansów nie ujawniło swojego mankamentu - świadoności jak bardzo jest się samotnym. Pansy, która co tydzień bajerowała z kimś innym, również w tym nie pomagała.

Z zazdrością łypał wzrokiem na wszystkie pary chodzące po korytarzach i spędzał jeszcze więcej czasu na czytaniu. Efektem tego było większe przygnębienie, a Draco leczył je tym samym co było jego protoplastą i wpadał w błędne koło.

W końcu był tak zdesperowany rozmowy z kimkolwiek, że celowo spóźnił się na historię magii, ażeby "zupełnie przypadkowo" usiąść obok Pottera, nie widząc żadnych, innych, wolnych miejsc.

Wyjął pióro, zeszyt i podręcznik ze skórzanej torby, a następnie położył całość na ławce.

Profesor albo nie odnotował spóźnienia jednego z uczniów albo znajdowało się ono wybitnie głęboko w jego wieloletniej dupie.

Draco nie miał zamiaru zapisywać niczego, z tego co mówił nauczyciel, ponieważ dzięki ojcu miał omawiany temat poznał już dużo wcześniej.

Postanowił wykorzystać tę lekcję na zrobienie pracy dodatkowej z zaklęć. Pisząc zerkał ukradkiem na Wybrańca, który wydawał się być jedynie w połowie na jawie.

Myślał chwilę nad tym jak zainicjować rozmowę, gdy temat narzucił mu się sam.

- Merlinie, Potter. Masz okropne pismo - wpatrywał się w jego otwarty zeszyt z grymasem na twarzy, godnym pięciolatka na nocniku - Po pijaku, lewą stopą piszę lepiej.

Harry ziewnął i zamrugał kilkukrotnie, starając się w ten sposób rozbudzić oraz zrozumieć otaczającą go w tamtej chwili rzeczywistość. To była ich pierwsza lekcja tego dnia, w dodatku najnudniejsza z możliwych, więc bycie wyspanym graniczyło z niemożliwością.

- Daj spokój, na pewno nie piszesz dużo lepiej - urwał patrząc na kunsztowne notatki blondyna. - Zwracam honor, piszesz pięknie. Inne dziewczyny pewnie ci zazdroszczą.

Ślizgon prychnął, unosząc podbródek z godnością.

- A żebyś wiedział, może któraś ci o tym opowie, jeśli tylko, w dalekiej przyszłości, jakaś zechce z tobą rozmawiać.

- A tak się szczęśliwie składa, że od niedawna mam dziewczynę - Gryfon sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie - Poruszę z nią ten temat jeszcze dziś wieczorem.

Malfoy uniósł brwi w zdumieniu.

- Masz kogoś? - spytał obojętnym tonem. - Kogo? Jeśli chodzi ci o twoją prawą rękę, to ona niekoniecznie się zalicza.

Harry podziękował Merlinowi, że ma dosyć ciemną karnację, więc Draco nie będzie w stanie dostrzec jego lekkiego rumieńca zawstydzenia spowodowanego poruszanym właśnie tematem.

- Nie, ja i ręka to już przeszłość. Teraz chodzę z Ginny - odpowiedział z lekkim uśmiechem na myśl o Gryfonce. - Rozstała się z Deanem, więc wyczułem idealną okazję i do niej zagadałem.

Brunet zdecydował się pominąć fakt, iż porozmawiał z rudowłosą w głównej mierze przez natarczywe namowy Hermiony.

- Z tą wiewiórą? - spytał z obrzydzeniem. - Może i ma ładną dupę, ale puszcza się z każdym na prawo i lewo. Już pomijając fakt, z jakiej rodziny pochodzi. Zakładając tylko, że to co tworzą można nazwać mianem rodziny.

Potter wziął głęboki wdech, całym sobą starając się nie przywalić mu w twarz.

- Nie nazywaj jej tak, chyba, że bardzo nie możesz doczekać się wizyty u pani Pomfrey. Nazywasz siebie arystokratą, a używasz słownictwa godnego najzwyklejszego plebsu.

Blondyn poczuł się jakby ktoś bogato splunął mu na twarz. Wzdrygnął się oburzony.

- Wypraszam sobie, mój zasób słów jest niczego sobie. A już na pewno w porównaniu do twojego - rozdrażniony spojrzał mu w oczy.

- Więc to udowodnij - rzucił, odpowiadając mu wyzywającym wzrokiem.

Żaden z nich nie zdążył nic więcej powiedzieć, ponieważ w tej chwili zabrzmiał donośny dzwonek ogłaszający finis lekcji.

Wszyscy uczniowie zaczęli się pakować i pospiesznie wyszli z sali, chcąc jak najprędzej wyjść na korytarz.

Draco wyszedł jako jeden z ostatnich, myśląc o konwersacji z Gryfonem.

Potter na dziewczynę? Wspaniale! On też sobie jakąś znajdzie.

Ten palant zdefiniował jego słownictwo jako zbyt mało wyrafinowane? Świetnie! Następnym razem jak Malfoy się do niego odezwie, to nie zrozumie znaczenia połowy wypowiedzianych słów. Użyje tyle synonimów słów "zdrajca krwi" oraz "szlama", że ten nadęty Gryfon będzie mógł sobie napisać z nich trzytomową serię książek.

Ślizgon uśmiechnął się złowieszczo. Skoro Potter chce walki, to ją dostanie. Tylko niech przygotuje się na to, że będzie to najgorsza walka w całym jego życiu.

Draco szybko poprawił krawat, a w następnej chwili zaczął przepychać się przez tłum, szukając kogoś wzrokiem.

Po chwili rozpoznał pewną siebie, z lekka władczą postawę dziewczyny oraz ciemne włosy, które opadały jej luźno do ramion.

Przyspieszył kroku, a zatrzymał się dopiero, gdy stanął tuż obok Ślizgonki. Pochylił się w jej stronę, by mogła go dobrze usłyszeć i powiedział:

- Pansy Parkinson, czy pomożesz mi się na kimś odegrać?

- Mów dalej, masz moje pełne zainteresowanie.

Kości zostały rzucone.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top