Rozdział 18
Parę godzin później, odkąd Keith wrócił do domu, Lance zamknął się u siebie. Leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Obrócił się tam, gdzie wczoraj spał chłopak. Wciąż czuł, jego zapach. A to wcale, mu nie pomagało. Przypomniał sobie, jak miękkie były jego włosy. Przewrócił się na plecy. Lubił widzieć, jego uśmiech. Chciałby, żeby zawsze się uśmiechał. Z powrotem odwrócił się, na bok. W sumie, też dobrze wyglądał w kucyku...Wykonał gwałtowny ruch, przez co spadł z łóżka. Ciężko uderzył o podłogę. Przez moment, go zaćmiło. Leżał na plecach, próbując uspokoić oddech.
-Ja go lubię...trochę za bardzo...chyba-Wyznał na głos swoje wątpliwości, podnosząc się do siadu-Nie, nie, nie...To niemożliwe...Muszę rozważyć wszystkie jego plusy i minusy...
Podszedł do biurka. Wyciągnął zeszyt oraz długopis. Otworzył go i przedzielił kartkę, na dwie strony. Zrobił dwa nagłówki ''plusy'' i ''minusy''.
-No dobra...Więc...-Sięgnął po długopis i w pierwszej rubryczce wpisał ''słodki'', ''Ma miękkie włosy'' , ''Lubi mnie''-Chyba nie przesadziłem.
.Łatwiej mi napisać, jego wady...-Mruknął i zapisał ''Pali'' , ''Pije'' , ''Czasem łatwo się wkurza'' i...''Jest okropnym tancerzem''
Z czego słowo ''pali'' zapisał co najmniej cztery razy pod rząd...
>...<
Następnego dnia w szkole, Keith postanowił unikać Lance'a. I nie chodziło mu tylko, o tę sobotnią sytuację. W sensie to nie było tak, że się źle z tym czuł. No dobra, to była prawda. Było mu głupio i się źle z tym czuł. Dlatego zrezygnował z pierwszej lekcji, którą była chemia. Nie chciał, go widzieć.
-To nie ma sensu...Nie jest mną zainteresowany. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.To...-Myślał, zaciągając się papierosem-...w porządku...Całkowicie w porządku...-Powiedział na głos, z zaciśniętym gardłem.
Tymczasem Allura i Lance, siedzieli na lekcji chemii.Tym razem Allura, poprawiła projekt i zrobiła go w Power Poincie.
-Nasz projekt, jest już prawie skończony-Powiedziała z uśmiechem, w stronę Lance'a-A tak w ogóle...Wiesz, gdzie jest Keith?-Spojrzała na wolne miejsce, tuż obok siebie.
-Nie mam pojęcia...Ale pójdę, go poszukać-Oznajmił, gdy tylko zadzwonił dzwonek.
Wyszedł na korytarz. Rozglądnął się, tam chwilę.Tam, go nie było.Zajrzał do męskiej łazienki.I tam także...Wpadł mu do głowy pomysł. Wyszedł na szkolny dziedziniec. Z niezadowoloną miną, podszedł do chłopaka. Keith poczuł, na sobie jego spojrzenie, gdy stał tam z opuszczoną głową.
-Odejdź Lance-Powiedział, z dziwną nutą w głosie.
Zupełnie jakby wcale nie chciał, tego co powiedział. Zmierzył go nieco, zmartwionym wzrokiem. Pomyślał, że Keith jest co najmniej niemożliwy.
-Nie pójdę, bez ciebie. Ja i Allura, nie chcemy sami kończyć projektu-Powiedział, zaciętym tonem.
-Huh? A myślałem, że kochasz być z nią sam na sam...
-Ech?...Nie podoba mi się, że tu jesteś i palisz, zamiast nam pomagać...Szczerze to smutne, jak szybko przestałeś być jedną z moich ulubionych osób...teraz stałeś się tą najgorszą-Powiedział śmiertelnie poważnie i odszedł, zostawiając go samego.
A gdyby dobrze się wsłuchać, można by usłyszeć dźwięk rozpadającego się serca...O ile Keith, jeszcze je posiadał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top