Rozdział 26


  Zbliżała się właśnie godzina przybycia Keith'a. Siostrzeńcy Lance'a przynajmniej od godziny zamęczali go pytaniami, kiedy przyjedzie jego ''super kolega z motocyklem''. Dlatego starał się jakoś ich zająć do momentu, gdy to nie usłyszał warczenia pojazdu i dzwonka do drzwi. Przemilczał także fakt, iż nazywają go ''super kolegą''.

-To napewno twój superowy kolega-Wykrzyknęli oboje, słysząc dźwięk dzwonka.

Patrzyli na niego w oczekiwaniu, odbijającym się w ich podekscytowanych oczach.

-Oh, tak to pewnie on. Pójdę mu otworzyć-Powiedział z zakłopotanym uśmiechem.

Zostawił ich i wyszedł z pokoju. Nigdy, by się nie spodziewał, że tak szybko go zaakceptują. Sam miał przecież pewne opory, przed tym na początku. Teraz szło mu zdecydowanie dużo lepiej. A dawne utarczki, jakby poszły w niepamięć. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, był jego uśmiechnięty wyraz twarzy.

-Hej-Powiedział, również odwzajemniając uśmiech.

-Hej-Odparł czarnowłosy, zbliżając się do niego i próbując pocałować na powitanie.

Latynos jednak ugiął się przed pocałunkiem i powstrzymał od tego Keith'a.

-Uhm...Nie teraz i nie tutaj-Mruknął, odsuwając się niepewnie.

Chłopak spojrzał na niego, ale pokiwał głową i bez słowa wszedł do środka. Lance był dość przewrażliwiony, na tym punkcie. Na przedpokoju już czekali, jego siostrzeńcy.

-Keith, to jest Sylvio i Nadia-Przedstawił ich-A to jest-

-Keef!-Zawołali, z przejęciem.

-Zabierzesz mnie, kiedyś na przejażdżkę swoim motocyklem???

-Keef! Twoje włosy są bardzo długie!

Czarnowłosy stał jak wryty, słuchając dwójki dzieci, teraz przekrzykujących się nawzajem. Był równocześnie zakłopotany, jak i onieśmielony. Nie wiedział czy to z powodu złego wymawiania jego imienia, czy też może z innego powodu cała ta sytuacja była dość zabawna.

-*Nadia, si quieres puedes jugar con el pelo de Keith-Powiedział, niespodziewanie Latynos uśmiechając się do dziewczynki.

-Taak!-Zawołała i podskoczyła do góry z radości.

Chłopak nie był pewny, co Latynos właśnie powiedział. Ale raczej to nie mogło, być nic dobrego. Zwłaszcza, że teraz na jego ustach pojawił się dziwny uśmieszek.

-Chodź, chodź!-Wzięła go za rękę i zaprowadziła na górę do pokoju Lance'a-Usiądź i poczekaj na mnie. Pójdę po odpowiednie akcesoria-Powiedziała i zniknęła w drzwiach.

-Co ty jej powiedziałeś?-Zapytał, mrużąc lekceważąco oczy.

-Oh, nie martw się. Dzięki temu, będziesz wyglądać naprawdę dobrze-Uśmiechnął się, wchodząc i siadając obok niego.

-Jestem!-Zawołała Nadia, wbiegając do pokoju.

Uklęknęła przy czarnowłosym. Zdjęła gumkę z jego włosów, by po chwili móc rozczesywać je delikatnie szczotką. Szybko i zręcznie zaplatała kosmyki w warkocza. Tego wszystkiego nauczyli ją Rachel i Lance.

-Gotowe!-Podała mu okrągłe lustereczko.

Warkocz na boku prezentował się wspaniale i musiał przyznać, że całkiem mu się podoba. Lance'owi chyba też, bo nagle zrobił się okropnie czerwony, co dość mocno kłóciło się z jego opaloną cerą.

-Teraz wyglądam, naprawdę dobrze?-Zapytał, nieśmiało.

-Uhh...tak. W końcu twoje włosy ładnie wyglądają-Mruknął, wbijając wzrok w niebieski puchowy dywan.

-*Tio Lance! Możesz mnie też, zapleść włosy? Żebym mogła założyć moją sukienkę z ''Krainy Lodu''!-Poprosiła go, dziewczynka.

-Okej. Fryzura Elsy czy Anny?

-Anny! W końcu Keef, jest Elsą!

-Już się robi-Uśmiechnął się i zabrał się do roboty.

Już po chwili dwa warkocze były gotowe. Nadia bardzo czule przytuliła Lance'a, po czym pobiegła do pokoju się przebrać. Keith patrzył na to wszystko, z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nadal czuł się nieco zażenowany, a z drugiej miło było patrzeć jakie Lance ma podejście do dzieci.

>...<

Przez resztę dnia oboje bawili się z dziećmi. A pod wieczór Nadia poprosiła o włączenie ''Krainy Lodu''. Już po połowie filmu, byli tak zmęczeni po całym dniu, że zasnęli na kanapie. Sylvio usnął oparty o Lance'a, a Nadia z głową na kolanach Keith'a. Kiedy miał pewność, że już oboje śpią odważył się odezwać.

-Hej, Lance...Jesteś mną zawstydzony? Ja wiem, że nie jesteśmy razem, ale...Jesteś zawstydzony myślą, bycia ze mną?

-Nie. Nie do końca. Naprawdę bardzo cię lubię. I przepraszam, że cię odpychałem. Byłem po prostu zmartwiony...ale nie dlatego, że się wstydziłem. I nie wiem, jak moja rodzina to zaakceptuje...Ale Keith, jestem gotów robić dla ciebie małe kroki...-Mówił cicho, by nie obudzić śpiących dzieci.

Jednak one już, od dawna nie spały. Wsłuchiwały się za to, w każde słowo Lance'a. Latynos nie zważając na nich, delikatnie pocałował chłopaka.

-*Tio?-Zapytała, dziewczynka rozespanym głosem.

Błyskawicznie się od siebie, oderwali. Czarnowłosy miał ochotę zapaść się pod ziemię, w trybie natychmiastowym.

-Uh...Nadia, Sylvio...Proszę, nie mówcie nic...proszę...

-Ale dlaczego? Przecież, to był po prostu pocałunek...-Zauważył, chłopiec.

-Niestety, to nie jest takie proste. Pocałowałem Keith'a, a przecież oboje jesteśmy chł-

-A czy to ma jakieś znaczenie? Moja koleżanka, powiedziała mi, że Elsa lubi dziewczyny, a wszyscy ją kochają. To w porządku, że lubisz Keff'a, ponieważ i tak wszyscy nadal będziemy cię kochać-Powiedziała z szerokim uśmiechem.

-Dziękuję wam, to dużo dla mnie znaczy. Ale przysięgnijcie, że niczego nikomu nie powiecie. Zanim nie będę gotowy...-Powiedział, Lance składając z nimi małą przysięgę.

-Nic, nie powiemy-Odparli ochoczo, a Latynos był prawie pewny, że mówią prawdę.

Wziął głęboki oddech i zwrócił się w stronę chłopaka. Chciał mu w końcu powiedzieć, te dwa magiczne słowa.

-Keith...Kocham cię-Powiedział z bijącym sercem i drżącym tonem.

Czarnowłosego zatkało. Nie mógł wydusić z siebie, żadnego słowa. Ta fraza cały czas, tłukła się w jego głowie. Tego było za wiele.

-O-oh...-Patrzył na Lance'a, który czekał zapewne na jego odpowiedź-Uh...-Wstał z kanapy.

-Keith?

-Nie myślisz, że to trochę za szybko? Dopiero co mówiłeś o małych krokach...A teraz wyjeżdżasz z tym ''kocham cię'' czy coś...Spójrz, lubię cię...Ale co ty możesz kochać we mnie?

-Ja...Uh...Kocham ciebie...twoje oczy i to jaki jesteś słodki i...To trudne do wyjaśnienia...-Powiedział z niepewnym uśmiechem.

-...Ponieważ nie jesteś, we mnie zakochany Lance...-Dokończył, patrząc na niego ponuro-Powinienem już iść. Zobaczymy się jutro-Powiedział, rozplatając i rozczesując palcami włosy.

-Do jutra...-Powiedział, chociaż mimowolnie czuł, że jutro wcale nie będzie lepsze.

>...<

Po jego wyjściu, zamknął się w pokoju. Czuł się okropnie nieszczęśliwy. Wiedział, że to jego wina. Gdyby nie powiedział tej części o ''małych krokach'', lub słowa na ''K'' do tej pory pewnie siedziałby razem z nim oglądając końcówkę ''Krainy Lodu''. A zamiast tego, leżał na łóżku i rozmyślał nad tym. Pragnął z nim stabilnego związku, ale Keith miał trudny charakter i naprawdę wymagał tych słynnych ''małych kroków''. To wszystko, przez niego. Przez jego zapalczywość. Przecież miłość, to nie są zawody, kto szybciej powie ''kocham cię'' czy ''wyjdziesz za mnie''. Z dwojga złego, już lepiej by było, gdyby zapytał o tę drugą opcję. Tą łatwiej byłoby obrócić w żart. A z ''kocham cię'' nie powinno się robić żartów. I z tym był właśnie problem. Bo on mówił to całkiem serio i całkiem poważnie. A Keith widocznie wziął to, za jeden z jego żartów. Keith po prostu potrzebował tego ciepła, chociaż sam nie wiedział czemu. Do tego był zły na siebie, że tak łatwo oddał swe serce, niewłaściwej osobie...


*Nadia, si quieres puedes jugar con el pelo de Keith-Jeśli chcesz możesz zapleść włosy Keith'owi

*Tio-Wujek 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top