Rozdział 28
-Hej widzieliście może dzisiaj Keith'a?-Zapytał swoich przyjaciół, siedzących na stołówce.
-Niestety, nie-Hunk, pokręcił głową.
-Ja też, nie. Może spytaj Shiro?-Zapytała Pidge, lustrując go uważnym spojrzeniem.
-Oh, no tak. Dobry pomysł. Dzięki-Odpowiedział i prawie odbiegł od stolika.
-Poczekaj! Znowu się pokłóciliście?
-Nie nazwałbym tego kłótnią, ale...Tak możliwe i teraz mnie unika.
-Hmm-Pidge wyglądała, jakby zaraz miała coś jeszcze dodać-Czyżby kolejna małżeńska kłótnia?
Obrzucił ją spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Teraz powinien znaleźć Shiro i zapytać go o Keith'a. W końcu kto go zna lepiej, niż jego własny brat?
>...<
Trójka licealistów stało w swoim ulubionym miejscu i rozmawiało. Shiro i Adam jak zwykle musieli pokazać światu, że ze sobą chodzą. Nie trzymali się za ręce, jednak stali tak blisko siebie, jakby zaraz jeden z nich miał stracić równowagę. Mimo to, nadal uważnie słuchali Matt'a, który opowiadał im jeden ze swoich koszmarów. W tym czasie Latynos, stał w pewnej odległości i ich obserwował. Nie, żeby się bał podejść i zagadać. Po prostu ciągle czuł się onieśmielony faktem, że Keith może mieć tak fantastycznego brata. W dodatku takiego, który potrafi publicznie trzymać Adama za rękę. Policzył w myślach do 3-ech i postanowił do nich podejść. Z miarą jak był coraz bliżej nich, coraz lepiej słyszał co mówił Matt.
-...Ugh znowu miałem ten sam koszmar. No naprawdę ileż razy, może mi się śnić coś takiego?! Znowu miałeś tę okropną, robotyczną protezę zamiast normalnej ręki...A j-ja miałem krótkie włosy! W dodatku w tym śnie, obcinała mi je moja własna matka! Bo twierdziła, że są za długie i wyglądam w nich okropnie. A ja byłem takim reblem, typowym badassem. A ty Adam...-Przerwał, bo był już bliski płaczu, a do tego Lance już się przy nich zjawił.
-U-um hej...-Przywitał się, niepewnym tonem.
-Cześć Lance...Co się stało?-Zapytał Shiro, widząc jego minę.
-Widzieliście może Keith'a? Jestem pewny, że mnie unika...
-Nie, nie widziałem. Co go skłoniło, do unikania ciebie?
-Wczoraj się spotkaliśmy...I powiedziałem mu, że go kocham. I powiedział, że to za wcześnie i od tamtej pory mnie unika...-Wyjaśnił, nieco zażenowanym głosem.
Matt stał obok i próbował zrozumieć całą zaistniałą sytuację. Odkąd Lance zaczął ''spotykać'' się z Keith'em ich rozmowy często schodziły na ich temat. Osobiście nie miał z tym problemów, ale fakt ,że oni ciągle mieli jakieś problemy ze sobą, był dziwnie uwłaczający. Dlatego zazwyczaj się nie odzywał, bo i tak nie dawał najlepszych rad. W dodatku przecież sam nie miał dziewczyny, to i tak jego rady byłyby bezużyteczne. Czasem czuł się z tym dość dziwnie. Nie chciał, by do końca życia nazywali go ''gejmerem'' czy ''nerdem''.
-Oh...
-Shiro wie o tym, aż za dobrze-Adam uśmiechnął się lekko.
-Coś podobnego zdarzyło się w moim śnie! Cz-czy ja jestem jakimś jasnowidzem?! Czy to ma jakiś sens?! Muszę się tym podzielić, ze światem!-Wykrzyknął nagle Matt i pobiegł w stronę schodów.
Spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Ale on już zdążył, zniknąć im z pola widzenia.
-Ta...Keith zawsze unikał nieznanych mu sytuacji...Miłość jest dla niego, naprawdę trudna i niezrozumiała...Myślę, że nie miał oporów, by się w tobie zakochać. Ale po prostu potrzebuje czasu, by zrozumieć fakt, że ludzie również odwzajemniają jego uczucia. A dlatego ich unika, bo myśli, że nie zasługuje na ich miłość-Powiedział cicho, w stronę Lance'a.
Przez moment zaległa, dziwna ciężka cisza. Stali we trójkę, gapiąc się w jeden punkt. Nagle Shiro, znowu niespodziewanie się odezwał.
-Ale hej, komunikacja jest kluczem. Jeśli nie znajdziesz go do końca dnia, możesz wpaść do nas. Już nie pozwolę na to, by unikał ludzi, którzy go kochają. I powodzenia-Uśmiechnął się do niego.
-Dzięki Shiro...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top